Zabłudów. Był cud, a milicja strzelała do ludzi (zdjęcia)
Zabłudów - modły na łące
Na łąkę ściągały tłumy. Po mszy w kościele ludzie udali się pod dom Jadwigi. Matka powiedziała, że córka nigdzie nie pójdzie, bo się boi, ponieważ straszą ich kolegium. Tłum nie chciał słuchać: "Matka Boska obroni". Wzięto ją na ręce i poniesiono. - Jedna fala ludzi szła od Zabłudowa, druga od szosy bielskiej. Kiedy dochodzili do skrzyżowania, milicjanci, żeby nie dopuścić do łąki, zaczęli zapalać świece dymne i puszczać gaz łzawiący - opowiadał przed laty Kazimierz Szyłkiewicz z Zabłudowa. - Byłem wtedy na swoim polu, przy tej łące, wszystko widziałem. Wiatr powiał dym w stronę milicjantów. Oni zaczęli krzyczeć: "Gaz, maski nakładać". Mężczyźni próbowali gasić te świece. Ze złości chwycili za kamienie i w milicjantów. Poczułem gaz, doszedł i do bydła, krowy prychały i łbami kręciły przez długi czas. Milicjanci zaczęli się wycofywać w stronę samochodów, ludzie zaczęli rzucać kamieniami. Zrobił się rwetes. Padły strzały. Bój trwał z godzinę.