G.I. Joe: Odwet, czyli efekciarstwo bez fabuły

Film jest kontynuacją "G.I. Joe: Czas Kobry". Przywódca Kobry wraz z Destro znajdują się w podziemnym więzieniu, natomiast Zartan wciela się z postać prezydenta USA. Jego zadaniem jest uwolnienie towarzyszy i podbój Ziemi. Kobra w podstępny sposób likwiduje GI Joe - jedyny oddział na świecie, który mógłby przeszkodzić w diabolicznych planach. Jednak najtwardsi członków jednostki przeżywają i przysięgają zemstę.

"G.I. Joe: Odwet" trafił na pierwsze miejsce światowego box office'u dzięki imponującemu otwarciu w Chinach, gdzie zarobił 33 miliony dolarów. W sumie do tej pory nowa superprodukcja z Dwayne'em Johnsonem i Bruce'em Willisem przyniosła dochód 211,7 mln. Przyczyną jest najprawdopodobniej ładny trailer oraz sentyment do komiksu, filmów animowanych oraz figurek G.I. Joe. Niestety sam film jest po prostu kiepski.

Fabuła "G.I. Joe: Odwet" to zlepek połączonych w nielogiczny sposób scen akcji. Gra aktorów momentami przypomina tę z filmów kategorii B. Kwestie wypowiadane przez bohaterów często są bezsensowne (przynajmniej dla myślącego człowieka). Po raz kolejny producenci chwytają się brzytwy zatrudniając Bruce Willisa. 58-letni aktor kina akcji znów gra emerytowanego bohatera, który swoim arsenałem i doświadczeniem wspomaga młodszych kolegów. To chyba próba zjednania sobie starszej widowni, która pamięta jeszcze pierwsze części "Szklanej pułapki". Niestety ten zabieg, często ostatnio powtarzany, nie sprawdza się.

"G.I. Joe: Odwet" to film efekciarski. Jeśli warto go obejrzeć, to chyba jedynie dla sceny pojedynku wojowników ninja. Piękne krajobrazy w połączeniu z doskonałymi efektami specjalnymi tworzą niezapomniane wrażenie. Niestety w trakcie widz się kompletnie wyłącza, a po wyjściu z kina nie pamięta już fabuły (jeśli jakakolwiek tu była). Ale może o to chodzi.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport