MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Frankowski - człowiek, który umiał strzelać gole

Wojciech Konończuk [email protected] tel. 85 748 95 31
Tomasz Frankowski  - człowiek, który umiał strzelać gole
Tomasz Frankowski - człowiek, który umiał strzelać gole Archiwum
168 goli w polskiej ekstraklasie i trzecie miejsce w tabeli wszech czasów najskuteczniejszych piłkarzy naszej ligi, cztery tytuły króla strzelców, pięć mistrzostw Polski - to tylko niektóre liczby, charakteryzujące Tomasza Frankowskiego.

Frankowski, to bez wątpienia fenomen. Piłkarz, który nie ma dobrych warunków fizycznych, nie imponował siłą i szybkością, a stał się wybitną postacią naszego futbolu.

- Sam talent jest bardzo ważny, ale nie wystarczy, bo wiele diamentów zmarnowało się i nikt o nich dziś nie pamięta - uważa Ryszard Karalus, który przez prawie osiem lat trenował w grupach juniorskich młodego Franka. - Tomka wyróżniała ogromna pracowitość i zdolność antycypacji. On od małego wiedział, gdzie w polu karnym spadnie piłka i już tam był. Dodać do tego należy, że pozostał skromnym, normalnym człowiekiem. Nie gwiazdorzy, nie wywyższa się. To też ma wpływ na jego popularność - dorzuca.

Przyszedł i strzelił dziesięć goli

Zaczęło się od turnieju drużyn szkolnych, bezapelacyjnie wygranego w 1984 roku przez SP 10 przy ul. Spacerowej, oczywiście z Frankowskim w składzie.

- To były czasy, kiedy jeszcze tornistry robiły za słupki. Pamiętam mecz z klasą Franka. Do przerwy prowadziliśmy 4:1, ale jego nie było, bo chyba jadł obiad. Przyszedł na drugą połowę, strzelił dziesięć goli i było pozamiatane - wspomina Piotr Wołosik, dziennikarz "Przeglądu Sportowego" i jeden z najbliższych przyjaciół późniejszego łowcy bramek.

Najlepsi adepci futbolu z SP 10 trafili na treningi Jagiellonii, najpierw do Mirosława Mojsiuszki, potem do Karalusa.

- W rozwoju piłkarza bardzo ważny jest początek. Tomek miał to szczęście, że trafił do grupy zawodników bardzo utalentowanych i poziom treningów był niezwykle wysoki. Dorastali z nim Mariusz Piekarski, Marek Citko, Jacek Chańko, Daniel Bogusz, Bartosz Jurkowski, Maciej Kudrycki i inni - opowiada Karalus.

Nic dziwnego, że Jagiellonia w cuglach wywalczyła mistrzostwo kraju juniorów. Kariery stały przed żółto-czerwonymi otworem.

Niestety, rozwojowi sportowemu nie towarzyszył rozwój klubu. Przeciwnie, będąca w ustroju komunistycznym pod skrzydłami przedsiębiorstw budowlanych Jagiellonia nie odnalazła się w nowej rzeczywistości gospodarczej. Klub podupadał z każdym rokiem, a kolejne władze wyprzedawały za śmieszne pieniądze utalentowanych piłkarzy.

Chaos, niepewność, samotność

Tomasz Frankowski trafił w wieku 18 lat do Francji, do klubu Racing Klub. Działacze z południa Europy wypatrzyli go na meczach polskich reprezentacji młodzieżowych i zapragnęli go mieć u siebie. Zapłacili 225 tysięcy dolarów, zorganizowali Jagiellonii zgrupowanie we Francji i Frankowski był ich.

Przejście do Strasbourga dla 18-latka nie było łatwe. Po raz pierwszy musiał sobie radzić sam, zderzył się z zupełnie innymi realiami gospodarczymi i kulturowymi, musiał przezwyciężyć barierę językową.

- To była trudna decyzja. Musiałem przerwać naukę w klasie maturalnej, zostawić rodzinę, kolegów, dziewczynę. Chaos, niepewność, samotność - to uczucia, które mi towarzyszyły - wspomina Frankowski.

Młodziutki Polak poradził sobie jednak we Francji. Trafił na przyjazne środowisko i błyskawicznie zaczął się rozwijać. Strzelał gole jak na zawołanie w rezerwach Strasbourga, trafił dwukrotnie w ekstraklasie francuskiej. Zdobył też swoje pierwsze w karierze seniorskiej trofeum - Puchar Intertoto. Wydawało się, że zawojuje Zachód. Niestety, jego rozwój wstrzymały kłopoty z kręgosłupem. Kontuzja sprawiła, że wszystko trzeba było zaczynać od nowa.

Grał jako Paluszek

Frankowski trafił do Japonii, do klubu Nagoya Grampus Eight, prowadzonego przez słynnego dziś szkoleniowca Arsenalu Londyn - Arsena Wengera. Pobyt w Kraju Kwitnącej Wiśni nie był zbyt długi i białostoczanin wrócił nad Sekwanę. Do ekstraklasy już się nie przebił i grał w niższych ligach, w Poitiers i Martigues.

Kolejny przełom w karierze nastąpił w 1998 roku. Na jednym ze sparingów na bramkostrzelnego napastnika zwrócił uwagę ówczesny trener Wisły Kraków - Franciszek Smuda.

- On rzucał się na piłkę, jak kotek na kłębek nici i momentalnie pakował ją w bramce - wspominał późniejszy selekcjoner naszej kadry. Do dziś Smuda nazywa swego byłego podopiecznego "Kotkiem", a w dowód uznania dla umiejętności Frankowskiego, mianował go w czasie przygotowań do EURO 2012 trenerem napastników reprezentacji narodowej.

- Z okresem, w którym Tomek trafił do Wisły wiąże się zabawna sytuacja. Nie było jeszcze koszulki z nazwiskiem Frankowski. Grał jako "Paluszek". Jego skuteczność w grach kontrolnych nie umknęła uwadze mediów, które zastanawiały się, skąd taka eksplozja talentu. A Smuda żartował, że niech dalej gra jako Paluszek, to go nikt Wiśle nie podkupi - relacjonuje Piotr Wołosik.

Jak udanym pociągnięciem było sprowadzenie do Krakowa Frankowskiego, pokazał już pierwszy mecz. Wisła grała w Warszawie z Polonią. Franek wszedł na boisko w końcówce, z łatwością wymanewrował jednego z najlepszych wówczas bramkarzy w Polsce - Macieja Szczęsnego i strzelił gola, który pozwolił gościom wygrać 3:1.

Był to początek drogi na piłkarski Olimp w naszym kraju. W sezonie 1998/99 wychowanek Jagiellonii zdobył 21 bramek, sięgnął po pierwszą z czterech koron króla strzelców, a Wisła - po mistrzostwo Polski.

Rozpoczęła się krakowska era w polskim futbolu. W latach 200-2005 wiślacy zdobywali cztery razy mistrzostwo kraju, a Frankowski dwukrotnie koronę króla strzelców. Wraz Maciejem Żurawskim stworzył w ataku duet, którego bała się każda obrona w kraju. "Żuraw - władca muraw" i Franek - łowca bramek" - śpiewali krakowscy kibice.

Trener wbił mu nóż w plecy

Co dziwne, mimo niebywałej skuteczności, umiejętności Podlasianina nie były zauważane przez kolejnych selekcjonerów reprezentacji Polski. Owszem, Frankowski debiutował już w 1999 roku, w spotkaniu z Czechami, ale potem grywał rzadko, bo zdaniem trenerów byli lepsi. Dopiero Paweł Janas postawił na niego i to bardziej pod obstrzałem krytyki mediów i opinii kibiców, niż własnego przekonania. Polska walczyła o awans do mistrzostw świata 2006 roku w Niemczech. Efekt był taki, że Frankowski strzelił siedem goli, a biało-czerwoni zakwalifikowali się do mundialu.

Nieoczekiwanie Janas zdecydował, że Franka zabraknie w kadrze na mistrzostwa świata. Fani byli w szoku, szczególnie, że na mundial nie pojechał też najwybitniejszy w tamtych latach polski bramkarz - Jerzy Dudek.

- Janas wbił mi nóż w plecy. Potraktował mnie jak śmiecia, jak lalkę, którą można się pobawić i rzucić w kąt. To bardzo boli - mówi w wywiadach wzburzony Franek.

Selekcjoner mocno się pomylił. Polska odpadła w fazie grupowej, żaden z napastników nie strzelił gola, a Janas za swoją arogancję zapłacił głową, bo stracił posadę.

Obaj panowie spotkali się potem w Białymstoku. Frankowski był już piłkarzem Jagiellonii, a Janas - szkoleniowcem warszawskiej Polonii. Media przypomniały konflikt i zastanawiały się, czy piłkarz weźmie odwet na trenerze. Wziął, bo Jaga wygrała 1:0, po golu strzelonym w końcówce przez Franka, który bardzo manifestował swoją radość. Widać, że akurat ta bramka sprawiła mu wielką przyjemność. Trudno się temu dziwić, bo w bogatej karierze Podlasianinowi zabrakło występu na piłkarskiej imprezie najwyższej rangi. I to przez Janasa.

Kiedy latem 2005 roku Wisła nie awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów, Tomasz Frankowski postanowił, że czas na kolejny wyjazd zagraniczny. Grał w hiszpańskich klubach Elche i Tenerife, angielskim Wolverhampton Wanderes i amerykańskim Chicago Fire. Wiodło mu się różnie, od bardzo dobrych recenzji w Elche, do niewypału w angielskich Wilkach. Do tego pojawiły się kłopoty zdrowotne.

- Kolano, kostka, przywodziciel. Przez prawie rok nie grałem w piłkę. Miałem już sporo po trzydziestce i nachodziły mnie myśli, czy przypadkiem nie dać sobie już spokoju i nie zawiesić butów na kołku. Ale przezwyciężyłem to i dałem sobie jeszcze jedną szansę - wspomina Frankowski.

Prezent pod choinkę

Piłkarz postanowił zakończyć karierę w kraju. Zainteresowanych jego pozyskaniem było kilka klubów, ale on wrócił do korzeni. Tuż przez świętami Bożego Narodzenia 2008 roku podpisał kontrakt z Jagiellonią. Niektórzy kibice dziwili się, mówili że Jaga ściąga emeryta, w dodatku mającego kłopoty ze zdrowiem. Mylili się, bo szybko okazało się, że dostali od losu wspaniały prezent pod choinkę. Franek znów stał się łowcą bramek. W 2010 roku wzniósł w Bydgoszczy w górę zdobyty przez nasz klub Puchar Polski, co jest największym sukcesem w historii Jagi. Rok późnej cieszył się z czwartego miejsca żółto-czerwonych w ekstraklasie i z czwartej w karierze korony króla strzelców. Jak na 37-letniego wówczas piłkarza to imponujące osiągnięcie.

W poprzednim sezonie Franek nie należał do ulubieńców kolejnego trenera - tym razem Tomasza Hajty. Szkoleniowiec, który nic z Jagą nie osiągnął, krytykował jej kapitana, czym zraził do siebie kibiców, którzy murem stanęli za piłkarzem. Ale nie zmieniło to faktu, że łowca bramek postanowił powiedzieć: dość.

- Ostatni sezon dużo mnie kosztował pod względem fizycznym i psychicznym. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny i ten moment nadszedł - powiedział na jednej z konferencji prasowych.
Frankowski jeszcze nie wie, co będzie robił w życiu. Ma szkółkę piłkarską w Krakowie, prowadzoną z kolegą z boisk - Mirosławem Szymkowiakiem, w Białymstoku inwestuje w nieruchomości. Prywatnie jest szczęśliwy z żoną Edytą, ma trójkę dzieci - Fabiana, Oliwię i Xaviera. Najstarszy syn też gra w piłkę, ale nie jest napastnikiem, tylko bramkarzem.

Jutro, na stadionie miejskim, Tomasz Frankowski po raz ostatni wyprowadzi na boisko zespół, nazwany "Franek Team", podczas benefisu z okazji zakończenia wspaniałej kariery. Warto tam być, by jeszcze raz zobaczyć w akcji piłkarza, jakiego Białystok nigdy dotąd nie miał.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny