Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy biorą... korepetycje

Marta Gawina
Bez dodatkowych lekcji nie sposób dobrze zdać maturę, a to warunek, żeby dostać się na atrakcyjne studia - twierdzą uczniowie.
Bez dodatkowych lekcji nie sposób dobrze zdać maturę, a to warunek, żeby dostać się na atrakcyjne studia - twierdzą uczniowie. Fot. Bogusław F. Skok
Uczą się w renomowanych ogólniakach, a jednak biorą korki. Nowa matura miała zlikwidować wśród młodzieży płatne lekcje. Jest inaczej.

W szkole albo się wstydzisz, albo nie możesz powiedzieć głośno nauczycielowi, że czegoś nie rozumiesz. A przecież każdy chce dobrze zdać maturę i dostać się na upragnione studia. Dlatego korki stają się koniecznością. Tu nauczyciela ma się tylko dla siebie - tłumaczy Tomek z I LO. W tym roku będzie zdawał maturę. Od września bierze dodatkowe lekcje z fizyki i geografii. Z tych przedmiotów napisze rozszerzony egzamin dojrzałości.

Na korkach jest większość białostockich uczniów. Są klasy, gdzie wszyscy na coś chodzą. Nawet ci, którzy mają same piątki.

Szkoła to za mało?

Podobnie twierdzą uczniowie innych białostockich liceów. I nie ma znaczenia, czy szkoła ma opinię najlepszej w mieście.

- W tych elitarnych liceach wszyscy dobrze się uczą. I prawie wszyscy biorą korepetycje. Bo pomoc nauczycieli na lekcjach jest albo jej nie ma. A jak nie ma, to też trzeba sobie jakoś radzić - uważa Maria, mama uczennicy z I LO.

- Wszystko przez to szkolne tempo. Lekcje to jeden wielki pośpiech. Nauczyciel nie zawsze ma czas, by tłumaczyć coś raz jeszcze - mówi Kasia z IV LO.

Ona sama od dwóch lat chodzi na korepetycje z angielskiego.

- Uczy mnie moja pani z podstawówki. A zapisałam się, bo miałam problemy z tym językiem. I pomogło. Nadal chodzę na korki, choć teraz skupiamy się przede wszystkim na przygotowaniu do matury - opowiada dziewczyna.

Nauczyciel tylko dla nas

Korki z języków obcych były normą od lat. Tak samo przedmioty ścisłe, matematyka i fizyka.

- Ale teraz dodatkowe lekcje bierze się ze wszystkiego. Młodzież chodzi nawet na polski i historię - mówi Maria, mama Moniki, uczennicy z I Liceum Ogólnokształcącego. - Ja swoją córkę posyłam na polski. I już widzę postępy. Zaczęła przynosić czwórki i piątki - podkreśla kobieta.

Ale to nie koniec dodatkowej nauki. Od września Monika bierze też korepetycje z geografii.

- Do matury nie wystarczy posiadanie wiedzy. Tam jest test. A ona na lekcji nie rozwiązała jeszcze żadnego. To jak sobie poradzi? Ale szukam też nauczyciela z historii. Bo Monika z tych wszystkich przedmiotów będzie zdawać maturę rozszerzoną - dodaje mama.

Korepetycje przecież to nauka indywidualna, ewentualnie w kilkuosobowej grupie.

- Tu ma się nauczyciela tylko dla siebie. W szkole trzeba się podzielić jeszcze z trzydziestoma innymi uczniami - podkreśla Piotrek z III Liceum Ogólnokształcącego. - Od tego roku chodzę regularnie na matematykę i fizykę. Zdaję w tym roku maturę, myślę o studiach technicznych. A z lekcji nie wszystko rozumiem. Na korepetycjach mogę spokojnie poćwiczyć zadania. Tak krok po kroku. Mogę zadać mnóstwo pytań - opowiada.

Korzyści z dodatkowych lekcji zachwala też Alina z VIII Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Piastowskiej.

- Tak naprawdę mam motywację, żeby się uczyć. Samemu trudno codziennie usiąść z książką i przerobić te czterdzieści stron. Poza tym, jak już się wydaje pieniądze, to uczyć się trzeba - opowiada dziewczyna.

Kilka miesięcy temu zapisała się na dodatkowe lekcje z chemii i biologii. Chce w przyszłości być dietetyczką. - Moje korepetycje z biologii to nauka w sześcioosobowej grupie z nauczycielką z naszej szkoły. Zadaje materiał, który mamy przygotować. Na zajęciach jest nas sześcioro, więc za jedną godzinę płacimy naprawdę niewiele. Jakieś osiem złotych od osoby - dodaje.

Korepetytorzy się cenią

Inni na korepetycje muszą wydać od trzydziestu do osiemdziesięciu zł za godzinę.

- Tygodniowo za cztery przedmioty płacę 200 zł. Teraz tyle to kosztuje. A wiem, że niektórzy rodzice są nawet w stanie pożyczać pieniądze - mówi Maria, mama licealistki.

Dla niektórych bariera finansowa jest nie do przekroczenia.

- Ja bardzo chętnie poszłabym na korki, bo to dużo daje. Ale po prostu mnie nie stać. Nawet trzydzieści złotych za godzinę to stanowczo za drogo - mówi Ewelina z VIII LO przy ul. Piastowskiej.

Cena korepetycji zależy od przedmiotu i nauczyciela.

- Pedagodzy, którzy mają opinię najlepszych, żądają najwięcej. To są doskonale znane nazwiska w środowisku uczniowskim, nauczyciele z dobrych białostockich liceów. I zawsze mają chętnych - mówi Tomek z I LO.

Żeby się do nich dostać, trzeba zapisać się nawet kilka miesięcy wcześniej.

- Na korepetycje z polskiego, które zaczęłam we wrześniu, umówiłam się już w maju. Później nie miałabym żadnych szans, żeby chodzić do tej konkretnej pani - opowiada Ada, uczennica VI Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Warszawskiej.

A jak się znajduje korepetytora?

- Przede wszystkim przez znajomych albo Internet, gdzie sami się ogłaszają. Ja korki załatwiłem przez kolegów, którzy już chodzili do tego nauczyciela - opowiada Tomek z I LO.

Rzadko wybiera się korepetycje u studentów, wykładowców z uczelni czy nauczycieli ze swojej szkoły. Raczej szuka się z innych liceów.

- Można nawet zaobserwować taką tendencję, że ci z pierwszego ogólniaka chodzą na korki do nauczycieli z trzeciego albo z drugiego. I odwrotnie - dodaje Maria. Sama znalazła korepetytorów dla córki przez znajome nauczycielki.

- Najfajniejsze jest to, że dany pedagog na lekcji i na korkach to dwie różne osoby. Uczniowie, którzy spotykają się z nim w szkole, często narzekają, że źle prowadzi lekcje, że nie potrafi niczego wytłumaczyć. A na korepetycjach wszystko jest super - dodaje Piotrek z III LO.

Sami nauczyciele, którzy udzielają korepetycji, wypowiadają się bardzo niechętnie. Nie chcą ujawniać nazwisk.

- Mogę tylko powiedzieć, że tygodniowo mam troje uczniów. Za godzinę lekcji płacą mi po 60 złotych - mówi białostocka polonistka.

- Dlaczego udzielam korepetycji? Są uczniowie, którym takie lekcje po prostu pomagają. Bądźmy szczerzy. Na lekcjach, gdzie mamy kilkudziesięciu uczniów i napięty program nauczania, nie ma możliwości, by dotrzeć do wszystkich, tłumaczyć materiał kilka razy - podkreśla nauczycielka.

Moda czy konieczność?

Czy chodzenie na korki to konieczność, by zdać maturę?

- Absolutnie nie - uważa Maria Bartnicka, polonistka z III Liceum Ogólnokształcącego. - Korepetycje to po prostu moda. Zapiszę się na dodatkowe lekcje, bo tak zrobił mój kolega, a ja nie chcę być gorszy, myśli uczeń. To taki szpan - dodaje nauczycielka.

Jej zdaniem, duże znaczenie ma też postawa rodziców. Kiedy szkoła nie spełnia ich nadziei i aspiracji, szukają innego źródła wiedzy. Maria Bartnicka zaręcza, że jej uczniowie, którzy w maju zdawali maturę, nie chodzili na korki z polskiego. - I napisali egzamin rozszerzony na średnią 82,6 procent - podkreśla z dumą.

- Dla mnie to owczy pęd - wtóruje Teodor Grodzki, dyrektor VIII Liceum Ogólnokształcącego. - Najgorsze jest to, że chodzą na korki uczniowie bardzo dobrzy. I na nic nasze tłumaczenie, że wystarczy uważać na lekcjach, a w domu ćwiczyć arkusze - dodaje dyrektor.

Jednak obydwoje zgodnie przyznają, że w trzyletnim liceum nie zawsze na wszystko jest czas. - Gdyby wrócił cykl nauki czteroletniej, byłoby o wiele lepiej - podkreśla Teodor Grodzki. Usprawiedliwia korepetycje tylko z jednego przedmiotu, na przykład z fizyki na dziale biologiczno-chemicznym. Bo tych lekcji jest naprawdę za mało, szczególnie, jak ktoś planuje dostać się na studia, gdzie potrzebna jest fizyka.

Reforma edukacji: gimnazja, trzyletnie licea, nowa matura, wszystkie te zmiany miały sprawić, że korepetycje znikną, że lekcje wystarczą, by bez problemu dostać się na studia.

- Stało się inaczej. A powodem są i ambicje uczniów, którzy chcą być coraz lepsi, i aspiracje rodziców, i w końcu problem systemu nauczania. Licea stały się kuźnią testów. Aby dobrze się do nich przygotować, korki wydają się młodzieży niezbędne. W dodatku działa tu pewien czynnik motywujący, a mianowicie pieniądze. Jak już się za coś płaci, to trzeba się uczyć - uważa Jerzy Nikitorowicz, rektor Uniwersytetu w Białymstoku.

Korepetycje to nie tylko moda. To także przyzwyczajenie nauczycieli, którzy przecież wiedzą, że uczniowie chodzą na płatne lekcje. I nawet jak czegoś nie zdążą przerobić w szkole, to i tak mają pewność, że młodzież nadrobi tę wiedzę. Na korepetycjach. Straszne, ale prawdziwe - uważa matka uczennicy z I LO.

- Na szczęście, są uczniowie, którzy dostają się na studia bez korepetycji. Ale mają w sobie olbrzymią motywację wewnętrzną. Oni sami chcą się uczyć. Gdybyśmy tego nauczyli innych, byłoby o wiele lepiej. Poza tym, płatne lekcje pogłębiają różnice społeczne między uczniami. Bo chodzą ci, których na to stać. A to jest wyjątkowo niesprawiedliwe - dodaje rektor UwB.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny