Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straż graniczna zatrzymuje przemyt, narkotyki i ludzi. Mandat za wejście na pas graniczny.

Wojciech Wojtkielewicz
Wśród 1800 funkcjonariuszy straży granicznej 300 to kobiety. Jedną z nich jest Wioleta Szwedko, na zdjęciu z Marcinem Sroką
Wśród 1800 funkcjonariuszy straży granicznej 300 to kobiety. Jedną z nich jest Wioleta Szwedko, na zdjęciu z Marcinem Sroką Wojciech Wojtkielewicz
Straż graniczna wystawi mandat na 500 zł za wejście na pas graniczny. Papierosy, alkohol, ale też radioaktywne banknoty, kradzione samochody, święte księgi judaizmu i nielegalnych imigrantów zatrzymują na granicy podlascy funkcjonariusze straży granicznej.

Największe przemyty na granicy w Budzisku:

Największe przemyty na granicy w Budzisku:

13 czerwca 2003 r. - 6 130 gramów amfetaminy o wartości 613 tys. zł
10 sierpnia 2006 r. - 7 990 tys. sztuk papierosów o wartości 2 277 150 zł
28 marca 2007 r. - 4 089 800 sztuk papierosów o wartości 1 177 516, 50 zł
5 sierpnia 2008 r. - 10 420 tys. sztuk papierosów o wartości 3 516 750 zł
12 października 2009 r. - 7 999 800 sztuk papierosów o wartości 2 299 942, 50 zł

W tym roku służba ta obchodzi jubileusz 20-lecia.

Jurij Ustimenko polską granicę przekroczył w maju 2002 roku. Jego historię dobrze pamiętają podlascy pogranicznicy. Rosjanin był w Polsce przejazdem. Uciekał z Estonii, chciał dotrzeć do Francji, by tam wstąpić do Legii Cudzoziemskiej. Kiedy straż graniczna zatrzymała go na dworcu autobusowym w Suwałkach, nie stawiał oporu. Podał funkcjonariuszom fałszywe nazwisko. Nie posiadał żadnych dokumentów. Miał za to przy sobie broń i naboje. Szybko trafił do aresztu.

- Na początku nie mieliśmy pojęcia, kto wpadł w nasze ręce. Dopiero gdy rozesłaliśmy do innych służb zdjęcia i odciski palców zatrzymanego, okazało się, kim naprawdę był Rosjanin - opowiada jeden z funkcjonariuszy.

Z informacji przesłanych z Estonii jasno wynikało, że 21-letni mężczyzna był groźnym przestępcą, poszukiwanym listem gończym. Razem z kolegą dokonał co najmniej siedmiu napadów z bronią w ręku. Bandyci zabili pięć osób, pięć innych zranili. Trzykrotnie podkładali bomby w Tallinie. Dwie z nich eksplodowały, powodując znaczne straty materialne.

Jurij Ustimenko został skazany na dożywocie, jako najmłodszy przestępca w historii Estonii. Za jego złapanie podlascy pogranicznicy: st. szer. Grzegorz Piasecki i kpr. Bogdan Sewastianowicz dostali nagrodę i medale od estońskiej policji.

Straż Graniczna już dwadzieścia lat strzeże granicy

Program wtorkowych uroczystości:

Godz. 9.30 - nabożeństwo w cerkwi św. Mikołaja
Godz. 11 - msza św. w katedrze pw. Wniebowzięcia NMP
Godz. 12.30 - apel na Rynku Kościuszki i pokaz musztry paradnej w wykonaniu Orkiestry Reprezentacyjnej Straży Granicznej
Godz. 14.30 - piknik z mundurem na placu wokół ratusza

To głośne zdarzenie najlepiej oddaje jak zaskakująca bywa praca strażnika. We wtorek straż graniczna będzie obchodzić jubileusz 20-lecia. Formację powołała do życia ustawa z dnia 12 października 1990 r., a jej funkcjonowanie rozpoczęło się 16 maja 1991 roku, kiedy formalnie przestały istnieć Wojska Ochrony Pogranicza.

- Przez ten czas nasza służba bardzo się zmieniła - mówi mjr. Anna Wójcik, rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.

Podlascy pogranicznicy jeszcze długo przed wejściem do Unii Europejskiej przygotowywali się do tego, że granica z Białorusią będzie zewnętrzną granicą wspólnoty. System zaczęto więc zagęszczać. Tworzono nowe placówki. Teraz każda z jednostek ochrania około 20 kilometrów granicznego pasa.

Dziś straż graniczna może się pochwalić najnowocześniejszym sprzętem. I tak w Podlaskiem pracują: śmigłowiec, samolot, łodzie patrolowe, quady czy skutery śnieżne. Od kilu lat mamy też tzw. schengenbusy, czyli mobilne biuro do kontroli granicznej. Na przejściach są specjalistyczne urządzenia do wykrywania cząsteczek narkotyków i środków wybuchowych nawet na poziomie molekularnym oraz microsearch - detektor, który wykrywa bicie serce ludzi ukrywających się np. w tirach.

Zmienił się także wygląd strażników. Pogranicznicy pamiętają jeszcze wiekowe mundury w odcieniach szarości, które nosili w początkach służby, podobne do tych używanych przez wojsko. Teraz mundury są zielone, mają inny krój i szyje się je z innego materiału. Nakrycia głowy też się zmieniły.

- Były bejsbolówki, berety. Obecnie są czapki garnizonowe na oficjalne okazje i kepi do munduru polowego - mówi mjr. Anna Wójcik.

Zwiększyły się uprawnienia pograniczników. Mogą kontrolować ludzi nie tylko w pasie przygranicznym, ale w całym kraju, zatrzymać każdy podejrzany samochód i wylegitymować podróżnych. Zajmują się terroryzmem i sprawdzają legalność zatrudnienia cudzoziemców.

Od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej i strefy Schengen nasi funkcjonariusze strzegą też granic innych państw. W tym roku kilkudziesięciu z nich zostało oddelegowanych do Grecji, by pilnować granicy z Turcją. Mają pomóc tamtejszym służbom w utrzymaniu porządku.

Radioaktywne banknoty, przemycane dzieci

Ale także praca w kraju często stawia przed nimi nietypowe wyzwania. Tak było na przykład w Bobrownikach przed kilku laty. Granicę chciała przekroczyć niepozorna Rosjanka. Kontrolę podstawową przeszła bez problemu. Tym większe było zdziwienie pograniczników, gdy usłyszeli sygnał z bramki wykrywającej promieniowanie. Co się okazało, kobieta miała w kieszeni radioaktywny banknot studolarowy. Zmierzona przez urządzenie dawka była trzykrotnie większa niż dopuszczalna norma.

Straż natychmiast zabezpieczyła pieniądze i bagaż. Na granicy pojawili się specjaliści z warszawskiego Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej. Do skażenia posterunku i funkcjonariuszy nie doszło, ale badania potwierdziły, że banknot był pokryty tantalem.

Innym razem nietypowy przemyt ujawnili funkcjonariusze w Budzisku. Był czerwiec 2004 roku. Mundurowi postanowili skontrolować ciężarowe volvo kierowane przez Litwina. Na skrzyni między paletami odkryli schowane dziecko. Chłopiec był synem kierowcy. Ojciec usiłował wywieźć go za granicę, omijając kontrolę graniczną, bo nie miał wymaganej przez prawo zgody matki. Strażnikom tłumaczył, że chciał dziecku pokazać, jak wyglądają inne kraje.

- Przez te lata udaremniliśmy przemyt bursztynu, świętych ksiąg judaizmu, zabytkowych mebli - wylicza mjr. Anna Wójcik. - Zdarzyło się też, że jeden z podróżnych wiózł w reklamówce 44 tysiące dolarów. Inny próbował przez granicę przewieźć kradzionego bentley'a. Samochód był wart około 650 tysięcy złotych.

Po zdjęcie na Białoruś

Nie wszystkie zatrzymania są tak spektakularne. Dużą część pracy, zwłaszcza na granicy wzdłuż Białorusi, przysparzają pogranicznikom nie przemytnicy, a mało zdyscyplinowani turyści. Tak jest na przykład w okolicach Narewki.

Tu granica państwa to właściwie pas ziemi. Żadnych płotów, murów, tylko znaki z informacją. Jednak według prawa mogą tam wchodzić jedynie pogranicznicy. A zdarza się, że odwiedzający te strony osoby podchodzą, by zrobić sobie atrakcyjne zdjęcie przy białoruskim słupku.

- I zostawiają ślady. W takich wypadkach musimy wszcząć postępowanie i ustalić, kto przekraczał granicę - mówi kpt. Marek Dziubański, komendant placówki Straży Granicznej w Narewce.

Zdarzyło się, że takiego nielegalnego turystę straż wykryła dzięki jednemu z popularnych serwisów społecznościowych. Właściciela śladów zostawionych na wyłączonym z ruchu pasie pogranicznicy szukali już dłuższy czas. Było widać wyraźnie, że ktoś podszedł do białoruskiego słupka, a potem zawrócił na polską stronę. Sprawdzano więc pobliskie wioski i gospodarstwa agroturystyczne. Bez skutku. Pomógł dopiero internet. Turysta zamieścił swoje zdjęcie zrobione tuż obok granicznego słupka na portalu. Obok było imię, nazwisko i data zrobienia zdjęcia.

- Nie potrzebowaliśmy lepszych dowodów - uśmiecha się komendant.

Za wejście na pas graniczny grozi mandat, nawet 500 złotych. Jednak to nie jedyna kara. Jeśli kogoś zatrzymają białoruskie służby skutki mogą być poważniejsze. Pogranicznicy z Narewki pamiętają parę rowerzystów, którzy latem przypadkowo przekroczyli granicę. Rowery, a z nimi też dokumenty młodzi ludzie zostawili po polskiej stronie. Sami piechotą przeszli na stronę białoruską. I oczywiście trafili w ręce tamtejszych strażników. Bez dokumentów i znajomości języka mieli spore trudności z wytłumaczeniem oficerom, jak się tu znaleźli. Zanim sprawę udało się wyjaśnić, spędzili dwa dni w białoruskim areszcie. W dość nieprzyjemnych warunkach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny