Anna Świętochowska uczyła się grać na fortepianie niemal 20 lat: na pierwsze lekcje rodzice wysłali ją w piątym roku życia. Skończyła muzyczną szkołę podstawową, średnią, Akademię Muzyczną.
- I zaczęłam szukać pracy - mówi pani Anna. Marzeniem - ale takim cichutkim, o którym nikomu jeszcze wtedy nie mówiła - była własna szkoła muzyczna. Ale na to było jeszcze za wcześnie - nie miała potrzebnego doświadczenia ani pieniędzy na realizację takich marzeń.
Choć już na studiach pracowała jako akompaniator i pedagog, okazało się, że na taką pracę na cały etat nie ma szans. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby robić cokolwiek niezwiązanego z muzyką - jednak nie było wyjścia.
- Znalazłam ogłoszenie, że duża firma poszukuje sekretarki z dobrą znajomością języka niemieckiego. Ja miałam zdany egzamin państwowy z tego języka.
Spróbowałam. Przeszłam do końcowego etapu. Poległam na komputerze - opowiada.
Jednak dużo jej to dało.
- Uwierzyłam w siebie - zapewnia. - W to, że nadaję się nie tylko do muzyki.
Kilogramy srebra
Wzięła się do roboty. Wytłumaczyła sobie, że muzyką może zajmować się prywatnie i zatrudniła się jako menedżer kas w hipermarkecie. Później była marketingowcem w dużym wydawnictwie. Któregoś lata postanowiły z koleżanką spędzić superwakacje nad morzem.
- Nie miałyśmy akurat pieniędzy. Ale to dla nas nie problem. Kupiłyśmy kilogramy srebra, zarejestrowałyśmy firmę i wynajęłyśmy kilka straganów. Później co roku tak wypoczywałyśmy.
Te historie podaje jako przykład realizacji marzeń: - Wystarczy wiedzieć, czego się chce. Drogę do realizacji zawsze się znajdzie.
W końcu pojawiła się szansa na pracę w zawodzie.
- Koleżanka dała znać, że mogę jechać na kontrakt do Korei Południowej. Miałam grać na fortepianie w ekskluzywnym hotelu. Pojechałam.
Osiem godzin do marzeń
Do Korei pojechała w maju. Pod koniec stycznia, dokładnie o godz. 10 zadzwoniła jej mama.
- Mówi: Aniu, sprzedają prywatną szkołę muzyczną! Zastanów się - opowiada. I dodaje: - O 18 już byłam zdecydowana: kupuję!
Na początku działała na "dwa fronty": musiała wywiązać się z kontraktu w Korei, a zarazem już szykowała się do przejęcia szkoły w Białymstoku.
- U mnie tak jakoś już jest, że wszystko w życiu dzieje się na zakładkę: jedno się zaczyna, zanim skończy się poprzednie - przyznaje pani Ania.
To nie kotły olejowe
Na początku jej dyrektorowania buntowali się trochę i rodzice, i dzieciaki.
- Byli przyzwyczajeni do poprzedniej właścicielki. Nie dziwię się: świetnie się dogadywali - mówi - Ale z czasem wszyscy zauważyli, że ja też nie jestem zwykłym dyrektorem, tylko po prostu: panią Anią. I już jest dobrze.
U Anny Świętochowskiej - oprócz tradycyjnej szkoły muzycznej, są też zajęcia dla maluchów, prywatne lekcje dla starszych. Można też w każdej chwili zmienić główny instrument.
- Jeśli dziecko uzna, że fortepian to nie jest to, nie ma problemu, żeby grało np. na trąbce - zapewnia.
Trzy lata temu założyła fundację. Organizuje koncerty, pisze muzykę do spektakli teatralnych, prowadzi warsztaty muzyczno-teatralne. Przyznaje, że zarabia pieniądze.
- Jednak tu bardziej chodzi o misję społeczną. Gdybym chciała zrobić "dużą kasę", sprzedawałabym kotły olejowe - uśmiecha się.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?