MKTG SR - pasek na kartach artykułów

4 czerwca 1989. Po raz pierwszy Polacy mieli wybór

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Chyba nikt nie przypuszczał, że po tych wyborach sprawy potoczą się tak szybko, że będą one początkiem wielkich zmian politycznych w całej Europie Środkowo-Wschodniej. 4 czerwca 1989 r., podczas po raz pierwszy częściowo wolnych wyborów, Polacy pokazali, jakiej chcą przyszłości dla siebie i całego kraju

Spis treści

Czekali na ten dzień latami

Anna 3 czerwca odebrała świadectwo dojrzałości po zdanej maturze. Dzień później szła oddać swój głos. Pamięta słowa taty.

- To twoje pierwsze wybory i już możesz wybierać - powiedział. - Ja chodziłem całe lata, bo musiałem, ale wyboru nie miałem - dodał.

Nie było patosu, ale czuła się jakoś wyjątkowo, bo raz, że zdała maturę, dwa - głosowała.

Maria czekała na te wybory 40 lat, tak mówi. Potem, zawsze w lokalu wyborczym była pierwsza, tego dnia - 4 czerwca - dopiero trzecia.

- Przyszłam przed czasem, bo nie mogłam już w domu usiedzieć na miejscu, ale i tak były już przede mną dwie osoby. Bardzo szybko ustawiła się zresztą spora kolejka - śmieje się dzisiaj. - Czuło się w powietrzu odświętną atmosferę, ludzie się do siebie uśmiechali. Każdy wiedział, na kogo odda głos, wiadomo - nie na komunistów - dodaje.

To był cudowny dzień. Po wyborach poszli z mężem na spacer, zrobiła w domu dobry obiad. Cieszyli się, wiedzieli, że stare już nie wróci. Nie wszyscy jednak wierzyli w zmiany.

- Wiele osób nie przywiązało do tych wyborów wagi. Trzeba pamiętać, że kiedy ludzie szli na te wybory, nie wiedzieli, że one są tak istotne. Nikt, łącznie z politykami, nie mógł przewidzieć, co się stanie z Polską i Europą w ciągu najbliższego pół roku. Była to część długiego procesu. Mało kto zorientował się, że to już teraz - mówiła w rozmowie z Onetem Aleksandra Boćkowska autorka książki „Można wybierać” o wyborach 4 czerwca. - Miałam wtedy 16 lat, kończyłam pierwszą klasę liceum, więc właściwie powinnam pamiętać. Mieszkałam w Warszawie, gdzie atmosfera wyborcza była dość silnie wyczuwalna. Pamiętam tę atmosferę, plakaty wyborcze. Miałam świadomość, że to ważne wybory, ale sama jeszcze nie mogłam głosować i nie byłam zaangażowana. Próbowałam odtworzyć wspomnienia pytając koleżanki z klasy, nawet takie, z którymi przez lata nie miałam kontaktu. Też nie pamiętają - wspominała.

Wielkie zwycięstwo Solidarności

Atmosfera była rzeczywiście podniosła, na archiwalnych zdjęciach widać młodych działaczy NSZZ „Solidarność” naklejających plakaty na budkę telefoniczną w Warszawie, Plakaty kampanii wyborczej „Solidarności” z napisem „Głosuj na Solidarność - Lech Wałęsa” na warszawskich tramwajach, wiwatujący tłum pokazujący znak zwycięstwa przed biurem wyborczym w Warszawie, to już dzień później 5 czerwca.

Wybory parlamentarne w Polsce w 1989 rok, nazywane też kontraktowymi lub czerwcowymi odbyły się 4 i 18 czerwca 1989 na zasadach uzgodnionych w trakcie rozmów Okrągłego Stołu. Wybrano w nich 460 posłów na Sejm PRL oraz 100 senatorów do nowo utworzonego Senatu PRL.

Były to pierwsze częściowo wolne wybory w historii Polski po II wojnie światowej. Przedstawiciele władz komunistycznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zagwarantowali rządzącej koalicji, obejmującej PZPR i jej satelitów, obsadę co najmniej 299 miejsc w Sejmie. Pozostałe mandaty poselskie w liczbie 161 zostały przeznaczone dla kandydatów bezpartyjnych. Walka o te miejsca oraz o wszystkie mandaty senatorskie miała charakter demokratyczny. Starali się o nie przedstawiciele środowisk opozycji demokratycznej, ale też kandydaci wspierani przez obóz władzy, reprezentanci różnych organizacji społecznych, osoby niezależne.

W wyborach do Senatu Komitet Obywatelski „Solidarność” uzyskał 92 mandaty na 100, a „koalicja” rządowa, czyli PZPR oraz partie satelickie - ZSL i SD, ani jednego. Z kolei w wyborach do Sejmu „Solidarność” zdobyła 160 ze 161 możliwych do zdobycia miejsc, o które toczyła się wolna walka. Kandydaci „koalicyjni” z 299 przysługujących im mandatów uzyskali zaledwie trzy.

Irenę i Andrzeja wybory 4 czerwca 1989 roku kosztowały rower. Nie byle jaki, bo dwa lata wcześniej znaleziony w śmietniku. Na początku woził ich dwoje, potem tylko Andrzeja, bo ona miałam już własny, kupiony od Aziza z Maroka, z którym razem pracowali w szklarni w Hoek van Holland. Każdego dnia po godz.15.00 wyjeżdżała z niej ciężarówka z napisem „Aubergines” i zdjęciem niby ogórka w jej ulubionym - fioletowym - kolorze. Ich trzeci sezon na Westlandzie zaczęli w kwietniu, po zaliczeniu roku na studiach dziennikarskich na UW w super zerowych terminach. Andrzej pracował w pomidorach, ona w oberżynach, czyli bakłażanach.

„Studenci z Polski” - to brzmiało wtedy dumnie w kraju tulipanów. Andrzej bez problemu dostał wolne na okoliczność wyprawy do Hagi, żeby zgłosić ich oboje do udziału w wyborach. Pojechał ciemnozielonym rowerem marki Petra, przypiął go do ogrodzenia koło polskiej ambasady przy Alexanderstraat, a kiedy wyszedł po kwadransie, po rowerze zostało przepiłowane zapięcie. Do Hoek wrócił stopem.

- W niedzielę 4 czerwca pojechaliśmy do Hagi autobusem. Był prawie pusty - deszczowy dzień nie zachęcał do podróży. Ja w ortalionowym czarnym płaszczu, Andrzej w dżinsowej czarnej bluzie, ale jakoś odświętni, tak bardziej na galowo. W gastarbeiterskich realiach oznaczało to białą bluzkę i koszulę oraz dłonie wyszorowane do białości z zielonych pozostałości po pomidorach i fioletowych po bakłażanach - opowiada Irena, 59-latka.

Wiedzieli, na kogo chcą głosować - nie na PZPR i satelitów. Czuli się - ona na pewno - ważni i sprawczy, przepełnieni nadzieją. Nie mieli wątpliwości, że nie chcą dłużej żyć w państwie rządzonym przez pierwszych sekretarzy, panie za ladą i w biurze paszportowym. Było jasne, że wrócą, żeby skończyć studia. Ale co dalej? Ich głosy miały znaczenie - tego byli pewni.

- Wydawało mi się, że dobrze pamiętam schody, po których wchodziliśmy na pierwsze piętro białego pałacyku - z białego marmuru, podwójne, schodzące się ku górze. I wypastowany parkiet, biało-czerwoną urnę i uśmiechy wszystkich zebranych. Może w tle brzmiał jakiś Chopin? Po latach, bodaj w dwudziestu, kiedy służbowo gościłam w haskiej ambasadzie, okazało się, że pamięć wszystko wyolbrzymiła: schody owszem, były, nawet marmurowe, ale pojedyncze i niezbyt szerokie. Parkiet się zgadzał, ale pałac to na pewno nie był - willa, jakich wokół wiele - wspomina.

Kiedy jesienią 89 roku zeszli z promu w angielskim Harwich, oficer imigracyjny sprawdzając im wizy w paszportach, życzył: Enjoy your freedom (cieszcie się wolnością).

Rząd Tadeusza Mazowieckiego

Wynik czerwcowych wyborów zaskoczył tak komunistów, jak stronę solidarnościowo-opozycyjną. Ta druga nie spodziewała się aż takiego sukcesu, ta pierwsza - tak sromotnej porażki.

Już 12 września 1989 roku został powołany rząd Tadeusza Mazowieckiego. W swoim exposé premier zwracał uwagę przede wszystkim na problemy gospodarcze, przed którymi stanął jego gabinet. Za najpilniejsze uznał zahamowanie inflacji, zmniejszenie deficytu budżetowego, konieczność utrzymania dyscypliny podatkowej, budowę gospodarki wolnorynkowej.

- Przychodzę jako człowiek Solidarności, wierny sierpniowemu dziedzictwu. Pojmuję je jako wielkie zbiorowe wołanie społeczeństwa o podmiotowość, prawo decydowania o losach kraju oraz jako gotowość do solidarnego i zdecydowanego działania, aby te cele osiągnąć - przemawiał z trybuny sejmowej. - Polacy muszą zacząć nową kartę w swojej historii. Trzeba wyeliminować ze wzajemnych stosunków nienawiść, która mogłaby się stać ogromną siłą destrukcyjną. Musimy jako naród przełamać poczucie beznadziejności i wspólnymi siłami stawić czoła stojącemu przed nami wyzwaniu, zadaniu wyjścia z katastrofy gospodarczej i przebudowy państwa - powiedział na zakończenie.

Tak skończył się w Polsce komunizm

Wojtek szedł na te wybory z nadzieją, nie przypuszczał jednak, że coś zmieni się z dnia na dzień. Ale ludzie chodzili po ulicach w koszulkach z napisem: „Jacek Kuroń naszym posłem”, Warszawa obwieszona była plakatami, także tym legendarnymi „W samo południe 4 czerwca 1989”. Czuć było, że coś wisi w powietrzu.

- Ludzie wiedzieli, że po raz pierwszy mają wybór. To jednak było ważne. To było moje czwarte głosowanie. Trzy miesiące wcześniej urodziła mi się córeczka. Pomyślałem, że głosuję także dla niej, dla jej przyszłości - opowiada. - Pamiętam dzień później tłum warszawiaków przed siedzibą „Solidarności”, ludzie przyszli sprawdzić cząstkowe wyniki wyborów. Uśmiechali się do siebie, niektórzy wiwatowali - dodaje.

To był początek nowego - upadku komunizmu i wielkich przemian politycznych nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo-Wschodniej.

28 października 1989 roku Joanna Szczepkowska podczas wydania Dziennika Telewizyjnego wypowiedziała słynne: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 4 czerwca 1989. Po raz pierwszy Polacy mieli wybór - Portal i.pl

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny