Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

David Dąb oszukiwał w okularach i z fałszywym zarostem

Włodzimierz Jarmolik
Archiwum
Międzywojenna Warszawa znana była ze swoich farmazonów, czyli oszustów i złodziei, którzy w sposób bezczelny, ale i dowcipny dobierali się do dóbr doczesnych upatrzonych przez siebie ofiar. Odczuwał to też ówczesny Białystok.

Stołeczni farmazoniści byli klasą samą w sobie. Potrafili wynająć w dzierżawę, zwłaszcza prowincjonalnym frajerom, nie tylko wagon tramwajowy, ale też sprzedać kilometry szyn kolejki EKD, inaczej mówiąc Elektrycznej Kolejki Dojazdowej. Znalazł się też cwaniak, który opylił przyjezdnemu naiwniakowi, ni mniej ni więcej, ale całą Kolumnę Zygmunta III. Do Białegostoku zjeżdżali od czasu do czasu znad Wisły oszuści gorszego sortu, jednak i oni nie byli pozbawieni swoistego pomyślunku.

W pierwszej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku zaszczycał często nasze miasto niejaki David Dąb. Był to zręczny złodziejaszek sklepowy, czyli jak to nazywano w gwarze złodziejskiej i w podręcznikach dla policjantów - szopenfeldziarz. Kiedy w 1924 roku stanął przed wymiarem sprawiedliwości, akt oskarżenia liczył kilkadziesiąt stron i wymieniał 140 pomysłowych kradzieży i oszustw dokonanych na bruku warszawskim, jak też na prowincji.

David Dąb miał w swoim repertuarze wiele sztuczek i twarzy. Do każdej roboty przebierał się w inny strój, golił lub zapuszczał wąsy, przyklejał niekiedy sztuczną bródkę, zakładał okulary. Właśnie dlatego policja, w tym także białostocka, nie mogła go połączyć z różnymi zuchwałymi kradzieżami na terenie całej Polski. Kiedy na przykład Dębowi znudziły się operacje w sklepach jubilerskich, które odwiedzał zazwyczaj jako bogaty i bardzo zrzędliwy ziemianin (pomysł ten wykorzystał niewątpliwie Juliusz Machulski w filmie "Vabank I"), przerzucał się wtedy na wyłudzanie towaru za pomocą sfałszowanych rachunków.

Sposób miał niesłychanie prosty. Najpierw wpłacał niewielki zadatek, później zmieniał sumę na otrzymanym pokwitowaniu i, po dodaniu symbolicznej kwoty, stawał się posiadaczem pięciu garniturów, radia czy luksusowego roweru. Kiedy i tej zyskownej partaniny miał już dosyć, wówczas zaczynał zabawiać się w odbieranie z lady sklepowej rzeczy zamówionych i zapłaconych przez innych klientów. Ta sztuczka wymagała od oszusta zimnej krwi i dużej pewności siebie.
Farmazońskie kombinacje szopenfeldziarza trwałyby zapewne jeszcze długo, gdyby nie woźny bogatej, warszawskiej firmy futrzarskiej. Wiosną 1924 roku mister Dąb zjawił się w sklepie i wybrał kilkanaście najpiękniejszych skórek, prosząc o odesłanie ich do swojego prywatnego mieszkania. Tam też miała być uregulowana zapłata za towar. Kiedy posłaniec sklepowy zjawił się pod wskazanym adresem, spotkał na schodach niedawnego klienta swojej firmy. Ten wziął do ręki podaną paczkę , jeszcze raz obejrzał futerka, po czym zwrócił zawiniątko ze słowami, że w sklepie oglądał zupełnie co innego.

Jakież było zdziwienie w magazynie futrzarskim, kiedy woźny zamiast cennych cybetów przyniósł jakieś wyleniałe króliki. Farmazon Dąb, który w sposób tylko dla siebie wiadomy, podmienił paczkę z towarem, znowu wygrał z naiwnością.

Jednak nie na długo. Kilka miesięcy później, tenże ośmieszony woźny z futrzarskiego sklepu rozpoznał sprytnego złodzieja na ulicy i wskazał go policjantowi. Warszawski spec od szopenfeldu został zatrzymany. Za swoje sprawki, a w czasie procesu wyszły jego przemyślne dokonania również w Białymstoku, David Dąb miał rozmyślać nad swoim postępowaniem przez sześć lat w celi więzienia mokotowskiego.

Z kolei jesienią 1927 roku Białystok odwiedziła inna para stołecznych farmazonów, Jonkiel Rozengerg i Chil Rozenblum. Bywali tutaj już wcześniej. Ich specjalność stanowiło oskubywanie zakładów fryzjerskich. Mieli na to zamówienie do swojego stałego pasera, Abrama Krauzego. Tym razem ofiarą oszustów i zarazem złodziei padł fryzjer Zelman Jezierski, mający swój zakład przy Rynku Kościuszki 3. Warszawiacy najpierw ostrzygli się i ogolili w salonie Jezierskiego, obejrzeli dokładnie jego akcesoria fryzjerskie i inne przedmioty z wyposażenia, łącznie z wieszakiem na garderobę. Wrócili w nocy i wszystko wynieśli. Wpadli dwa lata później. Może w celi spotkali się z koleżką Dębem.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny