Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dusił ukochaną sznurkiem. Potem wieszał się podcinał sobie żyły

Adam Willma [email protected]
Dusił ukochaną sznurkiem. Potem wieszał się podcinał sobie żyły
Dusił ukochaną sznurkiem. Potem wieszał się podcinał sobie żyły sxc.hu
Kamil dokładnie zaplanował śmierć swoją i Justyny. Oczami wyobraźni widział wspólny grób. Wszystko miało nastąpić szybko i bezboleśnie. Po jednym strzale dla każdego. Nie spodziewał się, że pisze scenariusz tragifarsy.

Pożegnalne listy Kamila są dziś dowodem w sprawie. Zapakowano je w foliowe koszulki, oddano biegłym do badania. Ten z z 24 października ubiegłego roku napisany został na tekturowej okładce. Zaczyna się od słów: "Jeśli to czytacie, to nas już nie ma. Tak widocznie było nam pisane".

Litery nieskładne, widać że pisane w nerwach.
"Ten rok był dla mnie bardzo trudny. Wszystkie moje zamiary i plany waliły się. Na dodatek to rozstanie - załamałem się całkowicie".
I dalej:

"Będziecie mnie potępiać. Uczucia są tak silne, że nie wiecie do czego zdolny jest człowiek. Nawet nie wiedziałem, że będę w stanie to zrobić".

Sam Kamil jeszcze nie bardzo wiedział, bo list pisał na dzień przed wszystkimi wydarzeniami. Ale w jego głowie Justyna już nie żyła.

Ok, to Justyna zerwała, ale Kamil miał świadomość, że sam sobie nagrabił. Policjanci przeszukujący pokój chłopaka znaleźli wydrukowaną ankietę: "Jak odzyskać byłą dziewczynę". "Prosta psychologiczna sztuczka, aby twoja była prosiła i błagała, abyś do niej wrócił z powrotem" kosztuje w internecie 39,97 zł z gwarancją zwrotu pieniędzy. Żeby sztuczka się udała, trzeba najpierw wypełnić ankietę. Kamil był szczery do bólu: przyznawał, że ze zmęczenia nie zwracał na Justynę uwagi, a nawet prowokował do kłótni. Że był inny niż kiedyś, miał język żmii, psuł dziewczynie psychikę. Nie tak jak kiedyś, gdy adorował Justynę, wtedy był czarujący miał ten błysk w oku.

Na swoją obronę miał tylko to, że rzucał właśnie palenie i targały nim nerwy.
Uczucie przygasało stopniowo. Kryzys nadszedł, gdy Kamil postanowił założyć własny warsztat. Zatrudnił się na stażu u mechanika, dostawał grosze, więc zaczęło brakować pieniędzy.

W końcu Justyna poprosiła, żeby się wyprowadził. Spakował rzeczy, wyniósł się z Radziejowa (zachodniopomorskie) do matki, na gospodarstwo. Ale nie uwierzył, że to może być koniec.

Dzwonił, słał esemesy. Żadne tam groźby, raczej pytania. W ogóle z Justyną obchodził się delikatnie, nie przypomina sobie, żeby przez 5 lat znajomości podniósł na nią rękę.
Justyna w końcu przestała odpisywać. No chyba że miała techniczne pytanie np. dlaczego głośniki w komputerze przestały grać. W końcu się zeźliła: "Taj mi k… święty spokój".

Pod górkę i z górki

Ale Kamil nie zamierzał. Nie dawało mu spokoju, że Justyna nie odpowiedziała na pytanie "dlaczego". Tylko zbyła go krótkim "bo tak".

Żeby zrozumieć o co chodzi, umówił się z koleżanką Justyny. Ta nie potrafiła wyjaśnić. Stwierdziła tylko, że kiedyś Justyna na pewno powie.

Kamil nie mógł spać. Budził się w środku nocy, walczył z nawałnicą myśli. Do pracy w warsztacie samochodowym przychodził półprzytomny.

Z listu pożegnalnego: "Chciałem stworzyć rodzinę taką, jakiej nie miałem - szczęśliwą i pełną radości. Dlaczego inni mają wszystko, co chcą, a ja ciągle miałem pod górkę?".
Z tą górką było różnie. Owszem, ojciec tak długo zapijał problemy psychiczne, aż wyprowadził się z domu. Niedługo później zmarł.

Trzy dni po jego śmierci samobójstwo popełniła jedna z trzech sióstr Kamila. Dwie pozostałe wyszły z domu, zamieszkały daleko.

Kamil pozostał na gospodarce z matką. Ale rolnictwo go nie interesowało, za to samochody - owszem. Skończył szkołę mechaniczną, zatrudnił się jako kierowca w piekarni.

Justynę poznał przez kolegę z klasy, który dał mu numer. Flirtowali jakiś czas esemesowo, a później spotkali się w realu w Radziejowie. Przyjeżdżał do Justyny, czasem nocował. Aż zamieszkali razem - ona dostała mieszkanie po babci, on - 50 tys. ze sprzedaży rodzinnej ziemi. Teraz mogli być prawie jak mąż i żona. Mówił o niej: "miłość mojego życia". Numer do rodziców Justyny zapisał jako "teście". Zdawało się, że wyszedł na prostą.

Klamka z Placu Wolności

Tylko matka Kamila nie zaakceptowała nigdy tego związku. Ale matki tam miewają. A może dobrze czuła? W każdym razie, gdy Kamil się wyprowadził, wieczory spędzał przy komputerze. Szukał śladów Justyny, nowych zdjęć na Naszej Klasie i wpisów. Podejrzewał, że w jej życiu pojawił się inny chłopak.

Męczyło go, aż nie wytrzymał i pojechał do Piotrkowa Kujawskiego, gdzie przy ul. 1 Maja przyjmuje wróżka. Dowiedział się, że blisko Justyny jest jakaś kobieta, za blisko. Dla Kamila było oczywiste, że to matka Justyny.

Oprócz kobiety wróżka zobaczyła jeszcze dwóch mężczyzn - blondyna i bruneta. Bliżej był blondyn i to on miał być bardziej niebezpieczny.

- Skrzywdzi dziewczynę - orzekła wróżka. - Ona będzie chciała się wycofać, ale za późno.
Wrócił do domu. Za dwa dni pojechał do Piotrkowa ponownie. Wróżka potwierdziła wszystko co do joty.

Wśród rzeczy przywiezionych z domu Justyny, była kartka z hasłami do kont internetowych. Próbował włamać się na jej konto pocztowe. Udało się dopiero, gdy wymyślił patent ze zmianą hasła.

- Pisała z jakimś chłopakiem - zarzekał się Kamil. - Takie czułe słówka. Napisała "Kocham cię". Na imię było mu Bartek albo Błażej. Chłopak pracował przy budowie drogi, wpadał do sklepu, w którym pracowała Justyna.

Wszystko poukładało mu się logicznie w głowie, wróciły wspomnienia. Że wracała nieobecna, zamyślona

Naszły Kamila myśli samobójcze. Przeszukał internet w poszukiwaniu przepisów na szybką śmierć. Było o powieszeniu, zastrzeleniu i podcięciu żył. Kombinował też, że może zabije się samochodem. Wreszcie naszło go natchnienie, żeby zabić siebie i Justynę. Oczami wyobraźni widział wspólny grób. Wszystko miało nastąpić szybko i bezboleśnie. Po jednym strzale dla każdego.

Po broń pojechał do Włocławka. Łaził po Zielonym Rynku i Placu Wolności zaczepiając co bardziej podejrzanych typów:

- Myślałem, że będzie można kupić bez problemów, ale nie jest to takie łatwe.
Kalkulował nawet, że dla pistoletu sprzeda auto albo zapożyczy się w Providencie. Ale poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Przyszło mu do głowy, że spluwę będą mieli alfonsi przydrożnych prostytutek. Dziewczyna, którą zaczepił z początku nie kojarzyła o jaką "klamkę" chodzi, ale w końcu obiecała, że zobaczy, co da się zrobić.

Kamil wrócił do domu i zapisał kolejny pożegnalny karteluszek: "Cześć! Cały czas czekam. Miało być po wszystkim, ale okoliczności się nie złożyły. Niestety czekam dalej aż w końcu nadejdzie ten dzień - chwila grozy, strachu, lęku, a później ukojenie (…) To oczekiwanie jest najgorsze, wszyscy naokoło zaczynają coś przeczuwać, widzę jak mnie obserwują".

Nie dojechało narzędzie zbrodni

Kolejną notatkę sporządził o świcie, walcząc z bezsennością: "To miał być sądny dzień, lecz brak narzędzia zbrodni - nie dojechało. Myślę, że powinno być dzisiaj. Czekam na telefon".

Ale telefon się nie odezwał, więc Kamil postanowił wcielić w życie plan awaryjny.
Z garażu wyciągnął starą linkę holowniczą. Rozplótł żółte sznurki.
Najpierw powiesi Justynę, później siebie. Dokładnie - 29 października 2010, w piątek - zaplanował.

Od siódmej czatował w samochodzie niedaleko domu dziewczyny.
Zaczynała prace w sklepie o dziewiątej, albo nawet dwunastej, wiedział że będzie w domu, gdy zapuka o 8.30.

Przywitali się jak gdyby nigdy nic. Poprosił, żeby włączyła komputer - że niby tylko zgra swoje nagrania na pendrive.

Gdy się odwróciła przytulił ją mocno.
- Kotku, kotku... - szeptał. - Powiedz, że mnie nie kochasz.
- Nie kocham.
- Zdradziłaś mnie?
- Tak.

Justyna dostrzegła kątem oka, jak z kieszeni wyjmuje sznurek. Próbowała się wyswobodzić, ale pchnął ja na łóżko. Owinął pętlę wokół szyi, zacisnął. Próbowała kopać, ale przycisnął jej nogi kolanami.

Sznur ściskał tak długo, aż twarz Justyny upodobniła się do twarzy jego powieszonej siostry. Wtedy zawiązał dwa supły na szyi.

Miał w kieszeni śrubokręt, żeby wybić gipsową płytę z sufitu i zahaczyć sznur dla siebie o stelaż. Ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Pomyślał, że powiesi się w lesie, osobno.
Zakluczył drzwi. Wsiadł w samochód.

Gałąź pękła

Z kartki znalezionej w białym oplu: "Cześć!!! Nie wiem co napisać, mam taki mętlik w głowie. Nie wiem nic, straciłem wszystko, co miałem. Kochałam ją tak bardzo, że musiałem ją zabrać ze sobą".

Pojechał w kierunku Kruszwicy. Kawałek lasu znalazł dopiero w okolicy Jarocina. Miotał się szukając odpowiedniej gałęzi, ale - jak na złość - sosny były proste jak maszty. W końcu znalazł, ale gdy wdrapał się, aby zawiesić sznur, gałąź pękła i spadł.

Nie dał za wygraną. Chwycił kawałek rozbitej butelki i próbował próbował ciąć nadgarstek. Ale szkło było tępe, nie doszło do żył.

Zdesperowany pobiegł do najbliższego gospodarstwa.

Anna Malicka: - Zobaczyłam mężczyznę w czarnej kurtce. Zapytał, czy mogę wezwać policję. Powiedział, że zdarzył się straszny wypadek. W jego oczach widać było przerażenie. Twierdził, że jest w szoku i nic nie pamięta.

Policjanci, którzy przyjechali na miejsce początkowo nie chcieli dać wiary. Jednak koledzy z Radziejowa potwierdzili wypadek.

Ale Kamil nie znał jeszcze epilogu "strasznego wypadku".
Gdy Justyna się ocknęła, była sama w domu. Próbowała rozwiązać pętlę na szyi, w końcu przecięła ją kuchennym nożem. Natychmiast zadzwoniła po matkę. Z domu wyszła przez okno, bo Kamil zabrał klucze (zgubił je potem spadając z drzewa). Gdy przyjechał ojciec, pojechali na komisariat.

Sińce na szyi, które opisano podczas obdukcji nie pozostawiły wątpliwości.
Na mediację się nie zgodziła: - Gdybym mu darowała, przyszedłby i odwdzięczył się. Boję się go - wyjaśniła.

Z opisem wydarzeń, które zrekonstruował prokurator, dziewczyna zgadza się, za wyjątkiem dwóch szczegółów - na pytanie czy zdradziła, odpowiedziała Kamilowo przecząco. A żadnego Bartka ani Błażeja w jej życiu nie było. I żadnych słów o miłości w internecie.

Do aktu oskarżenia dołączyła pozew z roszczeniem finansowym. Za "ból fizyczny i cierpienia moralne" żąda 2 tys. złotych.

Z powodu tlenu

Kamil nadal przekonuje sędziego, że Justyna jest dla niego "kobietą życia", a nawet "tlenem, bez którego nie może żyć".

Do matki pisze z aresztu w mniej romantycznej konwencji: "Tak mnie omamiła, że dawałem jej pieniądze na wszystko. Wszystko straciłem i zostałem z niczym"..

W areszcie zmienił też zdanie w sprawie duszenia. Twierdzi, że policjanci wszystko pozmieniali w aktach. Owszem, podpisał, ale nie wiedział co podpisuje. Bo żadnego duszenia nie było. Tylko pchnął dziewczynę na łóżko. "Za zaistniałą sytuację przeprasza".
Z listu do matki: "Nie wiesz, co się ze mną wtedy działo. To nie do opisania. I co mi teraz zostało? Kraty".

Do wyjaśnienia pozostała jedynie sprawa groźnego blondyna z przepowiedni wróżki. Bo przecież Kamil jest szatynem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny