Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok: Holocaust. Straszny los białostockich Żydów

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Sierpień 1943 roku. Żydzi pędzeni z białostockiego getta. W głębi nasyp kolejowy. To unikalne zdjęcie pochodzi z książki Sary Bender "The Jews of Bialystok during World War II and the Holocaust”.
Sierpień 1943 roku. Żydzi pędzeni z białostockiego getta. W głębi nasyp kolejowy. To unikalne zdjęcie pochodzi z książki Sary Bender "The Jews of Bialystok during World War II and the Holocaust”.
Na widok dzieci, z kolumn wybiegały matki, chwytały je w ramiona. Niedługo cieszyły się chwilą spotkania. Dzieci zostały otrute w szpitalu przy ul. Fabrycznej - zagładę białostockiego getta wspomina Jerzy Koszewski.

Utrwalmy drogę śmierci

Utrwalmy drogę śmierci

Co jakiś czas dowiadujemy się o nowej inicjatywie upamiętnienia białostockich Żydów. Różne one bywają i niestety często ważniejsze są zapowiedzi niż ich realizacja. A ja ośmielam się jedynie zgłosić pytanie i mieć prośbę. Ile jeszcze lat upłynie, nim władze lub tak zwane siły społeczne, własnym sumptem, z pomocą fundacji (może i wspomnianej elektrociepłowni) zechcą choćby symbolicznie utrwalić "drogę śmieci" z getta na pola pod Pietraszami i stąd do wagonów koło dworca Białystok Fabryczny? Proszę, by zrobić to zgodnie i z należną powagą, nie dla chwały realizatorów, a w imię uszanowania kilkudziesięciu tysięcy białostoczan Błogosławionej Pamięci, którzy tą drogą przeciągnęli, opuszczając na zawsze miasto rodzinne.

Jerzy Koszewski w sierpniu 1943 roku miał 11 lat, mieszkał z rodziną przy ul. Trochimowskiej 17 (Przytorowa). Zdarzenia z likwidacji getta białostockiego zapamiętał na całe życie. Niektóre z nich podaję w 69. rocznicę tragedii nie tylko społeczności żydowskiej, ale i całego miasta.

"Pogodnego ranka 16 sierpnia 1943 roku na łąkę przed naszym domem zajechało kilku umundurowanych Niemców na motocyklach, a w ślad za nimi i samochód, z którego wysiedli esesmani i Ukraińcy w czarnych mundurach. Strach padł na moją rodzinę i był ku temu szczególny powód. Oto w początkach sierpnia jeden z mieszkańców Białegostoczku zastrzelił na Wygodzie Niemca z patrolu. Sam uciekł na rowerze, ale nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności zostawił przy trupie swój portfel z dokumentami.

Gestapo bez trudu ustaliło, że narzeczona zamachowca (nazwiskiem Kluczyk) mieszkała przy ulicy Płockiej, niedaleko od nas. W nocy Niemcy otoczyli tamten dom, nawet strzelali po dachówkach. Rodzina Kluczyków wcześniej się ewakuowała, wykazali się przezornością, a może zostali uprzedzeni? Rodzice widząc tylu uzbrojonych Niemców na łące mogli sądzić, że w ramach odpowiedzialności zbiorowej zaczynają się aresztowania zakładników spośród mieszkańców zamieszkałych w pobliży ul. Płockiej.

Po pewnym czasie mama wyjrzała przez okno i powiedziała, że jednak nie. Niemcy utworzyli szpaler, widocznie będą kogoś prowadzić lub wieźć koło naszego domu. Minęła godzina pełna obaw i zobaczyliśmy nadciągającą kolumnę wynędzniałych ludzi z żółtymi gwiazdami na piersiach i plecach. Potem podeszła kolejna kolumna, za nią inne i inne. Przerażający marsz. Jeszcze nie wiedzieliśmy dokąd, w jakim celu.

Patrzyłem ze ściśniętym sercem, jak przechodzili pod oknem znajomi z kamienicy przy ul. Białej, gdzie mieszkaliśmy poprzednio. Poznałem właściciela, pana Notowicza z rodziną. W wierszu, który napisałem w 1993 roku, poświęconym pamięci Żydów z getta białostockiego jest i taka zwrotka:

Widziałem jak szedł Icek, Frumcia i Bramek
Przyjaciele moich lat dziecinnych
A ja nie mogłem im podać nawet wody dzbanek
Łzy jak groch leciały z ich oczu niewinnych

Pojawiali się również Żydzi jadący na platformach (wozach). Na naszej łące eskortujący kazali wyprzęgać konie i dalej iść pieszo. Bezpańskie zwierzęta skubały zieloną, soczystą trawę" - opisuje Jerzy Koszewski.

Barbarzyństwo

Gdy pędzeni zobaczyli w oddali lasek, to pewnie pomyśleli, że czeka ich szybka śmierć na Pietraszach, jak tych latem 1941 roku. Niektórzy w szale rzucali swoje tobołki z dobytkiem i resztkami jedzenia. Z własnej woli, czy na rozkaz esesmanów w tych tobołkach grzebali policjanci żydowscy w granatowych czapkach z żółtym sznurkiem, z pałkami. Jeśli znaleźli cenności ze złota lub srebra, to oddawali je niemieckim nadzorcom.

Zdarzyło się, że pojawiła się idąca w odwrotnym kierunku grupa dzieci żydowskich. Mówiono potem, że Niemcy chcieli, by malcy pokazali, gdzie ukryli się ich rodzice. Na widok dzieci, z kolumn ciągnących się z getta wybiegały matki, chwytały swe latorośle w objęcia. Krótko cieszyli się chwilą spotkania, eskortujący kolbami zrobili porządek. Te dzieci ponoć na koniec otruto w szpitalu gettowym przy ul. Fabrycznej.

Jerzy Koszewski zapamiętał, jak któregoś wieczoru policjant żydowski - pilnowany przez uzbrojonych Ukraińców - wiózł na platformie zwłoki tych, co zmarli lub odebrali sobie życie na polach za torami. Chyba miał je wrzucić do dołów na cmentarzu przy ul. Żabiej. Jeden z Ukraińców chciał przysiąść na wozie, zaczął odsuwać trupy. Tak natrafił na ciepłą rękę, wyciągnął spod stosu żywego, skatowanego Żyda.

Na polach pod Pietraszami

Przygnanym tu kazano siadać, trzymano ich dniami na palącym słońcu, a w nocy dokuczał już chłód. Na Białostoczku słychać było jęki i wołania spragnionych. W końcu Niemcy zezwolili na dowóz wody. Jednym z furmanów beczkowozów był Michał Koszewski, wujek Jerzego Koszewskiego. Opowiadał, że Żydom kazano płacić po 50 fenigów za szklankę picia. Wujek miał okazję pożegnać się z wieloma znajomymi.

Stopniowo grupy żywych trupów - zrezygnowanych i nieludzko cierpiących Żydów zapędzano do wagonów kolejowych ustawionych na torach w pobliżu dworca Białystok Poleski (Fabryczny). Czy zachowali jeszcze cień nadziei, że pojadą do pracy, przeżyją wojnę?

Natomiast na pustych polach pojawili się osobnicy poszukujący kosztowności i pieniędzy ukrytych w ziemi. Niektórzy ponoć z dobrym dla siebie skutkiem. Nie porównujmy ich do hien z okolic Treblinki, już w niczym nie mogli ani pomóc, ani zaszkodzić białostoczanom nacji żydowskiej. Wojna nauczyła ich walki o przeżycie za każdą cenę, także za łamanie zasad przyzwoitości i moralności. A droga wiodąca na te pola, niegdyś miejscami błotnista, wyglądała jak dobrze ubity gościniec. Z czasem trawą zarosły porzucone po bokach rzeczy, nikomu już niepotrzebne.

Stwierdzenie, że sceny zapamiętane przez Jerzego Koszewskiego, Ryszarda Malinowskiego i innych białostoczan, były rodem z piekła dantejskiego brzmi banalnie. Nie jesteśmy w stanie odtworzyć w pełni scenerii dramatycznych zdarzeń na drodze kolumn gnanych z likwidowanego getta. W tyle pozostały dymy pożarów, snuł się piekący oczy dym, słychać było strzały, zrazu częste, po kilku dniach już tylko sporadyczne. Pędzeni na pola pod Pietraszami (to miejsce wskazują kominy elektrociepłowni) nie mieli nawet możliwości, by opowiedzieć swe przeżycia dawnym sąsiadom, zabrali traumatyczne obrazy ze sobą do komór gazowych.

Ocaleni dają świadectwo

A jednak nie wszyscy zginęli. Kilkuset wywiezionych z Białegostoku w drugiej połowie sierpnia 1943 roku przeżyło obozy koncentracyjne, nieliczni śmiałkowie uratowali się skacząc z pociągów. Do podbiałostockich lasów udało się przedostać około 250 Żydom i ci zasilali oddziały partyzanckie. Były również grupki, które ukrywały się na terenach opustoszałego getta, ale nadejścia Armii Czerwonej doczekało ponoć tylko dwóch lub trzech "Kretów". Szacuje się, że z Żydów obecnych w getcie białostockim do końca jego istnienia, ocalało łącznie 1,2 - 1,5 tys. osób. Jeśli dodać uratowanych dzięki wyjazdom i wywózkom do ZSRR (do końca czerwca 1941 r.) oraz ukrywających się z pomocą chrześcijan, to można przyjąć, że z około 43-45 tys. Żydów mieszkających w Białymstoku przed 1 września 1939 roku, II wojnę światową przeżyło niespełna 7 tysięcy.

Czy 16 sierpnia, za kilka już dni ktoś z Ocalałych przyjedzie do rodzinnego miasta, by stanąć przez pomnikiem przy ul. Żabiej i na miejscu spalonej Wielkiej Synagogi, pójść na Cmentarz na Wygodzie, wskazać gdzie był jego dom rodzinny? Bardzo bym chciał, by pojawiła się Mira Becker z Kalifornii, która wyskoczyła z pociągu jadącego do Treblinki. I państwo Kizelsztejnowie z kiriatu Białystok w Izraelu: Chana przeżyła w dietdomach sowieckich, Szamek trafił na Majdanek, a potem do innych obozów. I Felicja Raszkin Nowak z Danii, która trafiła na swych aniołów i zamieszkała w ukryciu na poddaszu domu w podbiałostockiej wiosce. I wielu, wielu innych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny