Wysłałem oficjalne pismo do pani dyrektor. Umowa o pracę z jej synem kończy się 31 grudnia tego roku. Nie powinna być przedłużona - mówi Antoni Pełkowski, burmistrz Wasilkówa. - Jeżeli Anna Biegańska zdecyduje inaczej, rozpocznę procedurę odwołania jej ze stanowiska dyrektora. Czekam do pierwszego stycznia - zapowiada.
- Pismo pana burmistrza nie było potrzebne. Nie przedłużę tej umowy - mówi Anna Biegańska.
Od kilku miesięcy jest przełożoną własnego syna. Mężczyzna przyszedł do pracy w szkole na zastępstwo. Dostał stanowisko w sekretariacie.
- Miał kwalifikacje, jest po studiach ekonomicznych. Wiem, że dla wielu osób może to wyglądać na nepotyzm. Ale ze względów zdrowotnych potrzebowałam obecności w pracy kogoś bliskiego. W dodatku chodziło tylko o zastępstwo. Pan burmistrz o tym wiedział - dodaje Anna Biegańska.
Mało tego. Wyraził na to zgodę.
- Z czysto ludzkiego odruchu. Chciałem pójść na rękę pani dyrektor. Tylko o to chodziło - broni się Antoni Pełkowski.
I przypomina, że takiej pobłażliwości nie było, kiedy w listopadzie dyrektorka wasilkowskiej podstawówki dała etat swojej córce. Stanowisko - pedagog szkolny.
- Zareagowałem od razu. Nakazałem zwolnienia córki. I tak się stało w ciągu kilku dni - wyjaśnia burmistrz. - Bo zatrudnianie rodziny jest niezgodne z zasadami życia społecznego. Ludzi to oburza i nie można się temu dziwić ani na to pozwalać - dodaje.
- Córka sama zrezygnowała, chociaż zgodnie z Kartą Nauczyciela nie musiała tego robić. Miała odpowiednie kwalifikacje - zapewnia Anna Biegańska.
Jednak teraz żałuje, że pracę w szkole, którą kieruje, dostawały jej dzieci. - Tylko naraziłam
córkę i syna na stres. Siebie też - mówi.
Jednak jej tłumaczenie nie przekonuje mieszkańców Wasilkowa. - Co mają powiedzieć młodzi ludzie, którzy nie mają takich znajomości, nieraz latami szukają dobrej pracy - przypomina jedna z mieszkanek Wasilkowa.
- Pani dyrektor wykorzystuje swoje stanowisko i wcale się z tym nie kryje. To jest po prostu nieetyczne - dodaje rodzic jednego z uczniów SP w Wasilkowie.
Podobnie uważa podlaski kurator oświaty oraz stowarzyszenie Transparency International, które walczy z korupcją i nepotyzmem.
- Nawet jeżeli prawo wprost nie zabrania zatrudniania członków rodziny, nie powinno do takich sytuacji dochodzić w szkole. To jest niewłaściwe - mówi Jerzy Kiszkiel, podlaski kurator oświaty. - I zawsze może rodzić podejrzenia, że ktoś dostał pracę po znajomości - dodaje kurator.
Anna Urbańska, prezes stowarzyszenia TI, idzie dalej. - W tej sytuacji możemy mówić o nepotyzmie. Na to nie powinniśmy się godzić - zaznacza.
I przypomina, że szkoła jest miejscem szczególnym. Ma wychowywać i dawać przykład uczniom.
- Trudno im wytłumaczyć, że syn czy córka pani dyrektor mają odpowiednie kwalifikacje. Dla nich sytuacja jest jasna. Ktoś dostał pracę na specjalnych zasadach - tłumaczy Anna Urbańska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?