MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szliśmy jak zahipnotyzowani

Anna Michałowska
Do grupy Polaków, którzy trzymają biało-czerwoną flagę, podchodzi Włoszka. Prosi, żeby ją na chwilę opuścili. Wtedy przytula się do niej i całuje. Wszyscy wokół płaczą.

Rzym zmienił się przez ostatnie dni. Przeszedł drogę od nadziei do uczucia bezradności i straszliwej pustki. Kiedy patrzyłam na ludzi, który w sobotę po południu zmierzali do Watykanu, nie widziałam smutnych twarzy. Były one wręcz radosne. Denerwowało mnie to na początku, bo wyglądało tak, jakby ludzie szli zobaczyć jakąś atrakcję turystyczną. Dopiero później zrozumiałam, że oni są ciągle pełni nadziei. Że choć chcą, aby papież przestał cierpieć, to nie dopuszczają do siebie myśli, że może go zabraknąć.

* * *
W sobotę na placu bez trudu odnalazłam Polaków. Gromadzili się przy ogromnej, polskiej fladze. Przyniosło ją trzech Polaków, którzy od lat mieszkają w Rzymie.
- Kiedy usłyszeliśmy, że stan zdrowia Ojca Świętego się pogorszył, chcieliśmy coś zrobić, żeby było mu lżej. Wpadliśmy na pomysł, żeby na placu rozłożyć ogromną polską flagę. Mieliśmy nadzieję, że papież ją zobaczy i poczuje się lepiej - opowiadali mi. Poszli do pasmanterii, kupili materiał. Nie wiedzieli jednak, gdzie mogą go zszyć.
- Spytaliśmy o to ekspedientkę. Kiedy ta dowiedziała się, po co nam flaga, nie tylko sama zszyła ją na zapleczu, ale nie wzięła nawet pieniędzy za materiał - mówili mężczyźni. Na fladze napisali wielkimi literami: "Jesteśmy z Tobą Ojcze".

* * *
Wieczorem, 2 kwietnia widziałam na Placu świętego Piotra ludzi wszelkich narodowości i wyznań. Każdy modlił się po swojemu. Niektórzy śpiewali pieśni, inni cicho powtarzali słowa modlitwy, jeszcze inni ocierali łzy. Ale czułam jedność. Czułam, że wszyscy stoimy tu, jako dzieci jednego Ojca. Miałam wrażenie, że jesteśmy tu po to, żeby nam wszystkim było lżej. Bo wszyscy boimy się pustki. Bo wszyscy - gdzieś głęboko w sobie - ciągle mamy nadzieję.
Nie odbierały jej nawet informacje, które dochodziły z Watykanu. Po południu rozeszła się nieoficjalna wiadomość, że stan papieża bardzo się pogorszył. Że nie pomaga mu już aparatura medyczna. Modliłam się i wpatrywałam w zapalone okna jago apartamentu. W pewnym momencie zobaczyłam trzy czerwone błyski. Zaczęłam się bać.

* * *
Kiedy tuż przed godziną 22 na plac wyszło 36 kardynałów, domyślaliśmy się tego, co się stało. Ludzie zaczęli odmawiać różaniec. Wszyscy skupieni i nieruchomi. Nie wytrzymałam. Musiałam ma chwilę odejść. Łzy same cisnęły się do oczu. Nie potrafię opisać tego, co w tym momencie czułam...
Potem duchowny z Watykanu zaintonował włoską pieśń żałobną: "Niech aniołowie zabiorą cię do raju". Kiedy się skończyła, jeden z kardynałów powiedział: Ojciec Święty Jan Paweł II wrócił do domu Swojego Ojca.
Zapadła głęboka cisza. Ludzie padli na kolana. Zapanował przerażający chłód. Zaczęłam się trząść. Ale nie tylko ja. Wszyscy wokół mnie byli skuleni z zimna i uczucia straszliwej pustki.

* * *
Po podaniu przez media informacji o śmierci papieża, na plac zaczęło przychodzić mnóstwo ludzi. Milczący, z liliami, różami lub świeczkami w ręku. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Mówili, że nie wierzą w to, że Ojciec Święty nie żyje, że są jak niewierni Tomaszowie, uwierzą dopiero, jak zobaczą ciało.
Ale kiedy wyszłam z milczącego Watykanu, odniosłam wrażenie, że Rzym wygląda jak miasto rewolucji. Korki, karetki na sygnale, wokół pełno gwardii. Musiałam iść pięć kilometrów, żeby się stamtąd wydostać.
Im dalej od Placu świętego Piotra, tym mniej skupienia. Tej nocy widziałam tłumy ludzi stojących pod dyskotekami i wypełnione po brzegi puby. Miasto żyło swoim życiem. Może nie wszyscy wiedzieli o tym, co się stało, może nie chcieli wiedzieć, może to wszystko przeżywali inaczej...

* * *
Takie tłumy, jak w niedzielę, widziałam pierwszy raz w życiu. Jechałam z rzymskiego mieszkania na mszę na Placu świętego Piotra. Ledwo wcisnęłam się do metra. Było całkowicie zapchane. Wszyscy wychodzili na tej samej stacji - Watykan. Tu ściągały pielgrzymki ze wszystkich stron.
Weszłam w tłum. Był spokojny, ale nie mogłam iść ani wolniej, ani szybciej. Musiałam kroczyć tym samym rytmem co inni. Szliśmy w skupieniu, jak bezradne dzieci, które nie potrafią poradzić sobie z tym, co się stało.

* * *
Na początku mszy świętej w apartamencie Ojca Świętego ktoś otworzył okiennice. Zaczęłam wytężać wzrok, żeby coś dojrzeć. Zobaczyłam tylko czarne tło. Pomyślałam, że w tym oknie już nigdy nie pojawi się Jan Paweł II, nasz papież...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny