Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amerykański sen o disco polo

Jerzy Doroszkiewicz [email protected]
Disco polo Macieja Bochniaka
Disco polo Macieja Bochniaka Alvernia STUDIOS/NEXT FILM
Inspiracją do "Disco polo" był Zenek Martyniuk z zespołu Akcent - mówi reżyser filmu Maciej Bochniak.

Kiedy po raz pierwszy usłyszał Pan jakąś piosenkę disco polo?

Na początku lat 90. Byliśmy z rodziną na wakacjach i razem z bratem obejrzeliśmy "Disco Relax" na Polsacie. Od dziecka chodziłem do szkoły muzycznej i byłem wychowany w innej kulturze. Oglądałem to, nie wiedząc zupełnie, czy to jakiś żart, czy ci ludzie występują na poważnie. W dodatku te teledyski w warstwie wizualnej były na granicy śmieszności i nie wiedziałem, jak to interpretować.

Gdzie Pan się urodził?

W Krakowie.

I nie słyszał Pan wcześniej disco polo? Nie grała taka muzyka z łóżek polowych?
Proszę mi uwierzyć, w Krakowie na ulicach nigdy nie było disco polo. To się urodziło przecież na wschodzie i na Mazowszu.

Przygotowując scenariusz musiał Pan zgłębić świat muzyków disco polo, odwiedzić kluby.
Wszystko zaczęło się, kiedy z Bayer Full zaczęliśmy jeździć na koncerty, spotykać innych muzyków i poznawać ten świat. Obraz, który wygenerował "Disco Relax" jest zupełnie nieprawdziwy.

To był obraz jak z harlequina?

Mnie się wydaje, że tak miała wyglądać Polska lat 90., czym był wówczas szybko zarobiony pieniądz.

A jaki on był?

Można go było szybko wydać. Cała grupa nuworyszów, nie tylko muzycy, tworzyła pełne kiczowatego przepychu rezydencje. A twarzą tego kiczu był telewizyjny "Disco Relax". Ten zewnętrzny obraz, niekoniecznie oddawał to, czym była ta muzyka. Ludzie myśleli, że to chłopcy w białych skarpetkach z wąsami i dywanami z tyłu, i tyle.

Nikt nie zauważył, że to jest olbrzymi show biznes. Ma swoje kasty, gwiazdy, producentów, niesamowitą rzeszę fanów, i że ci muzycy, poza dużymi miastami, mają statusy mega gwiazd. Ludzie ustawiają się do nich w kolejkach po autografy, robią z nimi zdjęcia. Muzyków stać, żeby na koncerty po wsiach latać helikopterami, a na wolny weekend do Nowego Jorku i przywieźć 20 par butów dla żony. Nie powstał o tym żaden film, nawet formy dokumentalne nie patrzyły na ten świat oczami uczestników koncertów czy dyskotek. I to był mój klucz.

Jaka muzyka pojawi się w filmie?

Oprócz zespołu Weekend i Czterech osiemnastek Niecika, 21 piosenek to są największe przeboje disco polo. Myśmy te stare utwory mocno muzycznie odświeżyli, bo nie było archiwalnych ścieżek. "Życie, to są chwile", "Jesteś szalona", cała masa hitów. To nie jest film historyczny, tylko mocno kreacyjny, zaglądający do głów bohaterów, którzy wówczas żyli. Stąd wzięły się współczesne przeboje, zwłaszcza że mocno wpłynęły na wyjście disco polo z niszy medialnej w świadomość wielkomiejską.

Takie drugie wyjście z cienia?

Zespół Weekend i ich "Ona tańczy dla mnie" sprawiły, że disco polo przestało być utożsamiane z obciachem.

Poznał Pan Zenka Martyniuka i Akcent?

Zenek był moją inspiracją do tego filmu. Kiedy zobaczyłem go pierwszy raz na scenie, od razu zacząłem myśleć o filmie fabularnym. Stałem z rozdziawionymi ustami, widząc ten tłum fanek, światła, jego ruch sceniczny. Słysząc barwę głosu i melodyjność piosenek w stylu Modern Talking, stwierdziłem, że jest to bardzo filmowe. Wtedy zrozumiałem, dlaczego to się podoba i jaką ma wartość.

A Zenek wytłumaczył może, dlaczego wszyscy musieli śpiewać takimi wysokimi głosami?
Chcieli śpiewać jak Modern Talking, którzy mieli wielki wpływ na wszystkich artystów disco polowych w tamtych czasach, a Zenek ma naturalną taką barwę głosu. Teraz wiem, że wielu muzyków przyśpieszało swój głos po nagraniu, byle uzyskać podobną barwę.

Jacy, według Pana są nasi twórcy disco polo?

Jak w każdej branży, są artyści, którzy wierzą w to, co robią, tworzą szczerze i jest cała rzesza ludzi, którzy robią to tylko dla pieniędzy i są w moim odczuciu bliżej hochsztaplerki niż prawdziwej muzyki. Kręcąc "Disco polo" poszedłem za twórcami, w których jest szczerość, przede wszystkim chodzi mi o Zenka. Jest wyjątkowym twórcą, podczas gdy większość tych piosenek nie zachęca mnie ani muzyką ani tekstem.

Grając w takim filmie, łatwo z perspektywy elitarnych szkół artystycznych wyśmiać ten nurt. Zrobiliście coś, żeby tego uniknąć?

Nie kręciliśmy "Disco polo", żeby kogoś obśmiać, wręcz przeciwnie. Dlatego tak dobrzy aktorzy przyjęli propozycje głównych ról. Razem patrzymy na ten świat bez konieczności oceniania. Kiedy zacząłem aktorom nakreślać ten świat, byli bardzo zdziwieni, jakby odkrywali równoległą rzeczywistość. Możliwość znalezienia się na scenie, na koncercie , który oklaskuje kilkaset osób - to było dla nich bardzo nęcące. Opowiadamy o chłopakach, którzy śpiewają tę muzykę i nie dyskutujemy, czy mogliby wybrać coś innego. W filmie jest tylko disco polo. To był jeden z kluczy, jak opowiedzieć tę historię na serio.
W filmie grają wielkie gwiazdy polskiego kina - łatwo było przekonać Tomasza Kota?
Tak, podobnie Dawida Ogrodnika, Piotra Głowackiego, Joannę Kulig i innych aktorów. Wszyscy zrozumieli, że kręcimy zupełnie wyjątkowy film. Stworzyliśmy bajkowy świat, jakby wariację na temat lat 90. Szaleństwo według hasła, że każdy wtedy miał szansę na przeżycie swojego "amerykańskiego snu". Z kelnera czy przysłowiowego pucybuta mógł stać się milionerem. Robiliśmy taką polską wersję Ameryki.

Gdzie kręciliście "Disco polo"?

Dyskoteki były prawdziwe. Najwięcej nakręciliśmy w warszawskim "Explosion". Scen w dyskotekach nie ma wcale tak wiele. Byliśmy też w Łebie i w Bydgoszczy.
Czy w rolach statystów występują prawdziwi imprezowicze discopolowych dyskotek?
W Warszawie byli to zwykli statyści. W Łebie i w Bydgoszczy zagrało też sporo fanów disco polo w rolach statystów. W przerwie rzucili się po autografy. Do Tomka Kota stało z 40 osób, a do Tomka Niecika z 200.

Dla kogo jest ten film?

Naszym pomysłem było połączenie dwóch światów. Poprzez muzykę chcemy przyciągnąć do kin ludzi, którzy na co dzień słuchają disco polo. Cała warstwa filmowa, obsada, nawiązania do innych filmów, pewne szaleństwo powinno trafić do wyrobionej filmowo publiczności kinowej. Widział go już Radek Liszewski, lider Weekendu, ze swoją żoną, kilku innych muzyków disco polo i wszystkim film bardzo się podobał. Każdy na pewnym poziomie znajdzie tam coś dla siebie.

Maciej Bochniak

reżyser filmowy (ukończył szkołę filmową Chen Pio w Fuzhou) i scenarzysta (absolwent Wyższego Studium Scenariuszowego PWSFTviT w Łodzi). W filmie debiutował krótkometrażowym "I love you so much" (2009) oraz dokumentem "Przyjęcie" (2011) w ramach programu "Pierwszy Dokument" w Studio Munka. Jest współautorem filmu fabularnego "Pokój", autorem pełnometrażowego filmu dokumentalnego "Miliard Szczęśliwych ludzi", którego pretekstem była chińska przygoda zespołu Bayer Full.
27 lutego na ekrany kin wchodzi jego film "Disco polo", w którym główne role grają Tomasz Kot, Dawid Ogrodnik, Joanna Kulig oraz muzycy disco polo: Tomasz Niecik, Radosław Liszewski i Robert Klatt.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny