W ostatnich latach niezwykle modne są miejskie pasieki. Powstają nawet na dachach szkół i państwowych budynków oraz na mieszkalnych apartamentowcach. To dobra praktyka?
Jestem wielkim sceptykiem w kwestii miejskich pasiek. W mieście i tak mamy dużo zagrożeń. Pszczoły to kolejne. Nasze społeczeństwo jest uczulone na wiele rzeczy związanych ze sposobem naszego życia i jedzenia. W związku z tym coraz więcej osób ma też uczulenie na jad owadów. Mój współpracownik w ciągu swojego 40-letniego życia nie raz został użądlony przez pszczołę i nagle pojawiła się u niego reakcja alergiczna. Moja córka również jest mocno uczulona na jad pszczeli, chociaż w dzieciństwie pszczoły też ją żądliły i nie miało to żadnych skutków ubocznych. Nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko z takim uczuleniem chodziło do szkoły, gdzie na dachu mieszkają pszczoły. Ciągnięcie pszczół do dużych skupisk ludzkich stwarza niebezpieczeństwo. Poza tym, pszczoły chcą spokoju. Lubią mieszkać w lesie, na wsiach. Po jaką cholerę przenosić pszczelą rodzinę do centrum Białegostoku, gdzie wokół żyją tysiące ludzi? Powariowaliśmy na punkcie miejskich pasiek.
Jednak z drugiej strony pszczoły zbliżają nas, mieszczuchów, do natury i wpływają pozytywnie na miejski ekosystem...
Mam inny pomysł, jak zbliżyć się do natury. Rekomenduję w wolnym dniu zapakować rodzinę do samochodu i pojechać do pszczelarza. Można u niego kupić miód, zjeść go z serem, dodatkowo kupić jajka od szczęśliwych kur. Można popatrzeć z daleka na pszczoły, albo nawet – jeśli ma się pewność, że nie ma się uczulenia – podejść w towarzystwie gospodarza do ula. Taka wizyta to korzyść dla obu stron. Miejskie pasieki oczywiście mają swoje plusy, ale nie brałbym za nie odpowiedzialności, bo komuś może stać się przez to krzywda.
Ale przecież pszczoły często same wybierają sobie miejsce do życia i wcale nie rzadko możemy jest spotkać na przykład w miejskim parku.
Oczywiście, dziki rój potrafi zamieszkać w parku czy innym miejscu. I nie trzeba ich stamtąd przeganiać. Ale też nie należy ich zapraszać w miejsca, gdzie mogą stanowić zagrożenie dla innych.
Pszczoły wymierają. Część specjalistów załamuje ręce, inni twierdzą, że nie jest tak źle i temat jest wyolbrzymiany. Jakie zdanie w tym temacie ma pszczelarz z trzydziestoletnim doświadczeniem?
Oczywiście, że problem jest. Pszczoły to żywe istoty, których dotykają różne choroby, pasożyty i cywilizacja. Paradoksalnie, ludzie muszą nauczyć się żyć z pszczołami w cywilizowany sposób . Istotne jest to, co robimy jako rolnicy. Podstawą są dobre praktyki i trzymanie się ściśle zasad, rekomendowanych przy używaniu środków ochrony roślin. Po drugie, trzeba stosować odpowiednie zabiegi w celu pielęgnacji zdrowotnej pszczół. Mam tu na myśli leki, ale warto też sięgać po starodawne rozwiązania, jak zioła, piołun czy kwaśne mleko. Powinniśmy także starać się zabezpieczać pszczoły, by miały co jeść.
Jakie są te dobre praktyki rolnicze?
Każdy rolnik zobowiązany jest do postępowania mądrze i jest szkolony do tego, jak stosować środki ochrony roślin. Chemia to dla pszczół wielkie zło. Ważne, by rolnik używał atestowanego sprzętu. Opryskiwacze nie mogą cieknąć na prawo i lewo, jak to było jeszcze kilkanaście lat temu. Same środki powinny być również starannie dobrane. I pora dnia, kiedy robimy opryski! Pogoda musi być odpowiednia, a ze względu na owady środki powinno się stosować wieczorową porą.
Ale wciąż – mimo wielkich kampanii kierowanych do rolników i prowadzonych akcji informacyjnych – zdarzają się przypadki zatrucia pszczół.
To pojedyncze przypadki. Świadomość rolników w tym zakresie bardzo wzrosła. I rolnicy zdają w swoich gospodarstwach egzamin z kompatybilnego życia z pszczołami. Dzięki takim akcjom, jak prowadzi choćby w tym momencie nasz urząd marszałkowski, rolnik myśli o konsekwencjach swoich działań.
Jakie wyzwania stoją przed współczesnym pszczelarzem?
Dziś jesteśmy znacznie mądrzejsi i wiemy dużo więcej o hodowli pszczół niż kiedyś. Pasiecznictwo się rozwija. Dziś kupujemy pszczelą matkę – wyhodowaną i unasiennioną – przez internet. Ja zamawiam ją pocztą i listonosz przynosi mi ją do domu.
W takim małym pudełeczku? Jak to wygląda?
W pudełeczku nieco większym niż takie od zapałek. Jest w nim kilka robotnic, które zajmują się królową. Mają tam troszkę jedzenia i otwory z dopływem powietrza. Matka oznaczona jest kolorową kropką. Dzięki temu łatwiej ją znaleźć w ulu. Co roku kropki są innego koloru. W 2019 był to kolor niebieski, w tym roku – biały. Zaglądając do ula możemy więc łatwo poznać, ile lat ma dana królowa. Dziś nowoczesne rozwiązania bardzo wspierają gospodarkę pasieczną i pozwalają się jej rozwijać w fantastyczny sposób.
Pasieka to dziś dobry pomysł na biznes?
Zdecydowanie! To świetny pomysł na życie i na biznes. Ceny produktów pszczelarskich wzrastają i jest na nie coraz większe zapotrzebowanie. By założyć gospodarstwo, wystarczy zainwestować około 100 tys. zł. Wtedy można liczyć na wystarczającą produkcję i na to, że zaczniemy zarabiać. Choć trzeba zaznaczyć, że jest to fach, który wymaga doświadczenia. Tu niczego nie zastąpisz najlepszą ukończoną szkołą. Tu trzeba cierpliwości i pasji. Nie zrobisz nic szybciej. Cóż mi tam zarząd czy kolejne posiedzenie, kiedy pracuję przy ulu! (śmiech) A czasami bywa i tak, że na tym posiedzeniu siedzę i myślę, jak rozwiązać problem w mojej pasiece (śmiech). Trzeba też umieć i lubić obserwować zachowanie pszczół, nauczyć się je rozumieć. Przykład? Pszczoły wysyłają zwiadowczynie, które znajdują piękne łąki. Wracają do ula, no i jak mają powiedzieć robotnicom: trzy kilometry na południowy zachód. No jak? Bzy bzy bzy bzy bzy? Nie. One tańczą! Zataczając kręgi ustawiają się odwłokiem w tym kierunku, w którym należy lecieć. To niezwykły sposób porozumiewania się, a dla nas, pszczelarzy, przyjemność z możliwości obserwowania życia tych owadów.
Jak trafić na dobry miód?
Miód jest słodki, miód jest dobry! (śmiech). Powtarzam każdemu wszem i wobec: ludziska, znajdźcie sobie pszczelarza, umówcie się z nim, że zjadacie dziesięć litrów miodu w ciągu roku, a on wam przygotuje z każdego kręcenia jeden słoiczek i może zapłacicie drożej niż w Biedronce, ale będziecie mieć fenomenalny miód, zrobiony z podlaskiego pożytku. I może przepłacicie te 50 czy 60 złotych w ciągu roku, ale zyskacie coś cudownego, coś czego nie da wam żaden antybiotyk.
A dlaczego te miody z marketów są gorsze?
Nie wiem, nie kupuję (śmiech).
Proszę mi jeszcze zdradzić, z czym miód smakuje najlepiej?
Spirytus z miodem jest dobry! A miód gryczany najlepszy do kawy, kwiatowy – do herbaty. Warto też zrobić swój ser i zjeść świeży z miodem. Dziś jestem na etapie pierzgi (przetworzony pyłek kwiatowy – przyp. red.), by wzmocnić odporność. Ale wspaniały jest też pyłek pszczeli, a miodem można zastąpić cukier. Na sam koniec warto zapalić świeczkę z oryginalnego, pszczelego wosku, która rozładuje w dom elektryczne napięcia.