Warstwa gruzu i zboża miała parę metrów.
(fot. fot. Krzysztof Jankowski)
Na kolonii wsi Wygonowo w gminie Boćki rozegrała się tragedia. Było tuż po 10. Mężczyźni akurat przywieźli zboże z pola. Zaczęli je wyładowywać i wrzucać na strych starego spichlerza.
- Zawsze sypaliśmy zboże na górę i zawsze wytrzymywał. Ale w tym roku zbiory były większe - opowiada jeden z mężczyzn, brat zabitego. Jest w szoku. Nie może zrozumieć, jak to się stało.
Dwóch mężczyzn było akurat na górze spichlerza, jeden stał pod feralną ścianą, czwarty czekał na przyczepie.
W pewnym momencie ściana nie wytrzymała naporu. Pękła. Zawaliła się. Przygniotła mężczyznę stojącego pod nią. Zboże pogrzebało następnego.
- Akurat odszedłem kawałek. I to mnie uratowało - przyznaje rolnik. - Nagle usłyszałem huk, i ściany już nie było. Sami próbowaliśmy ich odkopać.
Zabici mężczyźni mają 51 i 59 lat. Młodszy był właścicielem gospodarstwa. Pracował tu razem z bratem.
Straszy to sąsiad. Przyjechał pomóc przy żniwach.
- Taka tragedia. Przyjechaliśmy tu tylko na chwilę. Nawet nie widziałam, że mąż tam poszedł - opowiada roztrzęsiona żona. Płacze.
- Budynek był przystosowany do składowania słomy albo siana, nie zboża. Kiedy wsypali tam kilkanaście ton, ściana szczytowa nie wytrzymała i pękła - relacjonuje asp. sztabowy Jan Iwaniuk, jeden z bielskich strażaków.