Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnice zbuntowanych sióstr

Arleta Kubicka [email protected] Paweł Buczkowski [email protected]
Zdjęcia z Kazimierza obiegły cały świat. Pokazano je w niemieckiej, brytyjskiej, włoskiej, francuskiej, rosyjskiej telewizji.
Zdjęcia z Kazimierza obiegły cały świat. Pokazano je w niemieckiej, brytyjskiej, włoskiej, francuskiej, rosyjskiej telewizji. Fot. Tomasz Koryszko
Są razem. Szczęśliwe, bezpieczne. Chcą dalej służyć Kościołowi, dalej być zakonnicami - twierdzą rodzice, którzy wiedzą, gdzie przebywają byłe zakonnice. Eksbetanki zniknęły tuż po tym, jak eksmitowano je z klasztoru w Kazimierzu Dolnym.

Kilkuset dziennikarzy z kraju i zagranicy. Relacje na żywo 24 godziny na dobę. Helikopter obserwujący okolicę. Kilka podnośników, dzięki którym reporterzy mogli podglądać to, co się dzieje w zakonie w Kazimierzu Dolnym.

Uznacie je za święte

Parę minut po dziewiątej do drzwi klasztoru puka komornik. - Proszę otworzyć - krzyczy. Nikt nie odpowiada. Powtarza to jeszcze dwa razy, pukając do dwóch innych bram klasztoru. Potem z pomocą ślusarza, który przechodzi przez drabinę na drugą stronę muru, otwierają bramę. Zapada decyzja o wejściu policjantów na teren klasztoru. W momencie, gdy funkcjonariusze wchodzą na podwórko zakonu, przez taśmę policyjną przedziera się jedna z kobiet. - Tam jest moje dziecko! Ja tam muszę wejść - krzyczy ze łzami w oczach. Policjanci ją zawracają.

Tuż przed dziesiątą docierają informacje z klasztoru. Byłe siostry krzyczą na policjantki. Wyzywają je od szatanów. Agresywny jest też ojciec Roman Komaryczko, duchowny, który mieszkał z kobietami.

- Byłe siostry prezentowały zachowania wskazujące na duży stopień psychomanipulacji. Sprawiały wrażenie braku kontaktu z rzeczywistością - mówi Mieczysław Puzewicz, rzecznik metropolity lubelskiego, który także przebywał na terenie klasztoru.

Kobiety śpiewają, grają na gitarze. Dopiero po kilku godzinach zaczynają schodzić do autokaru podstawionego przez policję. Z gitarami, workami wypchanymi ubraniami, książkami. Tłum gapiów zaczyna się przerzedzać. Nie brakuje jednak tych, którzy modlą się za eksbetanki. Niektórzy zaczynają śpiewać pieśni religijne. - Za 30 lat uznacie je za święte. Bernadetcie też nikt nie wierzył w jej wizje. I co? Została świętą! - krzyczała obrończyni byłych betanek.

Oddajcie rzeczy naszych córek!

Kobiety zostają przewiezione do domów rekolekcyjnych, gdzie czekają na nich rodziny, bliscy. Ale eksbetanki nie zamierzają tam zostać. Dochodzi do dantejskich scen. Jest płacz, okrzyki zrozpaczonych krewnych. Dziewczyny wsiadają do samochodów i odjeżdżają, zostawiając rodziny. Przy pomocy popierających ich rodziców uciekają do ich mieszkań. W planach ciągle mają ponowne zjednoczenie się. Wieczorem Jadwiga L. - siostra przełożona, od której rozpoczął się konflikt w kazimierskim zakonie - zostaje przewieziona do domu swojej rodziny. Także wieczorem na wolność wychodzi Roman K.

Gdzie są byłe siostry? To wie tylko część rodziców. Oni przychodzą pod mury klasztoru. Chcą odzyskać przedmioty zostawione w zakonie.

- Odkurzacze, organy, bielizna, ubrania, kołdry, notatki do nauki, a także agregat, który pożyczyliśmy od znajomych - wylicza pani Wanda, matka jednej z eksmitowanych eksbetanek. Razem z panem Kazimierzem, ojcem innej zakonnicy, chcą zabrać to, co pozostawiły dziewczyny. Mężczyzna był w klasztorze, gdy komornik dokonywał eksmisji. - Nawet wsuwki do włosów kazali im wyciągać - opowiada. - Przyjechałem, bo córka mnie zaprosiła. Byłem u niej już na cztery dni przed tym wydarzeniem.

Molestowanie? To nieprawda!

Zarówno Wanda, jak i Kazimierz mieli dobry kontakt ze swoimi córkami. - I nieprawdą jest, że nie można było ich odwiedzać - twierdzi kobieta. - Czasem tylko dzwoniła i mówiła: "Mamo, dziś nie przyjeżdżaj, nie pora na to". Ja to szanowałam, w końcu to był jej dom i jej rodzina.

Kazimierski klasztor odwiedzała z rodziną: mężem, dziesięcioletnim synem. - Tam było wspaniale. Siostry opiekowały się młodzieżą, starszymi. Z każdego ich gestu biła radość i wielka miłość do Boga - wspomina. - Nawet tegorocznego sylwestra tam spędziłam. Bawiliśmy się bez żadnego alkoholu. Były modlitwy, nawet teatrzyk dla dzieci siostry przygotowały.

Bardzo ciepło mówią też o ojcu Romanie. - To nieprawda że on dziewczyny molestował. To zwykłe kłamstwa - oburza się Kazimierz.

Dla Wandy był osobą ciepłą. Pomógł jej, gdy miała problemy z mężem. - Rozmawiał ze mną, tłumaczył - opowiada. - Spowodował, że ponownie zakochałam się w swoim mężu.

Rodzice mają żal do arcybiskupa Józefa Życińskiego o to, co się wydarzyło. Twierdzą, że kuria nie przekazała Watykanowi wszystkich informacji.

- To, co się stało, nie było wolą papieża Benedykta XVI. Bo w klasztorze nie działo się nic złego.

Do zakonu z magisterium

Pan Andrzej do Kazimierza Dolnego przyjechał z małą nadzieją na powrót córki do domu. Od rana stał w tłumie dziennikarzy oraz gapiów i wyczekiwał na pojawienie się w bramie klasztoru znajomej twarzy. Domyślał się, że eksmisja wcale nie musi zakończyć sprawy. Chociaż po cichu przewidywał, że córka zrzuci habit.

- Jest dobrze wykształcona i przygotowana do zwykłego życia. W ogóle nie boję się, że po wyjściu przeżyje jakiś szok. To silna dziewczyna i da sobie radę - opowiadał.

Jego ukochana córka do życia w klasztorze szykowała się już od zakończenia szkoły średniej. W tej drodze bardzo pomagał miejscowy proboszcz. - A do Kazimierza wyjechała tego samego dnia, kiedy obroniła pracę magisterską na KUL. 9 czerwca 2005 r. Nie miała naszej zgody.

Urwany kontakt

Decyzja o wyjeździe do Kazimierza zbiegła się z początkiem konfliktu w klasztorze. Już dwa miesiące później władze Kościoła zdecydowały o usunięciu ze stanowiska przełożonej Jadwigi Ligockiej i mianowaniu jej następczynią siostry Barbary Robak. Ligocka nie przejęła się jednak tą decyzją i wraz z wiernymi sobie siostrami zamknęła się w klasztorze. Córka pana Andrzeja w zakonie była od niedawna, prawdopodobnie nie miała szans, żeby sprzeciwić się większości.

Mimo że siostry zamknęły się w klasztorze, to rodzice nie stracili z nią kontaktu. Jeszcze w lutym tego roku, podczas ferii zimowych, ojciec mógł wejść do środka i spokojnie z nią porozmawiać. Potem kontakt się urwał, do środka mogli wchodzić tylko najbardziej zaufani rodzice, którzy dostarczali jedzenie i wszystko, co potrzebne do życia.

Dopiero po kilku miesiącach, kiedy w mediach pojawiły się informacje o możliwym zbiorowym samobójstwie, córka zadzwoniła do rodziców i uspokoiła, że nic jej nie grozi. - Od tamtego czasu nie miałem możliwości z nią porozmawiać - wspomina pan Andrzej pod bramą klasztoru.

Córka nie jest w sekcie

Kiedy eksmitowane mieszkanki klasztoru były wiezione do trzech domów rekolekcyjnych, pan Andrzej z żoną jechali za nimi. - Teraz już wiem, że one od początku uzgodniły, że nie pozwolą się rozdzielić. Na dziedzińcu domu rekolekcyjnego w Lublinie udało mi się przez chwilę porozmawiać z córką. Wiedziałem już jednak, że ze mną nie wróci.

Tego samego dnia, kiedy pan Andrzej zobaczył córkę po raz ostatni w odjeżdżającym prywatnym samochodzie, mógł z nią jeszcze chwilkę porozmawiać przez telefon. - Zadzwoniła wieczorem i powiedziała, że wszystko jest w porządku.

Po kilku dniach znowu zadzwoniła. Powiedziała tylko tyle, że wszystkie byłe siostry są razem w jednym miejscu.

Mimo że pan Andrzej liczył na powrót córki do domu rodzinnego, rozumie jej zachowanie. - One się nie zbuntowały, tylko odmówiły posłuszeństwa Kościołowi w takiej formie jak dotychczas.

Matka jednej z byłych zakonnic dodaje: - Kilka dni temu rozmawiałam z córką. Wcale nie jest w żadnej sekcie. One wszystkie normalnie myślą i działają. Nie są wariatkami. Mam już dosyć tych ciągłych pytań o ich przyszłość. Są przecież dorosłe i wiedzą, co robią - denerwuje się kobieta i odkłada słuchawkę. Ona także nie wie, gdzie w tej chwili przebywa jej dziecko. Jak mówi, nie musi wiedzieć, bo jest o nią spokojna.

PS: Imię ojca zostało zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny