MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zjazd absolwentów Liceum im. T. Kościuszki

Janusz Bakunowicz [email protected] 0 85 730 34 90
Ks. Aleksander Mierzwiński (pierwszy z lewej) w czasie nauki w szkole był drużynowym chłopców, Julia Babulewicz (druga z lewej) dziewcząt. Spotkali się po latach. Z rozrzewnieniem wspomianją okres nauki w szkole.
Ks. Aleksander Mierzwiński (pierwszy z lewej) w czasie nauki w szkole był drużynowym chłopców, Julia Babulewicz (druga z lewej) dziewcząt. Spotkali się po latach. Z rozrzewnieniem wspomianją okres nauki w szkole.
Około 400 absolwentów Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Kościuszki odwiedziło mury swojej Almae Matris.

Powstała w listopadzie 1918 roku. Komitet organizacyjny, w którego skład wchodziło 15 osób na plebani w Osmoli powołał społeczne Gimnazjum w Bielsku Podlaskim. Pierwszą siedzibą szkoły był budynek u zbiegu ulicy Mickiewicza i Poniatowskiego. Przewodniczącą Komitetu została hrabina Wanda Jezierska, a pierwszym dyrektorem ks. Bronisław Zaleski. Nazwiska wszystkich członków komitetu znajdują się na tablicy pamiątkowej, którą ufundowali uczestnicy zjazdu. Oficjalnie odsłonił ją Janusz Zaleski, bratanek pierwszego dyrektora.

Wagary? Nie do pomyślenia

Choć w murach szkoły ostatni dzwonek zabrzmiał w piątek, w sobotę szkoła odżyła na nowo. Zrobiło się gwarno i wesoło, jak za dawnych czasów. A to za sprawą starszych roczników, których przedstawiciele po latach postanowili odwiedzić mury szkoły, gdzie spędzili część swojej młodości.

Najstarszym absolwentem zjazdu był Wojciech Czyżowski. Maturę zdawał w 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej.

- Oj, wiele się zmieniło od tamtych czasów - mówi pan Wojciech. - Standardy nauki różnią się od tych, które obowiązywały przed wojną. Często czytam w prasie, jak uczniowie urządzają tzw. Dzień Wagarowicza. Za naszych czasów tego nie było. W szkole panował ostry rygor, bo rodzice za naukę płacili 200 czy 220 złotych rocznie. Uczniów, którzy mieli dużo nieobecności usuwano ze szkoły. Dziwię się więc dzisiejszym wagarowiczom. My staraliśmy się za wszelką cenę nie opuszczać lekcji.
Rocznik Wojciecha Czyżowskiego był ostatnim, któremu udało się zdać maturę w starych murach szkoły. W czasie wojny szkoła znacznie ucierpiała. Trzeba było szukać innego lokum. Na krótki okres szkoła przeniosła się do pomieszczeń w klasztorze pokarmelickim, by po odbudowie, w której uczestniczyli również uczniowie, znowu powrócić do starej siedziby.

Bo był wsteczny politycznie

Początki lat pięćdziesiątych wprowadziły pewien niepokój wśród uczniów i pedagogów. Zaostrzająca się walka klasowa odbiła się też na życiu szkoły. Już w październiku 1950 roku kilku uczniów zostało usuniętych, otrzymali tzw. wilczy bilet. Powód? Wrogi stosunek do obecnej rzeczywistości i nieprzychylne odnoszenie się do niektórych spraw życia społecznego. Wśród uczniów wydalonych ze szkoły był Gustaw Narbutt. - To był 1951 rok. Akurat przed maturą - wspomina Gustaw Narbutt. - Szkoła funkcjonowała normalnie. Ja przychodziłem normalnie na lekcje. Byłem szanowany przez kolegów, bo sport uprawiałem. Wówczas nie było telewizji, więc wszyscy na stadionie się spotykali. Ale pewnego razu zrobili zebranie. Zwołali wszystkie klasy, stanął Waśka Białokozowicz i przeczytał, że niektóre osoby zostają usunięte ze szkoły. Od razu wyszliśmy, opuściliśmy szkołę. Ja pojechałem do Warszawy, bo tam moja mama z bratem mieszkała. A tu Urząd Bezpieczeństwa wszystkich nas szukał.

Kilka miesięcy później w charakterystyce dotyczącej osoby Gustawa Narbutta możemy przeczytać: "Był niepartyjnym. Do organizacji należał od 7 XII 1948 r. jednakże został usunięty, gdyż przejawiał wrogą robotę. Pod względem politycznym jest wsteczny. Fanatyk religijny. Stosunek do ZSRR wrogi. Niechęć swą do obecnej rzeczywistości wyraża dość jawnie. [...] Przyzwyczajony jest do prowadzenia życia w stylu zdemoralizowanej młodzieży kapitalistycznej (herbatka z napojami alkoholowymi w dużych ilościach oraz nieodpowiedni stosunek do dziewcząt)".
Po tygodniu czy dwóch od wyrzucenia ze szkoły Gustaw Narbutt wrócił z powrotem do Bielska. Tu się ożenił i zamieszkał u babci. Zaczął pracować jako majster na budowie. Jednocześnie podjął naukę w zaocznym Technikum Budowlanym w Warszawie, przenosząc się później do szkoły budowlanej w Białymstoku.

- Wybudowałem chyba ze 40 szkół po wsiach. Gdyby nie ten incydent, moja kariera potoczyłaby się inaczej. Brat skończył studia, był projektantem. Ja nie byłbym gorszy. A tak cały czas byłem napiętnowany - dodaje Narbutt.

Czesław Okołów kończył szkołę akurat w roku śmierci Stalina. W szkole była akademia. Niektórzy uczniowie mieli labę, bo musieli z tej okazji w cerkwi dzwonić.

- Nie bardzo pamiętam, jak wyglądała sama akademia, bo nie przywiązywałem do niej wagi - wspomina Czesław Okołów. - Ale pamiętam, jak chciano mnie wyrzucić z gimnazjum. Za co? Za czytanie książek Karola Maya. Skończyło się tym, że miałem później kłopoty z zapisaniem się do Związku Młodzieży Polskiej. A gdybym nie był członkiem ZMP, to nie dostałbym się później na studia. To był warunek, choć i tak pewne momenty mojej biografii ciągle mi wypominano. Niezbyt mi pomagał fakt, że byłem na Syberii. Potem na siłę chcieli mnie wysłać na studia do Moskwy. Tacy smutni panowie zaprosili mnie do Warszawy. Jeździłem dwa razy. Moim marzeniem było leśnictwo, a agrobiologia, na którą chcieli mnie wysłać, to nie leśnictwo. Na szczęście, leśnictwa na wykazie wydziałów tej uczelni nie było, więc skończyłem leśnictwo na SGGW w Warszawie.

Nagana za papierosy

Jednak po czasach ostrej walki klasowej nastąpiły czasy odwilży. W szkole reaktywowano harcerstwo, młodzież zaczęła wyjeżdżać na obozy, organizować potańcówki.

- Z tymi latami wiąże się bardzo wiele wspomnień - mówi Julia Babulewicz (matura 1958) - Przecież w latach naszej nauki miały miejsce takie epokowe wydarzenia i sytuacje. Wystarczy wspomnieć październik’ 56. Pamiętam czapki wyszywane na maturę. W marcu 1957 roku powstały pierwsze drużyny. Na 1 Maja mieliśmy pierwszy pochód. Potem pierwszy obóz w Samułkach. Namioty, szałasy, kuchnia. Pierwsze mundurki. Dziewczęta szare, chłopcy zielone.

Julia Babulewicz była drużynową w drużynie dziewcząt. Drużynowym wśród chłopców był Aleksander Mierzwiński. Obecnie od 23 lat pełni posługę kapłańską w polsko-angielskiej parafii p.w. św. Gabriela w Berlington w Kanadzie.

- Wracamy jak ptaki do lat młodości i wspominamy te piękne chwile - mówi z nutką nostalgii ks. Mierzwiński. - Pamiętam, jak dostałem naganę, choć niewinnie. Za palenie papierosów. Ja nie paliłem i po dziś dzień nie palę, ale naganę przyjąłem z honorem, bo byłem pomiędzy tymi, którzy palili.

Zjazd jubileuszowy

Tegoroczny zjazd był zjazdem jubileuszowym. Pierwsze spotkanie absolwentów miało miejsce w 1958 roku. Wiesław Falkowski na zjeździe występuje w dwóch rolach, absolwenta i nauczyciela. Był również w ścisłym gronie organizatorów pierwszego zjazdu absolwentów.

- Na zjazd przyjechało około 200 osób. W większości były to roczniki przedwojenne. Ludzie niesamowicie cieszyli się ze spotkania ze swymi znajomymi po latach wojny. Największym zjazdem był przed 15. laty VII zjazd, w którym uczestniczyło ponad 550 osób - mówi Wiesław Falkowski.

Szkoła po dziś dzień słynie nie tylko z osiągnięć w nauce, ale i z postaw patriotycznych, jakie są w niej kultywowane. - Nadal naszym celem jest wykształcenie młodego człowieka, rozumiane nie tylko jako przekazywanie wiedzy, ale również kształtowanie postaw patriotycznych i społecznych - mówi Jolanta Jancewicz, obecna dyrektorka szkoły. - Nie jest to możliwe bez rozwijania poczucia ciągłości historycznej, na którą składa się również tradycja naszego liceum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny