Dzikie, niestrzeżone plaże na Podlasiu. To tu giną ludzie. (zdjęcia, wideo)

Tragedie w wodzie

Na plaży w Ogrodniczkach pełno jest śmieci. Młodzi ludzie piją piwo nie wychodząc na brzeg. W wodzie mnóstwo jest pustych butelek i kapsli.
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Tragedie w wodzie

Od początku wakacji już osiem osób trafiło do białostockich szpitali ze złamanym kręgosłupem. Najczęstsza przyczyna: skoki do wody. Młodzi ludzie, sami mężczyźni, prawdopodobnie nigdy nie staną już na własnych nogach.
- Woda znowu zbiera tragiczne żniwo. Tyle się o tym mówi, ale to wciąż nie trafia do ludzi - przyznaje dr. Tomasz Koronkiewicz, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.

W Rydzewie koło Rajgrodu mężczyzna wskoczył do stawu na prywatnej posesji. Nie wypłynął. Pomóc próbował mu kolega. Bezskutecznie starał się wyciągnąć 42-latka z wody. Ciało wyłowili dopiero strażacy.

Tylko przez ostatni miesiąc w naszym województwie utonęło już 16 osób. Prawie tyle co przez całe lato 2009. A to dopiero połowa wakacji.

- Do takich wypadków nie dochodzi na strzeżonych kąpieliskach, zdarzają się tylko na dzikich - przyznaje Wiesław Choroszucha wiceprezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w województwie podlaskim.

Bo właśnie dzikie plaże są najbardziej niebezpieczne. W okolicach Białegostoku mamy ich kilka. Ogrodniczki, Nowodworce, Jurowce, Koplany - to tylko te najpopularniejsze. W prawie każdym z tych miejsc już w tym roku ktoś utonął.

- Jak człowiek jest odpowiedzialny, to nic mu się nie stanie. Ja umiem pływać, nie wchodzę do wody po alkoholu. Myślę, że to wystarczy, żeby móc się bezpiecznie kąpać nawet bez ratownika - mówi Konrad, którego spotkaliśmy przy moście w Nowodworcach.

- I właśnie takich osób najwięcej tonie - komentuje Choroszucha. - Woda to żywioł, trzeba zachować respekt.

W Nowodworcach nawet w ciągu tygodnia w wodzie pluska się kilkanaście osób. Dużo jest młodzieży, ale nie brakuje też rodzin z małymi dziećmi. Kilku starszych chłopców co chwilę wchodzi na most, żeby skoczyć do wody. - Tu jest ładnie i przede wszystkim spokojnie. O wiele fajniej niż na zatłoczonych Dojlidach - uważa Natalia, którą opala się niedaleko mostu. Jej zdaniem Nowodworce to jedyne miejsce, gdzie można wypocząć od miejskiego zgiełku.

Podobnie mówią wypoczywający w Ogrodniczkach. Tu pośród śmieci kąpie się kilkadziesiąt osób. Po plaży biega bezpański pies, a dwóch młodych mężczyzn popija piwko w wodzie.

Dzikich plaż nikt nie kontroluje. Policja bywa tam tylko przy okazji wypadków. Nie ma ratowników. - Tego się nie da upilnować. Ratownicy wszędzie nie dotrą. Zresztą, na takie dzikie kąpielisko, ja swojego ratownika bym nie wysłał. To zbyt niebezpieczne - przyznaje Choroszucha.

Nikt też nie sprawdza jakości wody. - To nie należy do naszych obowiązków. W tej wodzie może być wszystko, nie sposób stwierdzić czy nadaje się do kąpieli - mówi Andrzej Jarosz, rzecznik białostockiego sanepidu.

- Jestem tu pierwszy i ostatni raz - przyznaje pani Elżbieta, która odpoczywa na brzegu w Ogrodniczkach. - Tu jest brudno i niebezpiecznie. To ja już wolę tłok na Dojlidach.