Tradycyjnie Żydzi bujali się na hamakach w Zwierzyńcu. Chrześcijanie preferowali Jurowce i Dojlidy. Właśnie jurowiecka plaża to było coś, nie to, co dziś. Kąpielisko urządzone było jak się patrzy, a dodatkowym jego atutem była budka z napojami i wypożyczalnia łódek. Pływanie nimi po Supraśli było ulubioną rozrywką towarzyską.
W pewną niedzielę na plaży zjawiła się "piękna Hela Golińska" w towarzystwie dwóch adoratorów - Kazia Siehenia i Julka Wojtyry. Towarzystwo postanowiło od razu wziąć się do wioseł. Julek zasiadł przy starze, a Kaziowi przypadła rola napędu. Hela w malowniczej pozie kokietowała obu słodkowodnych marynarzy.
Jej wdzięki tak rozochociły sterującego łodzią Julka, że z fantazją zaczął bujać łódką na boki. Hela zaczęła z przerażenia wrzeszczeć. W jej obronie stanął Kazio, który niewiele się namyślając, zdzielił na odlew wiosłem swawolnego Julka.
Zrobił to jednak tak nieuważnie, że za jednym zamachem zrzucił z łódki swego konkurenta i... Helę. Mało tego. Ci, ratując się przed przymusową kąpielą, złapali się za wiosło i wciągnęli Kazia do wody. Ledwo ich wszystkich wyciągnięto z wody.
Lepiej to już było plażować jak Pan Bóg przykazał. Kocyk, obyczajem dozwolony negliż i złoty napój przypominający w Jurowcach, że Dojlidy czekają. Mogło się zdarzyć, że plażowiczów uwiecznił fotograf, który w sezonie letnim otwierał nad rzeką atelier pod chmurką. Fotki ostemplowywał pieczęcią "Plaża".
A skoro już o fotografach mowa, to filmowa przygoda spotkała na majówce pewne towarzystwo, które w 1935 r. postanowiło spędzić niedzielę w okolicach Wasilkowa. Przygotowania do majówki trwały tydzień. Najpierw kompletowano towarzystwo. Zgodziło się pięć par. Aprowizacja była zrzutkowa, z wyraźnym podziałem na damskie kulinaria i męskie spirytualia. Nieodzowny w takich eskapadach był... gramofon.
Jakaż to bowiem frajda, potańczyć sobie różne walczyki i tanga na łonie natury. W niedzielę, o 7 rano, całe towarzystwo spotkało się na placu Wyzwolenia, tuż obok rozbieranego soboru (w tym miejscu stoi dziś Komenda Wojewódzka Policji). Tu czekały na nich umajone furmanki. Podróż minęła szybko i wesoło. Rozpoczęło się śniadanie. Ledwo zakąsek starczało. Potem od razu tańce.
Około południa z okolicznych zarośli wychynął nieznany naszemu towarzystwu jegomość, który zaoferował rozbawionym biesiadnikom nakręcenie filmu z ich uroczego pikniku. Wszyscy ochoczo się zgodzili. Panowie wciągnęli brzuchy, prężąc torsy, panie z płochliwością pensjonarek spuszczały ramiączka staników, gdy wasilkowski "Fellini" rozstawiał trójnóg z kamerą.
Zanim przystąpił do kręcenia dzieła, zainkasował po 3 złote od łebka. Wszyscy bez szemrania zapłacili i nuże wyczyniać w zagajniku przeróżne pas, zmieniając płyty w gramofonie. "Fellini" od kamery donośnie pokrzykiwał: "Ruszać się, ruszać! To nie fotografia, to film!".
Po skończonych występach zziajane towarzystwo wróciło do przerwanej biesiady. Oczywiście, że rej w niej wodził zapoznany filmowiec. Zajadał za trzech. Zapijał za następnych trzech.
Aż tu nagle jedna z "aktorek" zaciekawiona tajnikami Hollywood a la Wasilków, zaczęła oglądać kamerę. Okazało się, że to zwykłe pudło, w środku którego umieszczona została purimowa trajkotka, ot, taki młynek-grzechotka. To ci afera. "Fellini" wziął natychmiast nogi za pas.
Cała obsada zaczęła pościg za uciekinierem. Jak go w końcu złapali, to w ruch poszły bambusowe kije od trójnoga niby kamery. No cóż, zanim powstanie prawdziwe arcydzieło, trzeba przejść przez cierpienie.
Sztuka sztuką, a na majówkę z hamakiem do Zwierzyńca to byśmy się wybrali, prawda? Bo z narwanym Julkiem i Kaziem to niech Pan Bóg broni. Od biedy to i Wasilków ujdzie, byle gramofon był.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?