Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zalesiany - wieś za lasem. Liczy sobie kilka stuleci

Marian Olechnowicz
Stary dwór został po wojnie rozebrany. Drewno było całkiem dobre, więc ludzie zbudowali z niego trzy domy.  Dziś trudno rozpoznać, że ten dom ma ponad sto lat
Stary dwór został po wojnie rozebrany. Drewno było całkiem dobre, więc ludzie zbudowali z niego trzy domy. Dziś trudno rozpoznać, że ten dom ma ponad sto lat Fot. Marian Olechnowicz
Tak jak przed wiekami, leży za lasem zwanym Ośrodkiem. Jeszcze przed półwieczem stał tu dwór ziemiański, po którym została tylko studnia. We wsi jest wiele nowych, ładnych domów. Tylko droga wiejska jest taka, jak dawniej, żwirowa i wyboista.

Wieś przed pięcioma wiekami była własnością rodu Wysockich. Dlatego nazywaną ją Niewodnicą Wysocką. Jeszcze w XVI wieku przeszła w ręce Kobylińskich. Ci zaś chlubnie zapisali w walkach partyzanckich w powstaniu styczniowym. Ponieśli za to wielkie straty, a ich dobra zlicytowano. Wykupił je duchowny prawosławny. Jego córka wniosła ten majątek do rodziny Łoszkiejtów.

W 1915 roku nowi właściciele wyjechali w głąb Rosji. Wrócił tylko syn Borys. Był kawalerem, prowadził rozrywkowy tryb życia. Dochody z gospodarstwa nie wystarczały na wystawność, więc powoli zaczął wyprzedawać ziemię, a dwór popadał w ruinę. Już za władzy ludowej była we wsi parcelacja. Chłopi dostali ziemię.

Dwór iście wielkopański

Dzień jest słoneczny, jesienny. W ogródkach i na podwórzach widać, że ludzie robią jesienne porządki.

- Tam, za stodołą stał duży drewniany dwór - mówi mężczyzna, pracujący w ogródku. - Pamiętam, że kiedyś były szerokie, kamienne i półokrągłe schody. W podwórzu zachował się dworska studnia. A tutaj jest druga, całkiem solidna - wskazuje ręką na szeroką betonową cembrowinę.

Dwór rozebrano już po wojnie. Z jego drewna zbudowano trzy nowe domy: - To był pałac - mówi Regina Drozdowska. - Drewniany. Wzdłuż ściany ciągnęła się rzeźbiona weranda. Na parterze było siedem pokoi i dwie kuchnie. I dwa korytarze. Byłam tam wiele razy - tłumaczy kobieta. - Borys rzadko tutaj zaglądał.

Majątkiem zarządzał pan Wernabir. Ziemi było ponad dwieście hektarów. Po drugiej stronie drogi stała duża obora dla krów, a w dalszej części stajnia dla koni - tłumaczy pani Regina. - Nieco na prawo stała stodoła i spichlerz. I drewniane kurniki.

Borys poznał młodą dziewczynę w Warszawie, którą tuż przed wojną sprowadził do dworu. W 1939 roku przyszli Sowieci i aresztowali Borysa. Wywieźli na Sybir, gdzie zmarł. Przy dworze, we własnych domach, mieszkały cztery rodziny stałych robotników. Rządca każdemu nadał po kawałku ziemi do uprawy. Najwięcej hektarów mieli Sakowscy, Czechowscy i Kalinowscy. W dworskiej kuźni pracował Edward Niewiński z synem. We wsi mieszkali też Zajkowscy, Baranowscy i Topczewscy. Tam, gdzie dziś są Zalesiany Kolonia, przed wojną nie było ani jednego domu.

Rówieśniczka Niepodległości

- Niech pan porozmawia z Reginą Drozdowską - doradza mężczyzna. - To rodowita mieszkanka wsi. I wiele może opowiedzieć - dodaje tajemniczo.

Pani Regina jest w domu. Ubrana czysto, starannie. Gościnnie zaprasza. W kuchni stoi stary, kaflowy piec. Pod ścianą drewniana komoda, obok maszyna do szycia Singer. Na parapecie pelargonie.

- Urodziłam się 11 listopada 1918 roku - mówi z dumą gospodyni. - Obok stał dom Kalinowskich, czyli moich rodziców. Dalej mieszkał Żyd Mojżesz rodziną. Mój ojciec Stanisław pracował w majątku i czasem dorabiał u niewodnickiego księdza Dowbora. Tata zmarł młodo, na tyfus.

Pani Regina przez sześć lat pracowała w dworskiej kuchni. Nauczyła się też krawictwa: - Szycia nauczyła mnie Weronika, moja sąsiadka - mówi Regina.

Po wojnie łatwiej było kupić materiał, niż gotowe ubranie. Z dzieciństwa pani Regina pamięta, jak matka ścierałą w ręcznych żarnach ziarno na mąkę. Z rzadkiego sita była kasza, a z gęstego prawdziwa mąka. Taką mąką zasypywała gotujęce się mleko, aż zgęstniało. - Nazywaliśmy to lemieszką - tłumaczy gospodyni. - Kiedyś gospodynie uprawiały melony. Dojrzałe krojono na kawałki, wrzucano do wrzątku i drewnianą łyżką rozgniatano na papkę. Potem wrzucano to do garnka z ryżem i mlekiem. Do tego dodawałam nieco cukru. Było pyszne - ocenia pani Regina.

Sąsiedzi

- Jeszcze przed wojną 1,5 h ziemi kupił Żyd z Białegostoku - zaczyna opowieść pani Regina. - Nazywał się Mojżesz Żagier. Wkrótce wybudował skromny dom i zamieszkał z żoną Szyfrą i trojgiem dzieci. Byli naszymi sąsiadami - dodaje pani Regina.

Od okolicznych rolników Mojżesz skupował mleko, woził je do swego drugiego domu w Białymstoku, a żona i córka roznosiły do klientów. Zadowoleni byli z takiego handlu rolnicy z Zalesian. Jednak Mojżesz zmarł tuż przed wybuchem wojny.

Żydzi arendowali też sad dworski. Między drzewami mieli szopę krytą słomą. Nocowali w niej, pilnując przed złodziejami. Tymczasem wiejscy chłopcy wieszali na drzewach wydrążone melony z oczodołami, a w środku z zapaloną świecą. Wystraszeni Żydzi krzyczeli "giewałt", a chłopcy spokojnie rwali jabłka.

Za okupacji sowieckiej rodzina Żagier żyła spokojnie, nie angażując się w politykę. Gehenna rozpoczęła się po wejściu Niemców. Żafierowie przeszli katolicyzm, przy okazji zmieniając nazwisko na Żagierowicz. Jednak w roku 1942 zostali aresztowani.

- Mariana nie było wówczas w domu - opowiada pani Regina. - Pracował w Markowszczyźnie. Sąsiedzi powiadomili go tragedii, więc zaczął się ukrywać. Najpierw na plebanii w Niewodnicy. Ludzie we wsi też ukrywali, karmili, ubierali. Wojnę przeżył. Często odwiedzał nasz dom. Jego brat Daniel jeszcze przed wojną wyjechał do Palestyny. Matkę i siostrę hitlerowcy wywieźli do Treblinki - opowiada pani Regina. - Dobry był z Mariana człowiek, więc ludzie mu pomagali. Ale był też w Zalesianach zły Polak, który wysługiwał się Niemcom i Mariana chciał wydać.

Wojenna miłość

- Któregoś dnia Marian zapukał do naszego domu i poprosił, aby go mama przyjęła. Nie miał przecież rodziny, ani też własnego domu. Byliśmy jego najbliższymi sąsiadami. I zamieszkał razem z nami. - Sympatyczny był to chłopak. Grzeczny - wspomina Regina.

Któregoś dnia powiedział, że niedobrze jest, że on tak mieszka z nimi: - Bo jestem młodą dziewczyną, on kawalerem. I oświadczył się - dodaje kobieta.
W 1944 roku wzięli ślub w kościele w Niewodnicy. Szczęście nie trwało długo, bo przeżycia wojenne odbiły się na zdrowiu Mariana. Zmarł w lipcu 1945 roku, a dwa miesiące później Regina urodziła syna, Mariana. I dziecko również wkrótce zmarło.

- Może Bóg tak chciał - mówi ze smutkiem pani Regina.

W 1947 roku wyszła powtórnie za mąż. Życie sobie ułożyła szczęśliwie.

- Tylko nieraz dokuczał mi bardzo ów zdrajca, który kiedyś pomagał Niemcom. Straszył i poniżał, Niedobry był to człowiek. Ale tylko on jeden.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny