Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramatyczna sytuacja fryzjerów i kosmetyczek w Białymstoku. Chcąc przeżyć, zeszli do podziemia

Alicja Olchanowska
Alicja Olchanowska
Salony fryzjerskie są zamknięte i gabinety kosmetyczne są zamknięte. Niektórzy pracownicy z branży beauty działają mimo obostrzeń.
Salony fryzjerskie są zamknięte i gabinety kosmetyczne są zamknięte. Niektórzy pracownicy z branży beauty działają mimo obostrzeń. guvo59/pixabay.com
Nikt nie spodziewał się ponownego zamknięcia branży fryzjersko-kosmetycznej. Obiecywano im tarczę kryzysową, a pozostali bez pomocy. Mają do opłacenia rachunki, rodziny na utrzymaniu, opłaty za wynajem lokali. Niektórzy z nich podjęli walkę. Wrócili do pracy.

- Sytuacja jest beznadziejna, ponieważ dziś zaczął się trzeci tydzień zamknięcia branży, a rząd nie podaje żadnych informacji na temat tarczy, którą rzekomo mamy dostać. Nikt nie wie, czy dostaniemy pomoc czy nie. Jako właścicielka salonu jestem przerażona i nie wiem, co będzie dalej. Boję się, że będę zmuszona zamknąć działalność, a moje pracownice stracą pracę - zwierza się fryzjerka.

Z powodu obostrzeń przestała pracować. Teraz obawia się, że nie będzie miała z czego zapłacić rachunków.

Takich jak ona w regionie są setki. Od 27 marca rząd wprowadził lockdown branży beauty. Fryzjerzy, kosmetyczki, barberzy i linergistki w całej Polsce musieli zawiesić swoją działalność. Zamknięcie miało potrwać do 9 kwietnia. Z powodu III fali koronawirusa termin przedłużono najpierw do 18 kwietnia, a później do 25 kwietnia. Większość przedsiębiorców przygotowuje się mentalnie na to, że lockdown potrwa jeszcze dłużej. Niektórzy z nich się zbuntowali i pracują mimo obostrzeń.

- Nie dziwię się ludziom, że pracują. Muszą zarobić na chleb. Rząd nie zapłaci za nich rachunków, nie nakarmi im dzieci i rodzin - mówi jedna z fryzjerek.

Właściciele zakładów fryzjersko-kosmetycznych w Białymstoku działają ze szczególną ostrożnością. Niechętnie odpowiadają na pytania, nawet gdy zapewniamy im anonimowość. Wszyscy boją się nalotu sanepidu i policji. Z danych Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku wynika, że funkcjonariusze tylko w poniedziałek sprawdzili 67 zakładów, czy działają mimo zakazu. Od 27 marca natomiast odnotowali cztery zgłoszenia o nielegalnej działalności, tylko w jednym przypadku doniesienie się potwierdziło.

- Za usługę 30 zł ryzykować karę 30 tysięcy to mi się nie opłaca. Czekam, nie mam na to wpływu, aczkolwiek wiem jak to wygląda. Wiem, że ludzie się strzygą. Część pokupowała maszynki i się strzygą, żona męża, dziewczyna chłopaka, syn ojca, ojciec syna itd. Gdzieś tam się spotykają na zapleczach sklepów, komisów samochodowych, hurtowni, ale też po domach - opowiada fryzjer.

Wszystko jest dobrze zorganizowane. Jedni jeżdżą do domów klientów. Wybierają tych najbardziej zaufanych. Kontakt odbywa się telefonicznie, niektórzy zagadują bezpośrednio pracowników na prywatnych komunikatorach: Facebook, Telegram, Instagram. W mediach społecznościowych istnieją zamknięte grupy, do których trudno się dostać. Tam też ludzie z branży pozyskują klientów. Niektórzy używają aplikacji SeniorApp z reguły służącej do pomocy osobom starszym. Za pomocą tej aplikacji można zamówić usługi do domu, wśród nich jest fryzjer i kosmetyczka. Płatność odbywa się gotówką, karta kredytowa zostawia ślad, który mógłby naprowadzić służby.

Dwie klientki zgodziły się zdradzić, jak wygląda taka nielegalna wizyta, a przypomina scenariusz kryminalnego filmu.

- Byłam u kosmetyczki, co ma gabinet w domu. Koleżanka mi ją poleciła. Dopiero gdy ta koleżanka uprzedziła kosmetyczkę, że chcę się umówić, mogłam się z nią skontaktować i przyjść na wizytę - zwierza się klientka.

Są też tacy, którzy działają w ukryciu w swoich gabinetach. Zasłaniają okna, zamalowują szyby.

- Moja kosmetyczka przyjmuje tylko stałych klientów, znajomych i ludzi zaufanych. Cały kontakt odbywa się przez telefon. Do gabinetu wchodzi się po cichu, nie puka się do drzwi, ani nie dzwoni domofonem. Okna są zasłonięte. Tak jakby to była jakaś zbrodnia - opowiada klientka, w zeszłym tygodniu zrobiła sobie manicure i regulację brwi. Na zabiegi uczęszcza regularnie. - Wszystko odbywa się z zachowaniem reżimu sanitarnego. Jest dezynfekcja, wszyscy noszą maseczki. Klienci nie mają ze sobą kontaktu. Przychodzą osobno na umówione godziny - dodaje.

- Pozostawili nas bez środków do życia i chcą żebyśmy się podporządkowali. Jedna osoba w gabinecie powoduje zarazę, a już tłumy w sklepach jak Biedronka czy Lidl to brak zagrożenia. To wszystko to jakaś paranoja. Brak słów - mówi właścicielka salonu.

Podczas pierwszego lockdownu (1 kwietnia - 17 maja 2020) podziemna branża beauty prawie nie istniała. Ludzie bali się realnego zagrożenia COVID-19. Potem salony fryzjerskie i kosmetyczne wróciły do pracy i działały w reżimie sanitarnym. Zalecenia przewidywały np. odpowiednie odległości między stanowiskami, zakaz używania telefonów w czasie wykonywania usługi czy zakaz korzystania z poczekalni. Mimo to rząd zamknął branżę w momencie III fali epidemii koronawirusa. Kolejny lockdown spowodował już bardziej stanowcze reakcje. W grę wchodzi zapewnienie bytu sobie i rodzinom. Ci, którzy pozamykali swoje zakłady, nie wykluczają, że gdy sytuacja się nie poprawi, będą zmuszeni zejść do podziemia.

- Jeśli rząd szybko nie przyzna tarczy, to branża będzie wracała do pracy, bo nikt długo nie pociągnie bez pomocy.
Ja będę do tego wręcz zmuszona, ponieważ jestem sama i nie będę miała nawet z czego żyć - mówi jedna z fryzjerek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny