Te kary są z kosmosu. Kolega musi zapłacić Wodociągom Białostockim 100 tysięcy zł za przekroczenie parametrów. - mówi Paweł Zawadzki, przewoźnik nieczystości.
Razem z innymi kolegami po fachu zapowiada protest. Na płocie oczyszczalni ścieków przy ul. Produkcyjnej 102 dyrekcja powiesiła ogłoszenie, że nie będzie odbierać nieczystości od tych, którzy nie uregulowali należności. - Pomijając kwestię kar, sama opłata za odbiór metra sześciennego nieczystości wzrosła w porównaniu z zeszłoroczną stawką z 2,94 zł netto do 7,91 zł. A od lipca mamy płacić 14,90 zł - mówi Sławomir Bołtruczuk.
Podwyżki odbijają się na osobach, które mają szamba. Wodociągów ich los jednak nie obchodzi. - Nie będziemy odnosili się do sytuacji osób niepodłączonych do kanalizacji miejskiej - mówi Krzysztof Kita, rzecznik wodociągów.
Dodaje, że podwyżki są związane z pogarszającą się jakością oddawanych do zlewni nieczystości, dużo gorszych niż ścieki z kanalizacji miejskiej.
- Do zlewni przywożone są też ścieki z gmin ościennych. To one są najbardziej zanieczyszczone. Chodzi na przykład o te z zakładów mięsnych BOST w Turośni Kościelnej czy Kabo z Choroszczy oraz z IKEA w Orli - tłumaczy Kita.
Twierdzi też, że jeden z przewoźników ma zapłacić 100 tys. zł za znacznie przekroczoną ilość chromu (14 kg w beczkowozie o poj. 18 msześc.). - Sam przyznał, że wiedział, iż nieczystości, które pochodziły z garbarni miały chromu o wiele za dużo - podkreśla rzecznik wodociągów.
Przewoźnicy uważają, że naliczanie kar zaczęło się w styczniu tego roku, kiedy zmienił się prezes wodociągów.
- Wcześniej nieczystości badano sporadycznie, a kary sięgały do 400-500 zł. Teraz średnio za pojedynczy beczkowóz trzeba zapłacić 5-6 tys. zł. Nie możemy przerzucić tych opłat na klientów. Mówią, że oddają takie same nieczystości jak zwykle. Parametry były przekraczane od lat, tyle że nie trzeba było za to aż tyle płacić - mówi Sławomir Bołtruczuk.
Przewoźnicy proponują, by wodociągi same ścigały tych klientów, którzy oddają np. nieczystości z chromem. - Możemy podać ich adresy. Poza tym, w oczyszczalni powinien być jakiś czujnik, który informowałby nas, że właśnie przekraczamy normy. Tymczasem o karach dowiadujemy się z wystawianych faktur - mówi Sławomir Bołtruczuk.
Krzysztof Kita podkreśla, że umowy podpisywane są z przewoźnikami, a nie ich klientami.
- Nie sposób też zamontować czujnika, bo badanie próbek musi potrwać - tłumaczy.
Żadna ze stron nie widzi wyjścia z sytuacji. Dlatego przewoźnicy chcą protestować przed bramą oczyszczalni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?