MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Art Basel: Po dwóch latach wróciły największe targi sztuki współczesnej na świecie. Swój udział zaznaczyły też polskie galerie

Wojciech Rogacin
Art Basel, włącznie z dniami dla VIP-ów, trwała od 21 do 26 września 2021
Art Basel, włącznie z dniami dla VIP-ów, trwała od 21 do 26 września 2021 Wojciech Rogacin
Największe na świecie targi sztuki Art Basel w Bazylei z przytupem wróciły po dwóch latach przerwy spowodowanej pandemią koronawirusa. Największe światowe galerie, tysiące zwiedzających, ceny sięgające 6,5 mln dolarów. Pojawiły się jednocześnie pytania, co dalej ze sztuką w czasach pandemii.

W wywiadzie dla gazety „Der Bund” z Berna, opublikowa-nym na kilka dni przed rozpoczęciem Art Basel dyrektor tych największych na świecie targów sztuki współczesnej w Bazylei Marc Spiegler zapowiadał, że kiedy nastąpi dzień otwarcia targów, ich uczestnicy, a zapewne i on sam, będą płakać z radości.

To dlatego, że targi odbywać się miały w nietypowej porze, po raz pierwszy po niemal dwuipółletniej przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Wiadomo też było, że trwające obostrzenia uniemożliwiły wielu potencjalnym uczestnikom przybycie do Bazylei. A przecież były to jubileuszowe, 50. targi Art Basel. Wprawdzie okrągła rocznica przypadała rok wcześniej, ale wówczas pośród kolejnych fal pandemii nie dało się się imprezy zorganizować.

Pod koniec września 2021 roku płaczu w słonecznej i ciepłej Bazylei raczej nie było słychać, natomiast ekscytację i westchnienie ulgi - tak. I to pomimo faktu, że - jak podali organizatorzy - w imprezie odbywającej się od 21 do 26 września uczestniczyło 60 tys. osób, czyli mniej o 30 tys. niż na poprzednich Art Basel w 2019 roku.

Przybyło też nieco mniej galerii, które wystawiały dzieła - 272, w porównaniu z 290 przed dwoma laty. To wszystko z powodu ograniczeń w podróży po świecie spowodowanych koronawirusem.

W związku z tym przecież nie wiadomo było, jak świat sztuki odnajdzie się w nowej sytuacji. W czasie pandemii wiele galerii, zamkniętych z powodu obostrzeń, zdążyło zbankrutować. Inne przeniosły swoją aktywność do internetu. Jednak wiadomo, że to nie to samo co obcowanie z dziełem sztuki na żywo.

Art Basel, włącznie z dniami dla VIP-ów, trwała od 21 do 26 września 2021

Art Basel: Po dwóch latach wróciły największe targi sztuki w...

- Chociaż przyzwyczailiśmy się już do pokazywania naszych zbiorów oraz sprzedaży poprzez online, to z ekscytacją przyjechaliśmy na Art Basel - mówiła nam Magdalena Kobus, przedstawicielka galerii Dawida Radziszewskiego z Warszawy. To jedna z dwóch polskich galerii, które obecne były na Art Basel w tym roku. Drugą była również warszawska galeria Foksal.

- Każdy dzień tutaj jest z pewnością wymagający dużo siły od naszych pracowników, ale też jesteśmy szczęśliwi, że możemy spotkać się na żywo z publicznością - dodała Magdalena Kobus.

Miliony za obrazy

Podobne nastroje dzielili również i inni uczestnicy Art Basel. - Mieliśmy pewne obawy, jak będą przebiegać te targi, ale rzeczywistość i poziom sprzedaży przerosły nasze oczekiwania - mówił nam Jona Luddeckens z nowojorskiej Gagosian, jednej z najsłynniejszych galerii sztuki współczesnej na świecie.

- Wprawdzie jest bardzo mało kolekcjonerów z USA i Azji, i w ogóle mniej ludzi, ale kolekcjonerzy z Europy nie zawiedli. Jest duży popyt na sztukę i jesteśmy bardzo zadowoleni.

O zadowoleniu z wyników targów mówili również inni wystawcy, z którymi rozmawialiśmy. Niektórzy ujawnili ceny, jakie uzyskali za sprzedane dzieła sztuki. Siedmiocyfrowe liczby nie należały do rzadkości.

Galeria Thaddeus Ropac z Salzburga sprzedała za 4,5 mln dolarów dzieło Roberta Rauschenberga „Rollings (Salvage)” z 1984 r., będące połączeniem technik malarskiej i kolażu. Trafiło ono do jednego z muzeów w Europie.

Ceny powyżej miliona uzyskały też obrazy Georga Baselitza z tej galerii: „Karl May Bar” z 2021 roku został sprzedany za 1,2 mln euro, a „Zurücktreten, die Füße” z 2014 r. za 1,35 mln euro.

Padały i wyższe kwoty. Jak donosił branżowy magazyn Ocula, słynna galeria Hauser & Wirth z Zurychu za obraz „Poeta” Philipa Gustona, namalowany w 1975 r., uzyskała 6,5 mln dolarów, a za rzeźbę Davida Smitha z 1939 r. „Struktura pionowa” - 5,5 mln dolarów. Z kolei galeria Lévy Gorvy sprzedała jeden z obrazów Elswortha Kelly’ego za 3,5 mln dolarów.

David Zwirner, właściciel jednej z najsłynniejszych galerii z Nowego Jorku powiedział, że targi - choć z mniejszą liczbą uczestników, przeszły jego oczekiwania. I nic dziwnego. Jego galeria sprzedała m.in. za 3 mln dolarów fluorescencyjne dzieło w kolorze różowego światła Dana Flavina „Bez tytułu” z 1974 r.

Starsi za setki, młodsi za dziesiątki tysięcy

Dzieła prezentowane w boksach na dwóch poziomach w wielkiej hali targowej oraz w gmachu głównym, gdzie zorganizowano wystawę Unlimited przy Messeplatz w Bazylei pochodziły z XX i XXI wieku. Jak mówił Marc Spiegler, szef Art Basel, to sztuka z lat 1901 -2021.

Większość obrazów, rysunków, instalacji, rzeźb i innych dzieł nie osiągała oczywiście milionowych kwot, jednak aby stać się właścicielem któregoś z dzieł, trzeba było dysponować co najmniej kilkudziesięcioma tysiącami euro, a najlepiej kilkuset tysiącami.

Od 2-6 tys. euro można było kupić kopie na kartonie obrazów urodzonej w Bejrucie amerykańskiej artystki Etel Adnan. Ceny rzędu kilkudziesięciu tysięcy osiągały dzieła gównie młodszych, mniej jeszcze znanych twórców, które można by traktować jako inwestycję w przyszłość.

Jak mówił nam Marcus Rothe z galerii Thaddeus Ropac, są artyści znani, z dużą renomą, których twórczość i idee kolekcjonerzy znają.

- Dzieła takich artystów kupują właściwie bez zastanawiania, nawet zamawiają ich obrazy z wyprzedzeniem. I ci osiągają wysokie ceny - mówi Rothe, podając choćby przykład obrazów Baselitza.

- A są też młodzi obiecujący, bardzo atrakcyjni twórcy, którzy nie są jeszcze powszechnie znani, nie jest znana ich historia, filozofia twórcza. Tacy się sprzedają trudniej oraz za niższe ceny - dodaje.

Do grupy tych ostatnich można zaliczyć Mandy’ego El Sayeha - dzieło „White Grounds (black belt) z 2021 r. sprzedane za 50 tys. dolarów - czy urodzonej w 1984 r. Robin F. Williams, której obraz z 2021 roku „Siri keeps the faith” galeria PPOW z Nowego Jorku wystawiła na Art Basel za 85 tys. dolarów. - Williams świetnie się sprzedaje, szkoda, że maluje tylko około 10 obrazów rocznie - mówiła nam Eden Deering, przedstawicielka galerii PPOW. Zapowiedziała, że za kilka tygodni jej galeria organizuje wystawę Williams w Nowym Jorku i wszystkie obrazy z planowanej wystawy już znalazły nabywców.

Obrazy młodszej od Williams o 5 lat szwajcarskiej artystki Louisy Gagliardi świetnie się sprzedawały na stoisku galerii Dawida Radziszewskiego. - Sprzedaliśmy dziewięć obrazów Gagliardi, część jeszcze w formie transakcji internetowych w ramach Art Basel - powiedziała nam Magdalena Kobus z galerii Dawida Radziszewskiego. Ceny - od kilkunastu tysięcy euro wzwyż.

Piętno pandemii

Targi sztuki Art Basel po raz pierwszy zorganizowano w 1970 roku. Przed rokiem miały się odbyć jubileuszowe - 50. - jednak odwołano je z powodu pandemii. To dlatego jubileusz przypadł na rok 2021.

Przez pandemię nie był on jednak tak huczny, jak mógłby być. Imprezę przesunięto z czerwca na wrzesień, bo wiosną świat jeszcze był dopiero w trakcie wielkiej akcji szczepień. Jak mówią stali uczestnicy, w tym roku pomiędzy boksami wystawców zaplanowano większe przestrzenie, korytarze były również szersze i nie było wrażenia, by panował tłok.

Jeszcze przed Art Basel obawiano się, że przez pandemię mogą to być targi słabsze. Zwłaszcza że wiadomo było, iż przyjedzie niewielu kolekcjonerów z Ameryki i Azji, gdzie przepisy związane choćby z kwarantanną czy podróżami są zniechęcające do wyjazdów. W Chinach czy Korei Południowej kwarantanna po powrocie z zagranicy trwa dwa-trzy tygodnie.

Z kolei władze USA wydały ostrzeżenie przed podróżami do Szwajcarii, która uznana została za kraj dużego ryzyka związanego z COVID-19. Do czasu otwarcia Art Basel zaszczepiło się tam przeciw koronawirusowi tylko około 50 procent społeczeństwa. Zresztą jeszcze w trakcie imprezy w Bernie dochodziło do gwałtownych manifestacji przeciwników szczepień.

Na samym Art Basel rygorów bezpieczeństwa związanych z pandemią przestrzegano jednak niezwykle skrupulatnie. Wstęp miały tylko osoby w pełni zaszczepione, lub te, które przechorowały COVID-19, albo uzyskały negatywny wynik testu na koronawirusa. Testy można było wykonać na koszt organizatora. Za każdym razem podczas przemieszczania się pomiędzy budynkami targowymi na specjalnych bramkach sprawdzano certyfikaty szczepień lub badań.

Z powodu obaw o wyniki targów organizatorzy przygotowali specjalny fundusz solidarnościowy w wysokości 1,5 mln franków szwajcarskich. Pieniądze miały zostać rozdzielone pomiędzy te galerie, które gorzej sobie poradzą.

Niektórzy chwalili tę inicjatywę, inni mieli wątpliwości. - Kto z wystawców przyzna się, że poszło mu źle i poprosi o wsparcie? To byłby PR-owy strzał w stopę - mówił nam przedstawiciel jednej z dużych galerii. - A galerie, które odniosły duży sukces, przecież tych pieniędzy nie potrzebują - dodał.

Europejski apetyt na sztukę

Kupców z USA czy krajów Azji rzeczywiście przyjechało mniej, ale - jak twierdzą wystawcy - nie pogorszyło to wyników targów. Głównie dlatego, że wielkim apetytem na sztukę współczesną wykazali się w tym roku europejscy kolekcjonerzy.

- Nie widzę, żeby rynek się pogarszał. Wręcz przeciwnie, jest tak, jak było za poprzednich edycji Art Basel, a ja tu przyjeżdżam już od 40 lat - mówił nam przedstawiciel galerii Gray z Chicago. - Jest mniej kupujących z USA i z Azji, a mimo to jesteśmy zadowoleni ze sprzedaży dzieł - dodał.

- Przed rozpoczęciem targów byliśmy podenerwowani - przyznała Eden Deering z PPOW Gallery. - Okazało się jednak, że jest świetnie - dodała w rozmowie z „Polską Times”.

To nie jest odosobniona opinia.

Thaddeus Ropac, właściciel galerii z Salzburga, która ma swoje oddziały także w Paryżu i Londynie nie krył satysfakcji. - To bardzo dobre targi, właściwie wszystko kręci się tak jak zawsze. Szczerze mówiąc ja się tego spodziewałem. Mieliśmy wiele kontaktów od naszych klientów, wielu z nich tu się pojawiło i jeśli chodzi o rynek sztuki, to utrzymuje się na dobrym poziomie. Nie ma problemów spowodowanych pandemią - mówił „Polsce Times” Ropac, a w trakcie rozmowy pozdrawiał i witał się ze znajomymi kolekcjonerami, którzy przybyli na imprezę i których nie widział od ponad dwóch lat.

- Wśród kolekcjonerów panuje duża chęć obcowania ze sztuką na żywo. Potrzebują oni również bezpośrednich rozmów - stwierdziły Monika Sprüth i Philomene Magers, właścicielki galerii Sprüth Magers z Berlina.

Iwan Wirth, współzałożyciel innej wielkiej galerii Hauser & Wirth powiedział wręcz, że „Art Basel wrócił z pełną mocą”. - Kolekcjonerzy powrócili z nową energią, by mieć kontakt ze sztuką tak wielkiego kalibru, jak dzieła Philipa Gustona czy Davida Smitha - dodał Wirth.

Satysfakcję wyrażali nie tylko przedstawiciele galerii mających oddziały na całym świecie. Aleksandra Ściegienna z warszawskiej galerii Foksal cieszyła się, że w tym roku nie ma wcale mniejszego zainteresowania sztuką wśród kupujących niż podczas poprzednich edycji Art Basel. - Widzimy również spore zainteresowanie polskimi twórcami. Oprósz Sasnala czy Althamera prezentujemy młode polskie artystki. Jest duże zainteresowanie i sprzedajemy - mówiła nam Ściegienna. Wśród prac pokazywanych przez galerię Foksal był m.in. obraz Pauliny Ołowskiej „Autobiografia Gypsy Lee Rose” z 2021 r.

Jak podali organizatorzy, wśród klientów w tym roku było ponad 300 muzeów i instytucji kultury, jak choćby Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku, londyńska Tate Gallery, paryska Fondation Cartier, Muzeum Sztuki Współczesnej z Chicago, Fondazione MAXXI z Mediolanu czy warszawska galeria Zachęta.

Dominowali jednak klienci indywidualni, a transakcje często dobijane były przy stolikach w boksach wystawienniczych. I to jeszcze przed oficjalnym otwarciem targów dla szerszej publiczności. Dni dla tzw. VIP-ów, czyli gównie kolekcjonerów, rozpoczęły się już 21 września, na trzy dni przed oficjalnym otwarciem. A jeszcze wcześniej otwarto możliwość sprzedaży online dla galerii, które zgłosiły się na Art Basel. To ukłon w stronę wystawców, którzy nie wiedzieli, czego się spodziewać w roku pandemicznym.

- Sprzedajemy przeważnie prywatnym kolekcjonerom. Przybyło wielu, których znamy - mówili nam przedstawiciele różnych galerii.

Magdalena Kobus z galerii Dawida Radziszewskiego dodała, że wśród kupujących było wielu przedstawicieli kolekcjonerów z Azji czy Ameryki. Używając kamer w smartfonach, pokazywali dzieła swoim klientom za oceanem, a tamci podejmowali decyzje w sprawie zakupu.

Marc Spiegler podczas konferencji otwierającej targi mówił, że zaobserwowano większy popyt na sztukę wśród młodszej klienteli z tzw. pokolenia Millenialsów. Sami wystawcy mówili raczej o grupie stosunkowo młodych kupców z Ameryki, gdzie statystycznie ludzie mogą szybciej stać się zamożnymi - a więc pozwolić sobie na zakup dzieł sztuki - niż w Europie.

W poszukiwaniu nowych twórców

W targach Art Basel chodzi jednak nie tylko o zakupy. To również doskonała okazja promocji sztuki wśród miłośników z wielu krajów. Dla samych galerii jest to także dobre miejsce na wyszukiwanie nowych, obiecujących twórców.

Wielu z tych ostatnich prezentuje swoje prace na tzw. wystawie Unlimited, gdzie pozostawia się wiele przestrzeni do prezentowania eksperymentalnych form.

Można tam więc było obejrzeć zarówno śmiałe tematy, jak i połączenia różnych technik. Uwagę zwracał choćby dom z chleba - wielkości domku letniskowego - zbudowany przez artystę szwajcarskiego Ursa Fischera (chleb na dom upieczono dwa dni przed otwarciem w jednej z piekarni w Zurychu).

- Na Art Basel pojawia się wielu nowych obiecujących twórców. My sami promujemy takich artystów. Byłem na wystawie Unlimited czy na innych piętrach i widziałem wiele naprawdę świetnych prac młodych artystów - mówił nam Thaddeus Ropac.

Wchodzi syn Murdocha i co dalej z Art Basel?

Pomimo ogólnego wrażenia sukcesu Art Basel 2021 w trakcie imprezy żywe były dyskusje o przyszłości rynku sztuki i targów w ogóle. Wielu przedstawicieli galerii przyznawało, że w trakcie trwania pandemii część galerii zbankrutowała. Zwłaszcza te, które żyły od targów do targów. Sprzedaż w online nie zawsze przynosi takie zyski jak na żywo. - Wielu kolekcjonerów, zwłaszcza ci starsi, chce obejrzeć obraz, zanim go kupi. Nie ufają zbytnio temu, co widzą na ekranie tableta czy komputera - mówił nam przedstawiciel jednej z galerii.

Między innymi dlatego w mediach amerykańskich pojawiły się dyskusje o potrzebie zmiany formuły Art Basel, dostosowania jej bardziej do nowych czasów, na przykład umożliwienia galeriom dłuższego okresu wystawiania i sprzedaży dzieł. Niektórzy twierdzili wręcz, że obecna formuła Art Basel się wyczerpała. Wystawcy narzekali na wysokie koszty wpisowego (na targach Art Basel Miami i w Hongkongu w 2019 roku trzeba było zapłacić ponad 31 tys. dolarów za stoisko).

Dodatkowo tegorocznym tematem rozmów na Art Basel była kwestia objęcia pakietu kontrolnego w MCH Group przez Jamesa Murdocha, syna kontrowersyjnego magnata medialnego Ruperta Murdocha. MCH Group to firma wystawiennicza, która organizuje też targi Art Basel. Wielu uczestników pytało, w jakim kierunku zmierzać będą targi Art Basel po tej zmianie właścicielskiej. Zastanawiano się też nad kwestiami wizerunkowymi, chociaż James Murdoch odcina się od poglądów politycznych swego ojca.

Zapytany przez „Polskę Times” o przyszłość tej imprezy, szef Art Basel Marc Spiegler powiedział, że formuła targów się nie zmieni. Według niego objęcie pakietu kontrolnego w MCH przez Murdocha nie ma wpływu na działalność targów sztuki, a jedynie może wnieść pewien powiew nowych form promocji imprezy - dzięki wykorzystaniu doświadczeń w branży medialnej nowego inwestora.

Przedstawiciele niektórych dużych galerii skarżyli się portalowi Art News na biurokrację, czy niekorzystne ich zdaniem kwestie doboru wystawców oraz artystów, jakich galerie mają pokazywać.

Pytanie o te kwestie przez „Polskę Times” podczas Art Basel przedstawiciele galerii w przeważającej mierze opowiadali się za utrzymaniem obecnej formuły Art Basel. - Byliby głupi, gdyby chcieli to zmieniać - mówił nam bez ogródek Thaddeus Ropac. - Art Basel to największa marka na świecie. Nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja - dodał.

Wygląda jednak na to, że pandemia odciśnie swoje piętno na rynku sztuki, a Art Basel także będą musiały się do nowych realiów dopasować.

- Tegoroczne Art Basel były punktem zwrotnym - stwierdził jednak z optymizmem Marc Spiegler. - Targi stały się miejscem dokonywania nowych odkryć i budowania nowych relacji osobistych, które były w dużej mierze niemożliwe przez ponad rok.

Cieszył się, że pomimo zmniejszonej frekwencji kolekcjonerów z Azji i USA, na pierwszy plan wysunęły się w tym roku „potężne bazy i bogata tradycja kolekcjonerska w Europie”. Według niego miniony tydzień w Bazylei oznaczał początek ponownego połączenia i odmłodzenia międzynarodowego rynku sztuki.

To brzmi optymistycznie, ale dopiero przyszłe edycje Art Basel pokażą, jak pandemia zmieni rynek sztuki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zobacz Q&A z Mandaryną !

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny