Dwa rottweilery uciekły z posesji i pogryzły 23-letniego przechodnia. Właścicielka psów skazana na więzienie w zawieszeniu

Zdarzenie miało miejsce na białostockim osiedlu Wygoda. 23 października 2020 r. z jednej z prywatnych posesji uciekły dwa psy rasy Rottweiler. Zwierzęta chodniku zaatakowały młodego mężczyznę, który trzymał na rękach swojego psa. Pogryziony 23-latek miał rany kąsane przedramienia i ramienia.

Czytaj też:

Właścicielka rottweilerów, które - jak się okazało - nie miały też ważnych szczepień przeciw wściekliźnie - usłyszała zarzut narażenia pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Chodziło o to, że jako osoba odpowiedzialna za sprawowanie nadzoru nad zwierzętami, niewłaściwie zabezpieczyła przed ich ucieczką posesję. Ta była ogrodzona jedynie nieustabilizowaną siatką.

Sąd pierwszej instancji uznał kobietę za winną i wymierzył jej karę 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Od tego rozstrzygnięcia odwołała się obrona. Kwestionuje nie winę, a wysokość kary. W piątek (7.10) sprawa trafiła na wokandę Sądu Okręgowego w Białymstoku.

Adwokat oskarżonej podkreślała, że przy wymiarze kary sąd powinien wziąć pod uwagę, że zdarzenie miało charakter incydentalny. Nigdy wcześniej ani później nic podobnego się nie wydarzyło. Po tym nieszczęśliwym wypadku oskarżona wzmocniła ogrodzenie (zostało zabetonowane dookoła), psy są cały czas trzymane w kojcu na tyłach domu i chodzą na szkolenie z posłuszeństwa.

Oskarżona dodała, że psy były wówczas młode, miały około roku. Nie przejawiały jednak agresji, o czym świadczy, że bawił się z nim jej mały syn i jego koledzy.

Zobacz także:

Stan ogrodzenia tłumaczyła tym, że jej rodzina zamieszkała w tym miejscu niedługo przed zdarzeniem i dopiero wykańczała dom.

- Psy od początku trzymane były w kojcu. Wypuszczaliśmy je tylko, kiedy byliśmy na podwórku, ja lub mąż - zaznaczała oskarżona w ostatnim słowie. - Nie szczułam tych psów. Nie uczyłam ich agresji ani do zwierząt ani do drugiego człowieka. Nie chciałam, żeby doszło do tej sytuacji, ale to moje psy i poniosę pełną odpowiedzialność.

Obrona wnosiła o zmianę wyroku poprzez warunkowe umorzenie postępowania na okres roku lub uchylenie sprawy do ponownego rozpoznania. Uważa, że znacznie ma niewielki rozmiar obrażeń, jakich doznał pokrzywdzony, a które ograniczają się do dwóch niewidocznych z odległości metra blizn.

Z taką oceną nie zgadza się pełnomocnik mężczyzny zaatakowanego przez psy. - Biegły w ostatniej swojej opinii z lipca 2020 r. wprost napisał, że dysfunkcja barku ogranicza ruchomość i będzie utrudniała wykonywanie zawodu, w którym kształcił się pokrzywdzony. Utrudniała i nadal utrudnia spokojny sen, który jest elementem niezbędnym do regeneracji i odpoczynku - mówiła adw. Agnieszka Daniszewska-Zujko.

O rekompensatę za doznane krzywdy walczy w odrębnym postepowaniu cywilnym. Co do procesu karnego, sąd okręgowy odroczył wydanie wyroku do 21 października.