Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tradycja wojskowa. Pozostały jedynie zdjęcia.

Alicja Zielińska
Fot. Archiwum
Ojciec kończył służbę wojskową, ale wybuchła wojna z bolszewikami i musiał zostać w wojsku na kolejne trzy lata. Ale szczęśliwie wrócił do domu. Wuj już nie miał takiego szczęścia. Zginął w pierwszych dniach września 1939 roku, ledwie się zaczęła wojna z Niemcami - wspomina Jan Roszkowski.

Mój ojciec, Jan Roszkowski mieszkał w okolicach Łap, w Płonce Strumiance - opowiada Jan Roszkowski. W 1918 roku trafił do wojska. Dwa lata później, akurat pod koniec jego służby, wybuchła wojna z bolszewikami.

Został więc w wojsku na kolejne trzy lata. Był w piechocie, a później służył w tzw. pociągu sanitarnym. Dziadek mówił z dumą: O, mój Janek to jak doktor. W 1923 roku, po podpisaniu rozejmu w Rydze, mieli już wszystkich zwolnić do domu. Janek z kolegami byli już nawet na dworcu, ale przyszedł łącznik i kazał zostać. Rozkaz to rozkaz. I jeszcze dwa miesiące trzymali ich w jednostce, bo nie było pewności, czy to rzeczywiście koniec wojny. W sumie więc w wojsku spędził pięć lat.

Po powrocie do domu zajął się rolnictwem. W lutym 1923 roku ożenił się. W rodzinie była kultywowana pamięć o tradycjach wojskowych, bo i wujek, Franciszek Brzozowski (brat mamy) wpisał się w dzieje walk niepodległościowych. Był oficerem w 10. pułku. Dostał przeniesienie do Wilna, a przed samym wybuchem wojny - do Poznania. I tam jako saper w 1939 roku, podczas rozminowywania mostu, zginął.

Ojciec dożył słusznego wieku. Zmarł w 1979 roku. Miał 80 lat - dodaje Jan Roszkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny