Autobusy elektryczne w Polsce, czyli jak Chiny spełniają nasze „marzenia”. Komentarz

Z kasy Białegostoku (a dokładniej - w 2/3 z kieszeni wszystkich unijnych podatników, bo zakup miał duże dofinansowanie z UE) 57 mln zł za ekologiczne „elektryki” trafiło do firmy Yutong z Chin, których gospodarka ma tyle wspólnego z niskoemisyjnością, co ja, przy mojej wadze 100+, z baletem.

Oczywiście 57 mln zł to w chińskiej skali jakieś niezauważalne ułamki złamanego juana, ale elektryczne Yutongi kupiły też władze m.in. Łomży, Bielska Podlaskie-go, Giżycka, Lidzbarka Warmińskiego czy Jeleniej Góry. To oczywiście nadal żadne pieniądze dla chińskiej gospodarki, ale marka Yutong - wedle jej właścicieli - ma już 15-proc. udział w rynku globalnym, a w 2021 r. Yutong Bus dostarczył do klientów na świecie niemal 42 tys. pojazdów. Robi się zatem nieco poważniej.

Zakładam, że duża część tych „elektryków” trafiła do Europy, która w utopijnym pędzie do zeroemisyjności zasila miliardami euro państwo, które na - ponoć ważne dla naszej części świata - hasła „demokracja”, „prawa człowieka”, „ochrona środowiska” itd. spogląda z pobłażliwym uśmiechem; mało tego - bezwstydnie wzmacnia konkurencyjność swojej gospodarki tanim węglem z Rosji, na walkę z którą (rękami Ukraińców) Europa wydaje kolejne miliardy euro.

O to, czy my, Europa, jesteśmy normalni, pytać nie będę. Natomiast Chińczykom nie dziwię się. Mają obowiązki chińskie. Chcą być najważniejszym imperium na świecie, więc wykorzystują okazje. A przecież znalezienie bogatego klienta-idioty, który własnymi pieniędzmi buduje potęgę przyszłego hegemona, łatwe nie jest. Zatem na pewno zaoferują nam jeszcze wiele Yutongów i dziesiątki tysięcy innych tanich (?) rzeczy, od których już zresztą jesteśmy uzależnieni (gdzie został wyprodukowany Wasz telefon komórkowy?).

Zasadniczo cieszę się więc, ale…