Tę sztandarową reformę PO odwróciło PiS, dając prawo do decydowania rodzicom. I mogłoby wydawać się, że będzie już tylko lepiej. Ale nie w Białymstoku. Wystarczyło posłuchać debaty o przedszkolakach na ostatniej sesji. Były obrazy wprost z filmów grozy o tym, jak gimnazjaliści depczą trzylatki na szkolnych korytarzach, albo jak pracownicy przedszkoli niepublicznych padają z przemęczenia na nos. Wyliczano, ile metrów kwadratowych potrzebuje przedszkolak (ciekawe jak zmierzyć te bardziej ruchliwe maluchy?), proponowano przesuwanie ścian. I na koniec mocny akcent, bo może się okazać, że w temacie przedszkolaków walczymy z Bogiem.
Było więc śmiesznie, strasznie i długo. Dyskusja trwała blisko trzy godziny. Ja słuchałam jej ze względnym spokojem. Mojego dziecka nie dotyczą tegoroczne zapisy. Ale co mają myśleć rodzice trzylatków i to na kilka dni przed rozpoczęciem rekrutacji? Radni zafundowali im spory stres. W tej chwili nie mają żadnej pewności, że ich dziecko zostanie przedszkolakiem. Radni PiS nie zgodzili się bowiem na współpracę z przedszkolami niepublicznymi. Może zmienią zdanie już po rekrutacji, kiedy dowiedzą się, ile faktycznie brakuje miejsc. I to ma uspokoić rodziców? A jak radni zmienią zdanie i się nie zgodzą?
Oczywiście PiS ma też swoją propozycję. To darmowe, całodzienne oddziały przedszkolne w szkołach, głównie dla dzieci 6-letnich. Propozycja pewnie warta jest rozważenia, ale raczej w przyszłości. Teraz jest po prostu za późno. Większość rodziców najstarszych przedszkolaków nie da ich ruszyć z przedszkoli i ma do tego święte prawo. Co teraz? Znam rodziców, którzy jeszcze liczą na rozsądne rozwiązanie. Liczą, że poznają je do 14 marca. Oby.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?