Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XVIII- wieczna waga na Rynku Kościuszki. Po fundamentach przejechały koparki.

Aneta Boruch
Miejsce, gdzie była Waga, jest upamiętnione jedynie w ten sposób, że są tam ułożone płyty chodnikowe w innym kolorze niż gdzie indziej.
Miejsce, gdzie była Waga, jest upamiętnione jedynie w ten sposób, że są tam ułożone płyty chodnikowe w innym kolorze niż gdzie indziej. Wojciech Wojtkielewicz
Pomysł z miejskim konserwatorem został zakonserwowany. Pozostaje nadzieja, że kolejne decyzje dotyczące zabytków będą zapadały w budzącej mniej emocji atmosferze.

o długim namyśle i analizach władze Białegostoku właśnie zadecydowały, że stolica regionu nie potrzebuje miejskiego konserwatora zabytków. Powód: wydawalibyśmy zbyt dużo, a efekty jego pracy byłyby mizerne. Jako, że wojewódzki konserwator zabytków postanowił nie wypuszczać spod swojej kurateli sztandarowych zabytków miasta, czyli Pałacu Branickich, katedry i kościoła św. Rocha.
Jest to decyzja zaskakująca, jeśli weźmie się pod uwagę, że Suwałki swojego konserwatora jednak powołały. Tam się to opłaciło. Tamtejsze władze miasta otwarcie mówiły, że urzędnik reprezentujący w mieście wojewódzkiego konserwatora rzucał im kłody pod nogi, zwlekał z wydawaniem decyzji, wskutek czego na wzajemne przekonywanie się tracony był czas i pieniądze. Udało się jednak wreszcie wypracować kompromis i miejski specjalista od zabytków pracuje. I to od dawna. Co więcej, zatrudnienie trzech osób i koszty utrzymania biura nie okazały się dla budżetu miasta zbyt wielkim obciążeniem. Najwidoczniej korzyści z posiadania takiego specjalisty w magistracie przeważyły nad kosztami.

W Białymstoku stało się odwrotnie. U nas władza oceniła, że miejski konserwator za dużo do roboty by nie miał, za to by kosztował. I generalnie odwalałby głównie czarną robotę, czyli zajmował się drobnicą w postaci pojedynczych domów z historycznym rodowodem.

Z jednej strony to dobrze, że nasza władza tak dba o prestiż swoich funkcji. Z drugiej strony jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że zabrakło jej jednak trochę chęci do posiadania takiego urzędnika. Poza tymi trzema sztandarowymi zabytkami, też jest co robić w mieście. I nie ulega wątpliwości, że wiele decyzji dotyczących zabytkowej substancji Białegostoku zapadałoby o wiele szybciej, gdyby nie musiały czekać w długiej kolejce razem z innymi. Co nie znaczy przecież, że zapadałyby pochopnie, bez odpowiedniego namysłu.

Oczywiście, taka osoba musiałaby balansować zachowując obiektywizm, ważąc interes miasta z wymogami służb konserwatorskich. Skoro jednak w Suwałkach jest to możliwe, czemu miałoby się nie udać u nas.

A gdybyśmy już wcześniej mieli takiego magistrackiego spec-urzędnika od zabytków, może nie byłoby takich bojów o wygląd miejskiego placu. Zaczęło się od tego, że podczas prac przypadkowo odkryto tu XVIII-wieczne fundamenty z zarysem miejskiej wagi, co bardzo ucieszyło podlaskich archeologów, muzealników i zwykłych mieszkańców. Chcieli pokazać historię miasta w formie podświetlonych fragmentów murów. Projektanci rynku chcieli umieścić tu szklaną formę, naśladującą swoim rozstawem wagę miejską, a pod spodem centrum informacji miejskiej i promocji.

Do pomysłu zapalili się nawet wiceprezydenci Adam Poliński i Tadeusz Arłukowicz. Początkowo przychylny był też Andrzej Nowakowski, wojewódzki konserwator zabytków. Ostatecznie jednak się na to nie zgodził ku ogromnemu rozczarowaniu zarówno władzy, jak i białostoczan, którzy widzieli już na rynku eleganckie połączenie starego z nowym. W końcu nawet Luwr doczekał się na wskroś nowoczesnej szklanej piramidy.

Skończyło się na tym, że po wiekowych fundamentach przejechały się koparki. I zamiast podświetlonych fundamentów obrys wagi zaznaczony został w posadzce placu innym kolorem płyt. Potem z kolei rozpętała się niemiła awantura o treść napisu na tablicy, przypominającej o historii wagi miejskiej, która miała być wbudowana w posadzkę placu. Wstępnie zaproponował go Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego. Musiał on jednak uzyskać aprobatę konserwatora zabytków. Lechowski chciał, żeby na tabliczce była informacja o wadze miejskiej, konserwator upierał się przy kramnicach. W końcu Lechowski miał dość sporów, machnął na to ręką, a konserwator sam ustalił treść.

Te i inne historie, które wydarzyły się od tamtej pory pokazują, że obecnie wojewódzkie służby konserwatorskie sztywno trzymają się swoich priorytetów. Miejski urzędnik byłby może bardziej skłonny do szukania kompromisów, uwzględniających w większym stopniu oczekiwania społeczne.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny