MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie kosze wielkanocne

Julita Januszkiewicz
Jadwiga Generalczuk gotuje świąteczne potrawy. Stara się przygotowywać je zgodnie z tradycją
Jadwiga Generalczuk gotuje świąteczne potrawy. Stara się przygotowywać je zgodnie z tradycją Fot. Julita Januszkiewicz
O tym jak dawniej wyglądał stół wielkanocny i przedświąteczne kucharzenie - opowiada Jadwiga Generalczuk

Gotowano, pieczono i jedzono dużo i do syta. Kosze, w których święcono jadło były duże i podłużne. Świąteczne potrawy zapijano kwasem chlebowym. A na stole królowały mazury, suszone kiełbasy i szynki. Dawniej nic nie kupowano. Więc i gospodynie miały pełno roboty. Najpierw kilka dni przed Wielkanocą obowiązywał wszystkich ścisły post.

- Co najmniej od Wielkiej Środy nie jedzono mięsa - opowiada Jadwiga Generalczuk z Uhowa. - Posilano się najczęściej chłodnikiem. Śledzie kupowano od wielkiego dzwonu. Jadło się je w piątek, może sobotę. Żywiono się także plackami ziemniaczanymi.

Święconka i mięso suszone

Pani Jadwiga mówi, że przygotowania do świat dawniej wyglądały zupełnie inaczej. Także święconki, pół wieku temu bły inne. Różniły się chociażby od tych współczesnych wielkością koszy. W dużym, podłużnym koszu musiały się zmieścić wszystkie świąteczne potrawy. Święcono tyle jedzenia, by w święta starczyło jednej rodzinie.

- Bo w Wielkanoc trzeba było spożywać tylko potrawy święcone - wyjaśnia. W koszyku można było znaleźć nawet dwadzieścia jajek, białą kiełbasę, chleb (najlepiej swojej roboty oraz ciasta). Wszyscy znosili kosze do jednej gospodyni. Przyjeżdżał ksiądz z odległej parafii i święcił pokarmy - wspomina pani Jadwiga.

Z czasem te tradycja zaczęła się zmieniać. Teraz ludzie święcą potrawy w małych koszyczkach. Dawniej nie kupowało się wędlin. Nikt nie stał w długich kolejkach. Wszystkie potrawy na świątecznym stole musiały być własnoręcznie przygotowane.

- Pamiętam z lat mojego dzieciństwa, że tydzień przed świętami zabijano wieprza - w poniedziałek lub wtorek, żeby mięso było świeże. Kiedyś nie było lodówek, więc mięso trzeba było nasolić - opowiada Jadwiga Generalczuk. - Posypywano je solą, a potem wkładano do specjalnych, drewnianych naczyń zwanych kopieńcami. Naczynie przypominało łódź. Mięso gospodynie przykrywały świeżymi liśćmi pokrzywy, żeby odstraszyć muchy.

Dawniej nie wędzono mięsa. Szynki wieszano się na strychu. Wędzenie nie było modne.

- Mięso musiało być prawdziwie swojskie, czyli suszone - mówi pani Jadwiga.

Ciasta najważniejsze

Po domu rozchodził się zapach domowego ciasta i świątecznych wypieków. Najpierw pieczono chleb, potem słodkości.

- Ciasta kobiety zaczynały piec w Wielki Czwartek i Piątek. Pieczono je w dużych blachach. Nikt wtedy nie wiedział co to prodiż. W niektórych wsiach, może jeszcze i prądu nie było - wspomina pani Jadzia. Rodziny były liczniejsze niż obecnie. W każdym domu było po kilkoro dzieci. Wśród wielkanocnych wypieków królowały ciasta kruche z serem. Nazywano je mazurkami. Pamiętam jak piekła je moja mama. Przyglądałam się temu uważnie. Najczęściej dodawano do nich marmoladę. Na wierzchu posypywano kruszonką. Wierzch ciasta był pokryty krateczką, a ona polakierowana białkiem. Dzięki temu ciasto było bardziej rumiane. No i smaczniejsze.
Pieczono także makowce, pierogi drożdżowe

- Takie wielkie, nie tak jak dzisiaj, po troszeczku - śmieje się pani Jadwiga. Świąteczny obiad musiał być syty. - Gotowało się kapustę, taką wiejską, domową. Podawano ją z kartoflami i mięsem. Nie było ząnych flaków, rosołów czy też sałatek - opowiada.

Nic nie kupowano. Chyba, ze cukier, mydło, proszek do pieczenia. Ludzie hodowali kury, to i jajka były swoje.

Pito kwas chlebowy

Dawniej nikt, by nie pomyślał o gazowanych napojach, czy kupionych w sklepie sokach. Każda szanująca się gospodyni wstydziłaby się postawić "coś" takiego na stole. Więc obowiązkowo musiał pojawić się na nim kwas chlebowy. I to własnej roboty. Jak się go robiło?

- Najpierw suszono chleb, na kuchni, w kącie. Na rumiano - podaje przepis pani Jadwiga. - Następnie moczyło się go w przegotowanej wodzie i dodawano drożdży. Nadawały one kolorytu i zapachu. Robiono też "zaprawkę". Kupowano w drogerii esencję na domową oranżadę.

Napój przygotowywano, na kilka dni przed świętami, w dziesięciolitrowych, lub dwudziestolitrowych zamykanych, aluminiowych bańkach.

Jajka malowano w cebuli

Tradycją Wielkiej Nocy było wspólne malowanie jaj. Pół wieku temu ozdabiano je tradycyjnie.

- Malowaliśmy najczęściej w Wielką Sobotę. W puszce rozpuszczano wosk. Ja i moje rodzeństwo siadaliśmy wokół stołu. W zabawie pomagał nam tatuś. Bo mamusia była zajęta w kuchni. Cieniutki patyczek maczało się w wosku. Tak szybko wysychał, że patyczek i jajeczko trzeba było trzymać bardzo blisko puszki - wspomina gospodyni.

Potem jajka wkładano do cebulaka. Jeśli miały być ciemniejsze, trzeba było potrzymać je dłużej.

- Malowanie jajek było wielką radością. Kto tam kiedyś miał pojęcie o sztucznych farbkach - macha ręką. Tamte święta z dzieciństwa wydają jej się ciągle najpiękniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny