Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były rektor Politechniki, Joanicjusz Nazarko - 2 dni przed odejściem dał sobie podwyżkę!

fot. Bogusław F. Skok
Joanicjusz Nazarko chciał zarabiać więcej niż swój przełożony.
Joanicjusz Nazarko chciał zarabiać więcej niż swój przełożony. fot. Bogusław F. Skok
Były rektor Politechniki Białostockiej Joanicjusz Nazarko poszedł do sądu. Poszedł po 15 tysięcy złotych. Pieniądze dla jednych duże, dla innych niewielkie. Ale on poszedł po podwyżkę, którą sam sobie przyznał na dwa dni przed odejściem ze stanowiska.

Tak naprawdę to jest proces były rektor kontra nowy rektor największej w mieście uczelni. Choć ze względów formalnych pozew sądowy profesor Joanicjusz Nazarko skierował przeciwko politechnice. Najpierw jednak przesłał na uczelnię wezwanie do zapłaty - żąda 15 tysięcy złotych.

Obliczył, że tyle stracił, kiedy jego następca, obecny rektor profesor Tadeusz Citko, wstrzymał mu podwyżkę. Tę podwyżkę, którą Nazarko dał w rzeczywistości sam sobie. I to dwa dni przed końcem urzędowania na fotelu rektora.

Polecił, aby wyższe wynagrodzenie podpisał jego zastępca, profesor Waldemar Rakowski. W ten sposób odchodząc z posady szefa politechniki, zapewniał sobie większe pieniądze, kiedy będzie tylko wykładowcą. Dostawałby 10 tysięcy wynagrodzenia zasadniczego. I miałby wyższą pensję nawet od obecnie urzędującego rektora prof. Tadeusza Citki.

Nie pisać, bardzo proszę...

- To nie jest temat dla prasy, proszę nie pisać. Nie jestem już rektorem, nie jestem osobą publiczną - profesor Joanicjusz Nazarko mówił tak dzień przed procesem.
- Ale o pieniądze publiczne pan się upomina. To państwowa dotacja na naukę!
- Moje zarobki to moja tajemnica - odpowiedział.

Do sądu w środę przyszedł.

- Czy to prawda, że profesor, który podpisał panu podwyżkę, wcześniej dostał podwyżkę od pana? - zapytałam.

- Bo uważałem, że mu się należy - odpowiedział profesor Nazarko, ale zaraz wezwali go na salę rozpraw.

Sąd namawiał do kompromisu, do porozumienia. Ale były rektor nadal chciał pieniędzy od politechniki, a nowego na sali nie było.

Na kolejnej rozprawie zeznania złożyć ma inny naukowiec - autor podwyżki dla swego szefa.

Ja się nie boję!

Nowy rektor profesor Tadeusz Citko zapewnia, że na proces chciał wpaść, nawet jego prawnik go do tego namawiał, ale miał akurat wykłady.

Czy boi się rozprawy?

- Czemu miałbym się bać? - odpowiada prof. Citko i długo tłumaczy, na czym polegał ten układ wzajemnej adoracji na polibudzie: - Prorektor do spraw nauki, zastępca rektora Nazarki, zaniósł do kadr wniosek o podwyższenie wynagrodzenia rektorowi. Kadencja kończyła się na dniach. Chodziło o nowe wynagrodzenie już na następną kadencję, w której ja miałem być rektorem.

Zdaniem prof. Citki, problem jest prawny, bo zgodnie z ustawą pobory rektora ustala minister, nie może robić tego prorektor.

Ja mam osiem, a on?

- Ja powiem, ile ja mam, moje uposażenie jest nietajne - 8 tysięcy zasadniczego wynagrodzenia. Jako profesor zwyczajny mogę mieć góra 10 tysięcy - wylicza prof. Citko.

I opowiada, jak to były rektor nasłał na politechnikę inspekcję pracy. Przyszła kontrola, z miesiąc tu chodziła. W końcu przyznała rację uczelni.

- Nieprawda, inspekcja stwierdziła, że sprawę winien rozstrzygnąć sąd - uważa z kolei prof. Nazarko.

A badać było co, bo okazuje się, że podwyżek na politechnice przyznano więcej.

- Powiem pani coś jeszcze - kręci głową prof. Citko. - Były rektor podwyższył pensję swemu zastępcy, który mu podwyższył, i jeszcze wszystkim dziekanom. Też na koniec kadencji. Dziekani nie przyjęli tego, uznali, że to moja kompetencja. Przecież już było wiadomo, że jest dawno po wyborach. Ja nawet wystosowałem pismo, aby pan prof. Nazarko nie podejmował decyzji finansowych i kadrowych, jako elekt go o to prosiłem.

A on mimo to podniósł zasadniczą pensję prorektorom, prodziekanom i wywindował dodatki specjalne. Ja zostałem rektorem i na wejście musiałem to obniżać, odbierać. Uznałem, że to wyskok, na który nas nie stać. Na szczęście nikt nie protestował.

Kuchnia, panowie, kuchnia!

Takie rzeczy na takiej uczelni?

- Taka kuchnia wychodzi. I wolałbym, aby to zostało w kuchni. Źle się z tym czuję, ale nie mogę ustąpić. Gdybym nakazał wypłacić ludziom te pieniądze, ja złamałbym prawo.

Jeśli chodzi o budżet szkoły, to podwyżki, które tak rozdawano pod koniec kadencji prof. Nazarki, i pieniądze, których żąda były rektor w sądzie, nie są kwotą, która wprowadziłaby uczelnię w jakieś tarapaty finansowe. Tego na politechnice wszyscy są pewni.

- Ale można byłoby pójść dalej i się zastanawiać, czy ktoś nie złamał prawa o finansach publicznych - zauważa obecny rektor.

Człowiek z ulicy?

- Ja sądzę, że ta sprawa będzie miała charakter formalny, bo profesor Rakowski nie posiadał nawet upoważnień do wystawiania takiego wniosku swemu szefowi. Ot, tak, powiedzmy, człowiek z ulicy przyznał pensje na następną kadencję.

Prof. Citko podkreśla, że łatwo jego poprzednik dawał pieniądze, jak odchodził. - Łatwo tak na odchodne dawać, jak się za to nie odpowiada. Czemu nie dał ich wcześniej? Rok, dwa lata wcześniej?

Są jeszcze inne sprawy sądowe politechniki. - Prof. Nazarko tak postąpił, że trzy osoby mają brać pensje przez rok, a pracować tylko dwa miesiące. I ja te umowy rozwiązuję - dodaje prof. Citko.

Dziś między panami profesorami - byłym i obecnym rektorem - panuje relacja formalna. Tak to nazywają. Pan prof. Nazarko jest dziekanem, do kwietnia miał urlop zdrowotny.

- Właśnie dostałem SMS-a, że nie mogę jechać na konferencję naukową - powiedział nam w sądzie prof. Nazarko. - Czuję się szykanowany. Taki przejaw niedorosłości.

- Może te drobne pieniądze w głowie mu przewróciły? - zastanawia się obecny rektor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny