Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybijany: Uderzało się noskiem w nosek, dupką w dupkę, i kto miał mocniejsze jajko, ten wygrywał

Janka Werpachowska
Po śniadaniu wielkanocnym można było iść na wieś. I wtedy rozpoczynała się walka na jajka i o jajka - mówi Włodzimierz Naumiuk.
Po śniadaniu wielkanocnym można było iść na wieś. I wtedy rozpoczynała się walka na jajka i o jajka - mówi Włodzimierz Naumiuk. Fot. Marek Dolecki
Rzeźbiarz z Kaniuk, Włodzimierz Naumiuk, może godzinami opowiadać o swojej wsi, sąsiadach, tradycyjnych obrzędach świątecznych.

A najchętniej wspomina dzieciństwo, chociaż bywało wtedy tak biednie, że jajka na pisanki trzeba było podkradać dzikim kaczkom.

Włodzimierz Naumiuk pamięta dużo ze swojego dzieciństwa, nawet tego bardzo wczesnego, przeżytego jeszcze przed drugą wojną światową.

Wtedy we wsi Kaniuki, w której się urodził i mieszka do dziś, żyli sami prawosławni. Żyli inaczej niż teraz. Niepotrzebne były zegary i kalendarze. Rytm dnia dyktowały wschody i zachody słońca.

A przez cały rok żyło się w rytmie wyznaczanym przez przyrodę. Jednak były takie daty, których się w tej społeczności pilnowało, których nikt nie mógł przegapić i zlekceważyć - święta cerkiewne. A Wielkanoc była z nich najważniejsza. I najbardziej radosna.

Ale zanim można było cieszyć się Wielkanocą, trzeba było przetrwać czterdziestodniowy post.

- Wszyscy tu uprawiali len - wspomina Włodzimierz Naumiuk. - Zbierało się siemię lniane i gospodarze z workami jechali do Bielska Podlaskiego do olejarni. Tak pod koniec zimy, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę przed rozpoczęciem się postu. Bo olej lniany był w tym okresie niezbędny w każdej kuchni. Jedyna dopuszczalna okrasa. Dzieci dostawały kawałek chleba pokropiony olejem i posolony. No bo w poście nie było mowy o mięsie i jakimkolwiek tłuszczu. Pokrojona cebula z olejem lnianym i skibka chleba - tak się u nas jadło.

Biednie było u większości gospodarzy. Ale nawet bogaci postu bardzo przestrzegali. Komory i skrzynie, w których przechowywane były wędzonki, solona słonina, wytopiony smalec - to wszystko było przez ten czas zapieczętowane - śmieje się Naumiuk. - Niedostępne. Można było tylko pomarzyć.
Naumiuk wychowywał się w biedzie. Rodzice umarli bardzo wcześnie. Małym Włodkiem opiekowała się babcia - bohaterka wielu późniejszych rzeźb Włodzimierza Naumiuka, jak choćby ta wiejska kobieta ubijająca masło, z wnuczkiem dzierżącym w rączkach pajdę swojskiego chleba, niecierpliwie czekającym na świeże masełko.

- Niewiele u nas było tego oleju lnianego - wspomina. - A każdy chciał jak najwięcej dostać: na kartofle, na chleb. Babcia musiała pilnować dzbanków z olejem. Była nieugięta; starczyć musi na cały post, to czterdzieści długich dni, więcej nie dam. I musieliśmy się z tym godzić.

W tym czasie z Zabłudowa przyjeżdżali Żydzi z beczkami pełnymi solonych śledzi. Bo oprócz ryb, których wtedy w Narwi nie brakowało, podczas postu jadło się śledzie. Z ziemniakami gotowanymi w mundurkach, albo z chlebem i z cebulką. Handlarze mieli różne gatunki, droższe i tańsze, mniejsze, większe, mleczaki i ikrzaki, tłuste matiasy.

- Gospodynie wychodziły z miskami, cebrzykami, po śledzie - opowiada pan Włodzimierz. - Robiło się zamieszanie: kobiety wybierały, targowały się. A wiejskie żuliki krążyły dookoła. Chwila nieuwagi i uciekał taki ze śledziem w garści. A Żyd za nim! Ale nigdy nie złapał, zresztą i za bardzo się nie starał. Ot, taki to już był zwyczaj, tradycja prawie. Chłopcy uciekali nad rzekę, bo Narew zawsze jeszcze pod lodem była. A potem dumni chodzili, że udało im się ukraść śledzia. Ale rodzice za to się gniewali. Kradzież to grzech.

Dłużyły się dni postu. Nie było zabaw. Nie było ślubów - bo jak wesele w poście wyprawić.

- W prawie każdym domu były krosna. Już wcześniej założona była osnowa: u jednej kobiety na cienkie płótno na koszule, u innej na grubszy samodział, z którego szyli potem spodnie. A jeszcze gdzieś na materiał na worki konopne - wspomina Naumiuk. - I zwyczaj kazał, żeby do świąt wielkanocnych wszystkie prace na krosnach wykończyć. Dlatego w tym czasie, oprócz codziennych robót, jakich w gospodarstwie nie brakuje nigdy, kobiety tkały, spieszyły się. Bo przed świętami krosna trzeba było wynieść z mieszkania. Bywało, że któraś z kobiet u siebie już skończyła tkać, to przychodziła pomóc sąsiadce. Nie trzeba było prosić. Była taka solidarność, każdy wiedział, że może liczyć na bezinteresowną pomoc. Ale wiedział też, że inni liczą na niego.

Im bliżej Wielkanocy, szykowano się do świąt. Niektórzy mieli swoją pszenicę, inni kupowali i jechali do młyna, żeby mieć dobrą, białą mąkę.

Zbierano jajka

- Babcia mówiła: idźcie, dzieci, zobaczcie, czy kurka jajeczka nie zniosła, trzeba pilnować, żeby nie zamarzło. I jak znalazło się jajeczko, to odkładała do komory, na święta. Ale były domy, gdzie nawet jajek brakowało. Czasem, jak Wielkanoc później wypadała, to chłopcy szli na bagna i podkradali jajka dzikim kaczkom. I mnie się taki grzech zdarzył. Ale to nie z głupoty, z głodu tak się robiło.
A gdzie się lepiej wiodło, to dwa tygodnie przed świętami zabijali świniaka. To dopiero była szkoła silnej woli. Góra mięsa, przygotowywanie wędzonek, kiełbas, peklowanie, solenie - ale niczego nie wolno choćby skosztować. Starsi mówili: potem będzie ci lepiej smakować, już niedługo, zaraz święta, pojesz sobie do woli.

- Ale w święta dzieciom mówili: nie jedz tak dużo, zjedz sobie teraz, podczas świąt, jedną kiełbaskę. Trzeba coś zostawić na potem, bo praca w polu jest ciężka, a skąd brać siły, jak mięsa nie będzie, bo wszystko w Wielkanoc zjecie.
W Niedzielę Palmową wszyscy mieszkańcy Kaniuk i okolicznych wsi spotykali się w cerkwi w Rybołach.

- To było od nas najbliżej, prawie siedem kilometrów. Jedni jechali, inni szli pieszo przez las. Ale wszyscy mieli palemki: proste, z wierzbowej gałązki, którą ścinało się wcześniej żeby wstawiona do wody w ciepłej chałupie puściła listki. Taki to był prawdziwy symbol odradzającego się życia. Po powrocie z cerkwi palemkę zawieszało się przy najważniejszej ikonie w domu. A już po Wielkanocy gospodarz brał palmę i wypędzał nią krowę na pastwisko. To miało zagwarantować dobry rok w gospodarstwie, zdrowie, powodzenie.

Tuż przed świętami malowało się jajka.

Włodzimierz Naumiuk doskonale wie, jakich barwników szukać w naturze.

- Rwało się żytko ozime i z niego był wywar, który farbował jajka na piękny zielonkawy, taki trochę seledynowy kolor. Jak ktoś chciał mieć jajka jak cytryny, to gotował je w jemiole. Kora z olchy albo z dębu farbowała jajka na bardzo ciemny kolor brązowy. Te z kory olchowej były prawie czarne. Na tych jajkach najładniej wyglądały wydrapywane szpilką czy nożykiem wzorki. Oczywiście używany był cebulnik, popularny do dziś.

W Wielką Sobotę szykowano święconkę. W koszach wynoszono kiełbasy, jajka malowane, pieróg, chleb - wszystko przygotowane w domu, świeże, pachnące - na środek wsi. Tam stały już ławy i stoły, przykryte obrusami. Wszyscy ustawiali swoje święconki.

Przyjeżdżał batiuszka

- Z Ryboł przyjeżdżał batiuszka, święcił i błogosławił pokarmy. Ze święconką wracało się do domu - wspomina Naumiuk. - A tam już posprzątane, ozdobione wszystko świątecznie. Już nic się tego dnia nie robiło. Wszyscy, bez wyjątku, no, chyba że ktoś był bardzo chory, wstać nie mógł, jechali albo szli do Ryboł, do cerkwi, na całonocne nabożeństwo. Byliśmy wykąpani, ubrani w czyściutkie ubrania. W cerkwi, na środku stał katafalk przykryty płaszczenicą. To całun, na którym odcisnęły się bardzo wyraźnie zarysy ciała Chrystusa leżącego w grobie. W tradycji prawosławnej nie robi się innych grobów Chrystusa. Płaszczenica jest wystarczającym symbolem.

Do północy wierni modlili się, śpiewali pieśni wielkopostne, smutne. Duchowny ubrany był w szaty żałobne. Tuż przed północą wszyscy wychodzili z cerkwi na zewnątrz. I czekali.

- Po kilku minutach otwierały się wrota cerkwi - opowiada Włodzimierz Naumiuk. - Wychodził batiuszka, radosny, ubrany na biało, ze złotym krzyżem w dłoniach. Ogłaszał: Christor woskresie! (z języka cerkiewno-słowiańskiego - Chrystus zmartwychwstał - J.W.), a wszyscy odpowiadali mu: Woistinu woskresie (Zaprawdę zmartwychwstał).Odzywały się cerkiewne dzwony, które przez ostatni tydzień milczały. I my wszyscy wołaliśmy do siebie: Christos woskresie! Woistinu woskresie! I trzeba się było uściskać i ucałować trzy razy w policzki. Wracaliśmy do cerkwi, a tam już nie było płaszczenicy. I do rana trwało radosne, wielkanocne nabożeństwo.

- Te nasze stoły wielkanocne w czasach mojego dzieciństwa skromnie wyglądały - śmieje się Naumiuk. - Ale można było się najeść. Mięsko, kiełbasy, pieróg drożdżowy nadziewany owocami. Zawsze był kisiel z mąki owsianej. I mnóstwo jajek. Dzieci dostawały kolorowe jajka od chrzestnych. To był taki tradycyjny prezent.

A po śniadaniu wielkanocnym można się było przejść po wsi. Dzieci i młodzież spotykali się i rozpoczynała się walka na jajka i o jajka.

- W wybijanego trzeba było wytłuc jak najwięcej jajek od innych. Uderzało się noskiem w nosek, dupką w dupkę, i kto miał mocniejsze jajko, ten wygrywał. A wygraną były, oczywiście, jajka. Inna zabawa polegała na taczaniu jajek z ustawionej pod kątem dachówki albo deszczułki. Kto trafił w jajko przeciwnika, ten wygrywał i zabierał je.

Świętowało się trzy dni. Niedziela upływała w gronie rodziny. W poniedziałek i wtorek już się wszyscy odwiedzali. Chłopcy wyciągali ze skrzyń harmonie.
Młodzież spacerowała po wsi, śpiewała, śmiała się.

- W ludzi wstępował nowy duch. Wszystko budziło się do życia. Nawet jak jeszcze bywało zimno, to wiadomo, że już niedługo będzie lepiej.

A w następną niedzielę po Wielkanocy szło się z malowanymi jajkami na groby. Do swoich bliskich. Przychodził duchowny z cerkwi w Rybołach. Każdą mogiłę święcił, nad każdą się pomodlił.

- Nawet jak był jakiś opuszczony, bezimienny grób, to go nie ominął. Na mogiłach leżały kolorowe pisanki. To piękny zwyczaj. I tak jest u nas do dziś. Zawsze do mnie, na wieś, przyjeżdżają moi synowie z rodzinami na święta. I wnukom podobają się te nasze obyczaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny