Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok po II wojnie światowej. Wielka wieś wojewódzka

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Przyszła pora i na rozruch "wielkiej wsi wojewódzkiej”, jak złośliwcy nazywali wówczas Białystok. Miasto poszerzono o kolejny tysiąc hektarów i wzięto się za porządkowanie ulic.
Przyszła pora i na rozruch "wielkiej wsi wojewódzkiej”, jak złośliwcy nazywali wówczas Białystok. Miasto poszerzono o kolejny tysiąc hektarów i wzięto się za porządkowanie ulic.
Po raz czwarty i ostatni prezentuję wyimki z "Białostockiego Dziennika Ludowego", który ukazywał się w latach 1948-1949 i zawierał sporo informacji o naszym mieście oraz województwie. Polska wchodziła w najtrudniejsze lata zniewolenia.

Prezentowałem ich sporo w poprzednich odcinkach, więc już dodam tylko kilka z 1949 roku. Ubywało szybko ruin, czasem jednak i przybywało, bo w kwietniu obsunęła się ściana poturbowanej w czasie wojny dwupiętrowej kamienicy przy ul. Warszawskiej. Szczęśliwcy wprowadzali się do nowych bloków o topornej architekturze, ale na takie szczegóły nie wypadało zwracać uwagi.

Nowi przyjeżdżali z odległych wiosek i mieli nietypowe problemy, na przykład gdzie trzymać króliki. Ponoć nadawały się do tego celu wanny za wyjątkiem sobotnich popołudni. Tak przynajmniej mawiali zazdrośni "mieszczanie". Co tam zresztą królik, istota niewielka. Jak ktoś chciał obejrzeć większe osobniki, mógł pójść na pokazy hodowlane. W tej intencji sprowadzono do stolicy województwa 60 sztuk bydła rasy polskiej czerwonej, tyleż trzody rasy puławskiej zwisłouchych i ostrouchych (świnki pospolite stały potulnie w chlewikach), 20 owiec wrzosówek i angielskiej rasy Kent.

A wracając do mieszkań, to trafiały się jeszcze - bynajmniej nie na peryferiach - okna zakryte dyktą na głucho i dziury w ścianach zabite kawałkami blachy. Pojawiła się zaś nowa kategoria wyzyskiwaczy. Redakcja wydrukowała list opatrzony tytułem "Położyć kres wyzyskowi lokatorów". Wynikało z niego, że sublokatorzy, to głównie młodzież ucząca się i osoby pracujące. Nie przelewało się jednym i drugim, a komorne szybowało w górę. Przy ul. Polnej 5 za maleńki pokoik, w którym z trudem mieściło się łóżko i biurko, trzeba było płacić 2000 zł za miesiąc.

Panie na pierwszej linii

To oczywiste, że białostoczanki z wdziękiem spełniały role życiowe i daleko nie zawsze było im do śmiechu. Za to niektóre - ulubienice propagandzistów - robiły szybkie kariery. Jadwiga Zubrzycka w lutym tegoż 1949 roku została pierwsza kobietą w roli przewodniczącej Miejskiej Rady Narodowej. Z dumą pisano, że to żona starego działacza KPP, który zginął z rąk oprawców hitlerowskich w 1941 roku. Przypominano jej lewicowy życiorys, zasługi po wyzwoleniu jako dyrektorki fabryki nr 5 przy ul. Białostoczańskiej i kierowniczki referatu personalnego w Państwowej Roszarni Lnu na Wysokim Stoczku. Natomiast Tatiana Ajdukiewicz jako pierwsza przedstawicielka lepszej połowy rodu ludzkiego została majstrem w fabryce kafli. Zasłużenie, bo wyrobiła 150 % normy. Nazwisk traktorzystek nie podano, a czy była białostocka Lodzia? Państwo nie pamiętacie? Lodzia, to słynna milicjantka warszawska, ulubienica fotografów, bo kierowców to nie wszystkich i nie zawsze.

8 marca z rozmachem obchodzono Międzynarodowy Dzień Kobiet. Odbyła się w teatrze akademia, referat wygłosiła towarzyszka Edwarda Orłowska. Nie miała wątpliwości, że "Kobiety stanowiące połowę narodu przyczynią się do budowy Polski wielkiej i sprawiedliwej". Potem były odznaczenia, a na koniec sztuka teatralna: "Grzesznicy bez winy". O grzesznicach w taki czas nie wypadało wspominać. Odznaczenie, ale bez fanfar i niezbyt wysokie - Srebrny Krzyż Zasługi - otrzymała białostoczanka, matka 11 dzieci. O pomocy udzielonej całej tej rodzinie kolega redaktor słowem nie wspomniał.

Pną się mury

Pisałem przed tygodniem, że późno, bo późno, ale przyszła pora i na rozruch "wielkiej wsi wojewódzkiej", jak złośliwcy nazywali wówczas Białystok. Miasto poszerzono o kolejny tysiąc hektarów i wzięto się za porządkowanie ulic. Na pierwszy ogień poszła ul. H. Sienkiewicza z mostem przez Białkę. Poszerzono ją do 26 metrów i miano wyłożyć kostką, ale z tym pojawiły się kłopoty. Planiści kostkę przyznali, w kamieniołomach jej czasowo nie było. Ach ci planiści, ustalali wtedy nawet ceny na mydło. Na nowy most czekali głównie kierownicy, by zrezygnować z objazdu przez Kilińskiego Żwirki i Wigury (Pałacowa), Warszawską.

Miasto dostało 14 mln zł na budowę osiedla robotniczego w rejonie Sienkiewicza i Zamenhofa, ruszyła odbudowa kompleksu przy ul. Kolejowej 12 (była posesja Wieczorka), gdzie zaplanowano magazyn meblowy. Co pewien czas BDL donosił o nowej inwestycji. Nie ulegało wątpliwości, że "mimo trudności technicznych i finansowych odbudowa Białegostoku ruszyła z martwego punktu". I tylko "trochę po macoszemu potraktowały władze centralne sprawę uruchomienia w brudnym - jak żadne miasto - Białymstoku zakładu oczyszczania miasta". Miała Warszawka dać na ten cel 9 mln, a dała tylko 6,5. A propos higieny, to przewidywano i rozbudowę łaźni miejskiej do limitu 42 tys. klientek i klientów rocznie.

Co było niezbędne do przyspieszenia tempa stawiania murów i porządkowania infrastruktury? O pieniądzach, materiałach, planistach i przodownikach pracy już pisałem. Nie można jednak pominąć woli politycznej. To z jej braku panowała cisza wokół ratusza, a raczej pustego miejsca po zabytku rozebranego w czasach "pierwszego Sowieta" (nadal czekamy na zdjęcie, lub przynajmniej na opowieść o tym barbarzyństwie!). Zapadła natomiast decyzja o odbudowie pałacu Branickich, ale z nowym przeznaczeniem: na kulturę (z ludową włącznie) i oświatę.

Ożywienie umysłowe

O sprawach oczywistych nie napiszę, bo szkoda miejsca, ale były i pomysły zaiste rewolucyjne. Młodzież z Barszczewa przyjechała furmanką do Białegostoku, by zgłosić chęć urządzenia w mieście przedstawienia karnawałowego, z którego dochód miał być przeznaczyć na PCK. Dzięki staraniom instruktora kulturalno-oświatowego odbył się kurs planowego czytania. Na czym polegało planowe czytanie? Oto jest pytanie. Reklamowano Tygodniową Bibliotekę Obiegową, czyli TBO. Za jedynie 30 zł tygodniowo można było otrzymać 3 książki dostarczone do domu, a wybrane z bezpłatnych katalogów. Po przeczytaniu 26 książek, cztery miało się za gratis i na zawsze. Katalog był ponoć bogaty i wszechstronny, przygotowany z myślą również o młodzieży i dzieciach. Niektórzy z owej młodzieży uczyli się w białostockim Liceum Ogrodniczym, odbywając praktykę w PGR-ach i majątkach oświaty rolniczej. Czy ktoś pamięta tę szkołę?

Ale to tylko uwertura przed wiwatami przy otwartej kulturze. W numerze 159 z 23 września ujawniono, że Ministerstwo Zdrowia zamierza uruchomić w Białymstoku Akademię Medyczną. Redaktor nie był zbytnio zdziwiony, bo przecież miasto nad Białą liczyło już prawie 40 tys. mieszkańców, stało "na dobrym poziomie", miało teatr. Jakby tej sensacji mało, to w nr 273 z 7 października pojawiała się zapowiedź powstania od 1 stycznia 1950 r. trzyletniej Wyższej Szkoły Technicznej. Zapisywać się było można do 15 października, a już 200 kandydatów to zrobiło. Ciekawe, czy wybierał się na studia białostoczanin, którego BDL wymienił z imienia i nazwiska chwaląc za udoskonalenie maszyny do prześwietlania jaj.

Postscriptum

Niestety, muszę pominąć wiele innych ciekawych wieści, by w to miejsce dodać reakcje czytelników. Jeden z nich zadzwonił z informacją, że widział w Gdańsku oryginalną rzeźbę (figurki) z białostockiej fontanny, tej na Rynku Kościuszki. Dyr. Andrzej Lechowski potwierdził ten fakt, mimo prób nie udało się odzyskać oryginału, więc mamy tylko kopię.

Oberwało mi się za oczernianie Białegostoku z tamtych lat i pranie mózgów. Nawet jeden z korespondentów dodał mi lat pisząc: "Pan jest w wieku tych, którzy po wojnie odgruzowali (junacy SP), budowali domy, fabryki, huty, kopalnie, itp". Niestety, budowałem tylko babki z piasku i to z kiepskim efektem. Nie można nie docenić wyrzeczeń i wysiłków pokolenia czasu wojny, którzy wzięli się za bary z rzeczywistością drugiej połowy lat czterdziestych. Tak, jak nie można zapominać o politycznych dewiacjach, o tragediach "wyklętych", pohańbionych. A Białystok w świetle materiałów z BDL przypominał balon, który najpierw połatano (chwała pracującym), potem otrzymano tzw. środki centralne na jego napełnienie i przy wrzasku propagandzistów podniesiono do góry. To cieszyło i zwykłych zjadaczy chleba, tylko że najważniejsze okazały się ekipy trzymające liny. Balon na uwięzi!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny