Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fotoreporterka "Wyborczej" podała się za reprezentanta "Porannego". Przeprasza za zachowanie. Tłumaczy je troską o bezpieczeństwo.

OPRAC.: wal
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Białostocka fotoreporterka, od lat związana z lokalną „Gazetą Wyborczą", publicznie podała się za dziennikarkę „Kuriera Porannego”. Do takiej sytuacji doszło 11 stycznia podczas zbiórki białostoczan udających się do stolicy na protest Wolnych Polaków. Teraz Agnieszka Sadowska przeprasza za swoje zachowanie. Tłumaczy, że był to akt desperacji w sytuacji zagrożenia własnej osoby.

Kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w czwartek 11 stycznie ok. godziny 10.30 na parkingu nieopodal kościoła na Wysokim Stoczku. Stąd białostoczanie autokarami ruszali na manifestację w Warszawie zorganizowaną przed Sejmem przez PiS.

- Zobaczyliśmy, że ktoś robi nam zdjęcia. Bez żadnej agresji podeszliśmy do tej osoby pytając kogo reprezentuje, by pokazała legitymację. Na początku nie chciała powiedzieć, odeszła, ale po chwili odpowiedziała, że z „Porannego” - opowiada Paweł Gąsowski.

34-sekundowy filmu

To on nagrał 34-sekundowy firm z tamtych wydarzeń. Słyszymy na nim głosy: „Proszę podać swoje nazwisko, kim pani jest”. Równocześnie fotoreporterka wycofuje się od pytających. By za chwilę powiedzieć: "Jestem z gazety”. – „Z jakiej” – pada pytanie. – Z „Porannego” – odpowiada fotoreporterka. – „ A legitymacja jakaś” – pada kolejne pytanie. – „Nie będę się panu tłumaczyć” – mówi fotoreporterka, odchodząc na bok. – „Jako dziennikarz ma pani obowiązek pokazać legitymację” – słyszymy na filmie. – „Jesteście agresywni” – odpowiada fotoreporterka. – „Nie proszę pani, nie jesteśmy” – pada odpowiedź.

– Podszywanie się przez dziennikarza pod redakcję, która nie jest jego macierzystym miejscem pracy, jest nieetyczne – uważa etyk prof. Jerzy Kopania.

Grzegorz Dąbrowski: Przepraszam "Poranny"

O ustosunkowanie się do sytuacji sprzed tygodnia poprosiliśmy Grzegorza Dąbrowskiego, redaktora naczelnego białostockiej „Gazety Wyborczej”.

Sytuacja, do której doszło 11 stycznia podczas wykonywania zdjęć przez Agnieszkę Sadowską nie powinna mieć miejsca - ocenia. - Agnieszka Sadowska była wieloletnim pracownikiem „Gazety Wyborczej”, obecnie jest jej współpracownikiem. Jedynym jej usprawiedliwieniem był stres i presja wywołana przez grupę mężczyzn, którzy wobec niej zachowywali się agresywnie. Jedyne, co mogę zrobić, to przeprosić redakcję i czytelników „Kuriera Porannego” za zaistniałe zdarzenie.

Oświadczenie Agnieszki Sadowskiej

O wyjaśnienie sytuacji zwróciliśmy się też do Agnieszki Sadowskiej. W odpowiedzi nadesłała oświadczenie, które zamieszczamy w całości:

"W związku z wydarzeniem, które miało miejsce 11 stycznia, na placu na którym zebrało się kilkaset osób, wyjeżdżających na marsz Wolnych Polaków do Warszawy. (Na marsz wyjeżdżało osiem autokarów). „Jako fotoreporter, chciałam zrobić dokumentację wydarzenia publicznego, zbiórkę i wyjazd białostoczan na marsz, w końcu marsz miał być wydarzeniem publicznym z uczestniczącymi w nim osobami.
Uznałam, że wydarzenie jest godne zarejestrowania, każdy Polak ma prawo do protestu, a społeczeństwo, także do informacji o wydarzeniach społecznych.
Na miejscu okazało się, że dziennikarz, który przedstawił się, że jest z redakcji Wyborczej, został obrzucony inwektywami m.in. że jest szmatą i że jest na usługach niepolskich właścicieli mediów. Uprzedził mnie , że sytuacja jest niebezpieczna i wiąże się z agresją protestujących.
Kiedy zaczęłam robić zdjęcia ogólne sytuacji, część osób zebranych zaczęła wykrzykiwać w moją stronę groźby i wyzwiska. Być może dlatego, że widzieli mnie wcześniej w towarzystwie dziennikarza z Wyborczej.
Kiedy wydawało mi, że odsunęłam się na bezpieczną odległość, część z zebranych ruszyła w moją stronę, napierając na mnie, zamykając krąg wokół mnie. Jeden z mężczyzn miał w ręku flagę zawiniętą na trzonku, którym wymachiwał w moją stronę. Powiedziałam, że jestem z prasy , a miejsce jest publiczne, i mam prawo robić zdjęcia.
Niestety, nie powstrzymało to tych osób, które na mnie nacierały, poczułam się zagrożona fizycznie. Wycofywałam się, rozglądając, czy jest gdzieś policja. Zapytałam głośno, czy mam zadzwonić na policję?
Czułam się w ogromnym stresie, zagrożona presją , i nie wiedziałam co może się wydarzyć. Z powodu braku policji, nikt nie mógłby stanąć w mojej obronie. Na pytanie z jakiej gazety jestem, odpowiedziałam dla własnego bezpieczeństwa, że z Porannego.
To wydarzenie wydawało mi się niebezpieczne i zagrażające mi bezpośrednio.
Jeśli kogoś to uraziło, przepraszam. Szczególnie pracowników Porannego. Nie było moim zamysłem podawanie się za pracownika Porannego, to był akt desperacji w sytuacji zagrożenia własnej osoby.
Pozostaje pytanie- dlaczego wykonując swoje zawodowe obowiązki, nie zagrażając nikomu, rejestrując rzeczywistość, mam się czuć zagrożona? Dlaczego organizatorzy imprezy dopuścili do sytuacji, by ktoś się czuł zagrożony? "

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny