Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Umrę, ale Sowietem nie zostanę". Agresja sowiecka 17 września. Przeczytaj II tom z kolekcji "Mówią wieki"

Alicja Zielińska
W 2001 roku Kazimierz Horba pojechał do Kazachstanu i odnalazł mogiłę swego ojca
W 2001 roku Kazimierz Horba pojechał do Kazachstanu i odnalazł mogiłę swego ojca
NKWD zrobiło w sowchozie zebranie. I do nas, Polaków, mówią tak: Musicie przyjąć sowieckie obywatelstwo. Ja wstałem i powiedziałem, że nie przyjmę tego obywatelstwa. Umrę, zginę, a Sowietem nie zostanę.
tom II naszej kolekcji: Agresja sowiecka 17 września
tom II naszej kolekcji: Agresja sowiecka 17 września

tom II naszej kolekcji: Agresja sowiecka 17 września

Historia II wojny światowej to kolekcja przygotowana przez "Kurier Poranny" dla Czytelników z okazji 70. rocznicy wybuchu wojny. Tom II "Agresja sowiecka 17 września" dostępny jest w wybranych punktach sprzedaży tylko do poniedziałku.

Kazimierz Horba miał wówczas 16 lat. Wywieziony został z całą rodziną do Kazachstanu. Za odmowę przyjęcia paszportu radzieckiego był skazany na dwa lata więzienia. Do Polski wrócił dopiero w 1946 roku. W stepie kazachskim zostali na zawsze jego ojciec, brat i mała bratanica.

Kierunek: wschód

Przyszli w nocy, zastukali kolbami w drzwi. Parę godzin na spakowanie się. A potem bydlęce wagony i kierunek wschód: Kazachstan.

- Mieszkaliśmy w Fastach - opowiada pan Kazimierz. - Ojciec, matka, siostra, brat, bratowa i ja, najmłodszy. Sześć osób. Dwóch braci było poza domem. Jeden zawodowy podoficer, służył w sanitarnej jednostce w Sokółce akurat, i on się uchronił. A drugi aresztowany w 1939, po bitwie pod Kockiem, dołączył do nas na zsyłkę później.

To była druga deportacja Polaków na wschód, 12 kwietnia 1940 roku. Po trzech tygodniach transport dotarł do Pawłodaru. Wojewódzkie miasto, a żadnej ulicy brukowanej, piasek jak na pustyni. Domy nieduże. Ulokowano ich w namiotach, po dwóch dniach wywieźli 30 km dalej. Tam z kolei umieszczono w oborach, bo bydło już poszło na trawy. Jedzenia nie było żadnego, tylko tyle, co kto znalazł w polu, żadnych przydziałów żywności ani chleba, nic.

- Chodziliśmy po kilka kilometrów w głąb stepu, by zbierać kłosy zboża, pozostawione latem przez żniwiarzy. Mama z tego gotowała zupę. Głód był straszny. My na szczęście mieliśmy trochę mięsa wędzonego, które zabraliśmy z Polski, to jakoś przetrwaliśmy.

Po miesiącu przenieśli naszą rodzinę do kołchozu Piatieryżesko, nad rzekę Irtysz. W tym czasie otrzymaliśmy z kraju przekaz na 400 rubli. To były pieniądze za sprzedany dom i inwentarz. Rodzice w płacz, bo to już koniec, wszystko stracone, nie ma nic. Rozpacz straszna. Żyć jednak trzeba było.

Mieszkaliśmy w ziemiance. Nisko, sufit nad głową, ciemno. Dwa pojedyncze okienka, zimą na szybach szronu na kilkanaście centymetrów. Mróz dochodził do 50 stopni. Tej pierwszej, pamiętam, zamarzło 40 osób.

Pracowaliśmy po całych dniach, w niedzielę, święta. Od świtu do nocy. Zaraz wszystkich opanował świerzb, zwaliły strupy, wszy. W 1943 roku, gdy gen. Anders wyprowadził polską armię do Iranu, nasza sytuacja jeszcze się pogorszyła.

Gdzieś w marcu NKWD zrobiło w sowchozie zebranie. I do nas, Polaków, mówią tak: Musicie przyjąć sowieckie obywatelstwo. Polski już nie będzie, nigdy tam nie wrócicie, tu zostaniecie. Było nas z 50. Ja wstałem i powiedziałem, że nie przyjmę paszportu, bo jestem Polakiem. Miałem 16 lat. Przyskoczyli do mnie i do domu już nie puścili. Na sanki i do aresztu. Czy się bałem? Postanowiłem jedno: umrę, zginę, ale Sowietem nie zostanę.

Brat też odmówił i jego też aresztowano. Za tydzień zebrał się sąd. Ja dostałem wyrok dwa lata, a brata skazano na ciężkie roboty. Trafiliśmy do więzienia w Omsku. Więzienie ogromne, jeszcze carskie. W celi, która nazywała się etapnaja, było z 500 osób. Spaliśmy na podłodze. Na gołym betonie. Byliśmy tam dwa tygodnie. A potem mnie wywieziono do Nowosybirska, a brata za Ural.

W łagrze, jako młodociany, trafił do żeńskiej brygady i to, jak określa, uratowało mu życie. Pracował na budowie, kobiety zbijały beton, który wyciskał się przez deski. Ostrzył młoteczki, których one używały. Nie była to ciężka praca. Ale zdarzył się wypadek. Podczas wciągania na górę żużlu lina urwała panu Kazimierzowi palec. Została pamiątka zsyłki do końca życia.

Pojechał na groby

I nastał 11 czerwca 1944 roku. Amnestia. Został zwolniony z łagru i razem z dziesięcioma Polakami kazano im jechać do Tomska. Stamtąd, po wielu perturbacjach, dostał się do Żytomierza, a następnie do Chełma Lubelskiego, gdzie trafił do polskiego wojska.

Ale do domu w Fastach wrócił dopiero w 1947 roku. Niestety, nie wszystkim z jego rodziny było to dane. Brat Stanisław zmarł zaraz w 1943 roku. Jego mała córeczka Tereska, która tam się urodziła, też nie przeżyła. Miała zaledwie roczek. I przed samym wyjazdem do Polski w 1946 roku zmarł ojciec Julian.

W 2001 roku Kazimierz Horba zdecydował się pojechać do Kazachstanu z wycieczką dawnych zesłańców.

Był we wszystkich miejscach, pod więzieniem, gdzie odsiadywał wyrok za odmowę zostania obywatelem Związku Sowieckiego, w kołchozie, w którym musiał ciężko pracować jako młody chłopak. Dotarł do grobów swoich bliskich. Zapalił znicze na zapadłych mogiłach. Przywiózł cały album zdjęć.

- Pawłodar to już inne miasto, wysokie budynki, szerokie ulice, serdeczni ludzie - pokazuje fotografie. - I tylko żal i ból pozostaną w sercu na zawsze - dodaje ze smutkiem. - Za straconą młodość, za cierpienia, za śmierć najbliższych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny