Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie komunizmu: Wyszedł z domu i nie wrócił. Po dwudziestu ośmiu latach uznano go za zmarłego. Żonie zapłacili za męża 80 złotych

Redakcja
Napisała do sądu. Uznajcie go za zmarłego, skoro do dzisiaj nie znaleziono ciała męża, nie znacie jego morderców. Poszła na rozprawę. Do domu wróciła jako wdowa.
Dowód osobisty Krzysztofa Zagierskiego. Zdaniem żony, podrzucony z aktówką męża przez SB nad brzeg Narwi, aby uprawdopodobnić wersję, że utonął. Tyle
Dowód osobisty Krzysztofa Zagierskiego. Zdaniem żony, podrzucony z aktówką męża przez SB nad brzeg Narwi, aby uprawdopodobnić wersję, że utonął. Tyle zostało Maryli po mężu.

Dowód osobisty Krzysztofa Zagierskiego. Zdaniem żony, podrzucony z aktówką męża przez SB nad brzeg Narwi, aby uprawdopodobnić wersję, że utonął. Tyle zostało Maryli po mężu.

Był 19 grudnia 1980 roku. Krzysztof Zagierski wyszedł z mieszkania przy ul. Słowackiego w Choroszczy. Był w granatowej ortalionowej kurtce, brązowych wranglerach, czerwonym swetrze. W ręku trzymał aktówkę. Miał w niej listę z nazwiskami pierwszych nauczycieli, którzy za jego namową zgodzili się zapisać do Solidarności w Zbiorczej Szkole Gminnej w Choroszczy. 23-letni Zagierski do domu nie wrócił. Wiosną nad Narwią znaleziono jego teczkę, w niej dowód osobisty, książki i tę listę. On podpisał się pod deklaracją przystąpienia do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność" jako pierwszy. Potem jeszcze siedem innych osób.

Minęło dwadzieścia osiem lat. 16 grudnia 2008 roku Maryla Zagierska, żona Krzysztofa, wyszła z mieszkania przy ul. Słowackiego w Choroszczy. Zdenerwowana pojechała do Białegostoku, gdzie w sądzie przy ul. Mickiewicza mieli ogłosić wyrok, że jej Krzysztof nie żyje. Napisała do sądu, by uznali go za zmarłego, skoro do dzisiaj nie znaleźli ciała męża ani jego morderców. Do mieszkania przy ul. Słowackiego wróciła jako wdowa.

Akt zgonu wystawili w Warszawie

- Pochowałam go w swoim sercu - odpowiedziała kiedyś, zapytana, gdzie jest grób Krzysztofa. Ładnie powiedziała. Taki tytuł miał reportaż radiowy o Krzysiu. Tak Maryla do dzisiaj mówi o mężu. Tam nawet prokurator ładnie powiedział. Ten, który pierwszy prowadził śledztwo. Że może kiedyś ktoś przemówi i wyjawi prawdę. I przyznał, że ta aktówka, którą znaleziono wiosną nad Narwią, to był zły trop. Sprowadzano płetwonurków, helikopter krążył, a byli tacy, co się tylko temu przyglądali z satysfakcją.

- Bo niby ta teczka miała tyle miesięcy tam leżeć, a dokumenty i dowód nie były przemoczone od śniegu, tylko lekko wilgotne - Maryla pokazuje dowód Krzysia. - Patrzcie, nadal dobrze wygląda. Nawet na liście z nazwiskami tych, co chcieli wstąpić do Solidarności, można odczytać każdą literkę.

Po ogłoszeniu wyroku wdowa zaczęła się zastanawiać nad datą śmierci męża. Sąd postanowił, że nie żyje od 31 grudnia 1990 roku. I taki wystawili mu też akt zgonu. Z taką datą śmierci zgłosiła się do PZU. I przysłali jej za męża 80 złotych.

Potem poszła do szkoły w Choroszczy. Skoro nie żyje, oddajcie mi jego dokumenty. Ale nie mieli. - Pracował tu, jak zginęły czy zaginęły, to je odtwórzcie - zażądała. Wtedy u jednej z byłych pracownic odnalazła się polisa ubezpieczeniowa Krzysia. Wypełnił ją, kiedy rozpoczynał pracę. Jedna karta po nim została.

Krzysztof Zagierski przyjechał na Podlasie w 1980 roku z Gdyni. Taki młody gniewny, co niczego się nie bał. W kraju zakładają związki, to dlaczego my tutaj nic nie robimy? Nie krył się. Na zebraniu w szkole z takim pomysłem wystąpił. A przecież tylko co zawarto porozumienie między Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym a Komisją Rządową w Gdańsku.

Dlatego, kiedy Krzysztof nie wrócił do domu, rodzina i znajomi zaginięcie łączyli z działalnością na rzecz Solidarności. To było dla nich oczywiste. Wiadomo, że tego dnia był w pracy. Potem z nauczycielami spotkali się w mieszkaniu kolegi, żeby złożyć sobie życzenia przed Bożym Narodzeniem. Wypili po kieliszku. Symbolicznie. Grupą pojechali do Białegostoku. Krzysztof, bo miał zajrzeć do zarządu regionu w sprawie związku. Ale w końcu postanowił wrócić do Choroszczy. Powiedział do kolegi: "Wypiłem, nie wypada zachodzić". W autobusie widział go znajomy. Dojechał do Choroszczy, bo kupował w kiosku papierosy. Spotkała go koleżanka. Potem szedł ul. Piaskową, w przeciwnym kierunku do miejsca, gdzie mieszka.

- Do nauczycielki, bo też miała zapisać się do związku - twierdzi żona. Ale nie doszedł. Na Piaskowej zauważył go jeszcze taksówkarz. Dalej były zarośla i dom nauczycielki. Przepadł.

- Takie piękne małżeństwo z nich było. Ja mieszkałam wtedy w bloku naprzeciwko - opowiada Helena, przyjaciółka Maryli. - Wtedy to jeszcze dobrze się nie znałyśmy, ale widziałam, jak tajniacy ich mieszkania pilnują. A przed samym zaginięciem to cały czas stali. Deszcz, śnieg pada, oni i tak czekają.

Mijały lata, a Maryla liczyła, że coś wyjaśnią. - Że może przyjdzie dobry czas i śledztwo ruszy z miejsca - Zagierska ma żal do milicji, policji, prokuratury. - Potem liczyłam na IPN, że on dotrze do prawdy. Też nic. Ja nie jestem dla nich nawet osobą pokrzywdzoną. Jestem nikim.

- A jak prowadzili śledztwa, nie występowałam do sądu, że Krzysio nie żyje. Nie chciałam przeszkadzać prokuratorom. A teraz już nigdzie nie mam odwołania. Powiedzieli, że to koniec, nic więcej nie ustalą.

Co ja wam zrobiłem?

Białostocki oddział IPN odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie zabójstwa. W postanowieniu prokurator napisał nawet, że Służba Bezpieczeństwa nie interesowała się Zagierskim. Jak to możliwe? Przecież w środowisku byłych działaczy Zagierski to ten pierwszy, co zginął na Podlasiu za Solidarność. Namawiał nauczycieli, żeby wypisali się ze Związku Nauczycielstwa Polskiego i wstąpili do Solidarności. Do jego zaginięcia doszło w bardzo gorącym okresie końca 1980 roku. A wtedy władza próbowała blokować taką działalność. Czy popełniono zbrodnię doskonałą?

Z relacji ludzi można określić, w którym miejscu zniknął. Przed zakrętem widział go kuzyn. A znad rzeki ludzie słyszeli krzyki.

- Co ja wam zrobiłem, co ja wam zrobiłem! Tak miał krzyczeć. Opowiadali mi - wspomina Maryla.

Kiedy Helena opowiadała prokuratorowi w IPN, że tajniacy obserwowali dom Zagierskich, że to widziała, to powiedział, że to jej nadinterpretacja. A przecież tutaj ludzie wiedzą, kim był Krzysiek - wspomina sąsiadka Zagierskich.

Był człowiek, nie ma człowieka, tak jakby wyparował. A trzeba pamiętać, że to jeszcze się działo przed stanem wojennym. Ile odwagi wymagało, tak przy wszystkich, na zebraniu, powiedzieć, co się myśli. Dlatego jak dzisiaj wymieniane są nazwiska tych, co działali w opozycji, a o Krzyśku nie wspominają, to jest zdziwienie. Niemy krzyk.

- Jak któryś był dwa miesiące w Gołdapi na internowaniu, to znaczy, że działał. Jest pokrzywdzonym, dostaje odszkodowanie, a ona, żona, gdzie powinna teraz pójść? - pyta Helena. - Jak się upominam, że jest żona Zagierskiego, to wszyscy kiwają głowami, że tak, słusznie, ale Maryla powinna pokazać jakiś dokument. A kto ma jej taki wydać?

Koledzy Maryli z Klubu Więzionych Internowanych Represjonowanych owołali się od postanowienia IPN do sądu. Ale kolejna porażka. Brak jest dowodów na zaangażowanie w zniknięcie i ewentualną śmierć pokrzywdzonego funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i tym samym uznanie zdarzenia za zbrodnię komunistyczną - zgodził się z IPN sędzia.

- Więc zniszczono mi życie. Ale nikt się nie poczuwa do winy - nie może uwierzyć Maryla.

Zamiast epilogu

Była Polska Ludowa jak zaginął Krzysztof Zagierski. Za czasów III i IV Rzeczpospolitej przestał istnieć na papierze. Ale została wdowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny