Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alkohol, urzędnicy i polityka

Tomasz Maleta
Bimbrownia w Białostockim Muzeum Wsi jest jedną z atrakcji regionalnych festynów
Bimbrownia w Białostockim Muzeum Wsi jest jedną z atrakcji regionalnych festynów Anatol Chomicz
Nie da się ukryć, że tradycje - nie tylko w dysputach alkoholowych - Białystok ma bogate. Wszak nie bez kozery zbudował zalążki muzeum bimbrownictwa.

W Polskę idziemy ... - tak śpiewał przed laty w swoim słynnym songu Wiesław Gołas. Przypomniałem sobie o nim na kanwie dyskusji radnych na kwietniowej sesji rady miasta na temat liczby punktów sprzedaży alkoholu w Białymstoku. Choć daleko jej było od tej z 2009 roku, gdy proponowano nawet dwa tysiące takich wysokoprocentowych punktów dostępowych w mieście.

Wtedy na fali boomu gastronomicznego, wyczerpał się limit pozwoleń na sprzedaż trunków. Prezydent proponował zwiększyć go o 70 - do 620. Radni z komisji samorządowej poszli jednak na całość. Włodzimierz Kusak, jak to na prawdziwego liberała z krwi i kości przystało, zaproponował 1000 takich punktów. Na co obruszył się radny opozycyjny Józef Nowak (PiS), który przelicytował kolegę z partii rządzącej i podniósł stawkę do dwóch tysięcy.

- Urzędnicy prezydenta podawali, że pod tym względem jesteśmy w tyle za innymi miastami w kraju. Więc zaproponowałem: to idźmy na całość! Zróbmy od razu dwa tysiące i uplasujemy się na pierwszym miejscu w kraju - tłumaczył potem radny Nowak.

Jego koledzy z komisji nie za bardzo wyczuli tę ironię, weszli do tego alkoholowego pokera i przystali na propozycję. Na dodatek swoje atu musiał odkryć dowódca garnizonu białostockiego, bo w ustawie zapisane było, że to on opiniuje liczbę punktów sprzedaży alkoholu w mieście (jeśli stacjonuje w nim wojsko). Prezydentowi nie odmówił, ale w grę wchodziło tylko 70 miejsc. A dzięki ironii radnego Nowaka pula urosła o prawie 1400.

Ostatecznie stanęło na 700 punktach sprzedaży i ten limit utrzymał się do dziś (choć do zaczynu przygotowanego przez radnych swoje dolał wojewoda, bo jego prawnicy mieli wątpliwości do uchwały).
Ten historyczny kompromis na ostatniej, kwietniowej sesji (w przedświąteczny poniedziałek) zakwestionowała radna Janina Czyżewska (Białostoczanie 2014). Niespodziewanie zaproponowała, by ograniczyć dostępność sprzedaży alkoholu. Powód: punktów za dużo. Na takich myśleniu suchej nitki na radnej nie zostawili jej koledzy z innych klubów, którzy z sentymentem wspominali jak to nie było łatwo wyjść z czasów, gdy sterowanie ręczne a nie niewidzialna ręka rynku decydowało, co i gdzie sprzedawało się dopiero po godz. 13.

Nie da się ukryć, że nie tylko w dysputach alkoholowych, Białystok ma bogate tradycje. Wszak nie bez kozery zbudował zalążki muzeum bimbrownictwa. I chyba nie do końca wykorzystanego przez miasto pod względem promocyjnym i turystycznym. Szczególnie widać to na początku każdych wakacji, gdy kawalkada samochodów ciągnie do Osowicz, by przy okazji festynu regionalnych smakołyków zobaczyć jak to naprawdę jest z wywoływaniem ducha puszczy. I zapewne wielu jego miłośników obchodzi się ze smakiem.

Właściwie, to dlaczego w muzeum nie można spróbować produktu głównej linii produkcyjnej?. Przecież takiego najazdu turystów nie tylko z kraju pozazdrościłby nam niejeden cud świata. Jak grzyby po deszczu powstałyby linie autobusowe, które dowoziłyby spragnionych do muzeum. W trosce, by kultura zwiedzania nie ustąpiła ilości spożywanego produktu regionalnego w płynie, można wprowadzić ceny zaporowe na bilety wstępu. Bez smakowania cena normalna, smakowanie - maksymalne szklanka na głowę - 100 złotych. I minister finansów byłby zadowolony, bo do budżetu płynęłyby pieniądze z podatku. Co prawda wysokoprocentowego, ale w kryzysowych czasach żadnym źródłem się nie gardzi. Tym bardziej, że odprowadzałaby je instytucja, bądź co bądź, kulturalna. Naprawdę cała Unia zazdrościłaby nam tej kulinarnej innowacji. Zresztą paradoks polega na tym, że gdzie indziej destylacja domowa jest legalna, tylko nie u nas.

Nasze lobby poselskie (jeśli takowe jest) powinno wspólnie zawalczyć, by przynajmniej dla turystów, stworzyć możliwość degustacji naturalnie destylowanego wyrobu sławiącego Białostocczyznę w stopniu nie mniejszym niż inwestycje z unijnej pomocy. A może nawet w stopniu znacznie większym.
Gdyby ktoś niepokoił się, że od nieskończonej liczby potencjalnych zwiedzających krucho byłoby z podażą to, ku pokrzepieniu serc, wystarczy puenta ze wspomnianej piosenki Wiesława Gołasa:
"Jakby nam kiedyś tego zabrakło?
Nie, nie zabraknie."

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny