Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Salmonowicz: Kryminał to dobra literatura

Z prof. Stanisławm Salmonowiczem, historykiem prawa i miłośnikiem powieści kryminalnych, rozmawia Adam Willma
Prof. Stanisław Salmonowicz
Prof. Stanisław Salmonowicz
Mam dwóch ulubionych bohaterów: komisarz Maigret z powieści Simenona i prywatny detektyw Philip Marlowe z kryminałów Chandlera. Mam też sentyment do Sherlocka Holmesa.

Czy to wypada, żeby tak poważny uczony zaczytywał się kryminałami?

- Od najmłodszych lat czytałem wszystko, co wpadło mi do ręki, a książek wówczas brakowało, zwłaszcza w czasie okupacji i po II wojnie. Klasyków wszystkich z grubsza przeczytałem, a o kryminały było najłatwiej. Do kryminałów ciągnęło mnie też dlatego, że jestem historykiem prawa karnego. Wymyślone historie kryminalne korespondowały z moją pracą naukową.

Kryminały stoją u pana na jednej półce z klasyką?

- Wiele kryminałów oddałem, bo nie mam już gdzie trzymać książek. Kilkanaście najlepszych jednak sobie zostawiłem, bo czasem do nich wracam. Owszem, zwykle kryminały są stawiane w tym samym rzędzie, co melodramaty, co jest niesprawiedliwe, bo dobrze napisany kryminał bije na głowę sentymentalne historyjki o miłości. Wymaga wielkiej pomysłowości i doskonałej znajomości realiów, w których dzieje się akcja. Niektóre z nich to naprawdę wielka literatura. Zresztą przyznam szczerze, że z upływem czasu coraz mniej interesuje mnie literatura współczesna, której wcześniej czytałem bardzo wiele. Te wszystkie osobiste historie, a zwłaszcza książki pań, które lubią rozpisywać się o anatomii ciała ludzkiego specjalnie mnie nie bawią. W ten sposób, w ciągu ostatnich kilkunastu lat stałem się specjalistą od światowej literatury kryminalnej.

Wróćmy do początków. Od jakiej zbrodni się zaczęło?

- Tuż po wojnie czytałem głównie kryminały przedwojenne. Popularnym autorem w tamtych czasach był Adam Nasielski, ale z wypiekami na twarzy czytało się przede wszystkim Antoniego Marczyńskiego, który mieszał treści kryminalne z wątkami erotycznymi. Oczywiście dziś uznalibyśmy go za autora niemal pruderyjnego.

Po jakie kryminały sięga pan dzisiaj?

- Odrzucam z założenia literaturę sensacyjną, która usiłuje opowiadać o walce wywiadów, nie czytam historyjek w rodzaju Jamesa Bonda. Godna uwagi literatura kryminalna zajmuje się zbrodniami typu prywatnego i stroni od spraw politycznych. Poza tym autor dobrych kryminałów musi miećć dwie cechy: musi być nieskazitelnie logiczny, tak, aby zakończenie nie było wydumane i zachowywać absolutny realizm w szczegółach. Jeśli akcja dzieje się w Ameryce lat 80., to wszystkie elementy muszą być dokładnie osadzone w tamtym czasie.

Te wymogi spełnia Agata Christie.

- Nigdy nie byłem miłośnikiem Agaty Christie, bo przesadzała w schematyczności swoich utworów (co jest rzeczą częstą również u dzisiejszych pisarzy). Nie cierpiałem też jej głównego bohatera - francuskiego detektywa Herkulesa Poirot. Zawsze mnie denerwował.

Kto był pana bohaterem?

- Mam dwie takie ulubione postaci. Jedną jest komisarz Maigret z powieści Simenona, drugą prywatny detektyw Philip Marlowe z kryminałów Chandlera.

Prawdziwy Francuz i Amerykanin z krwi i kości.

- Po zejściu ze sceny wielkich autorów brytyjskich, największe powieści kryminalne powstawały głównie w Stanach Zjednoczonych. Za mistrzów uważam Raymonda Chandlera, a wśród autorów młodszej generacji Harlana Cobena. Ważną autorką jest dla mnie również Dorothy Uhnak, była policjantka nowojorska.

A gdzie Sherlock Holmes?

- To już prehistoria! Ale mam do niego sentyment. Otóż w 1970 roku (prof. Salmonowicz spędził wówczas cztery miesiące w areszcie jako podejrzany o działalność opozycyjną - red.] dałem się fatalnie zaskoczyć bezpiece. Warszawska taksówka, która na mnie mrugała okazała się autem SB. Siedząc w więzieniu przypomniałem sobie, że przecież Sherlock Holmes ostrzegał swojego powiernika Watsona, aby ten zawsze wsiadał do trzeciej dorożki, bo dwie pierwsze mogą być podstawione. Ale gdzie w tamtych czasach można było znaleźć trzy wolne taksówki!

Arthur Conan Doyle to oczywiście klasyka gatunku, którą zawsze czyta się z przyjemnością, ale wolę autorów współczesnych, bo czytając dobre kryminały, głównie te amerykańskie, otrzymuje się prawdziwy obraz dzisiejszej Ameryki. I to w detalach: "Spojrzałem na jego garnitur. Jakieś 110 dolarów, gotowy". Szefowie gangów noszą garnitury szyte na miarę, (w zależności od epoki) od 600 dolarów. Osobny rozdział w kryminałach stanowią opisy butów. O alkoholach nie wspomnę. W kryminałach można znaleźć doskonałe opisy różnic pomiędzy dzielnicami Nowego Jorku, Los Angeles czy Miami.

A jak oczami specjalisty patrzy pan na realia prawne w książkach?

- Często jest to bardzo prawdziwy obraz, w którym rola adwokata czy sędziego oddana jest bardzo trafnie. Może jedynie amerykańska policja jest przedstawiana w powieściach kryminalnych w przejaskrawiony, krzywdzący sposób. Skądinąd o amerykańskim systemie prawnym jestem fatalnego zdania. Jedyną zaletą ich procedury karnej jest niezwykła szybkość postępowania sądowego.

Wiele amerykańskich kryminałów wydanych zostało już w czasach PRL. Jak wówczas się je odbierało?

- Władza dopuszczała amerykańskie kryminały, chyba przede wszystkim ze względu na ten obraz policji. W wielu powieściach głównym bohaterem jest szlachetny detektyw, który po latach zwolnił się z policji, w której co drugi bierze łapówki. To było na rękę naszym dygnitarzom.

W PRL kryminały również szybko zdobyły rynek. Zaczytywał się pan w serii z kluczykiem?

- Czytałem zwłaszcza w czasie wakacji czy pobytów w sanatorium, gdzie biblioteki były skromne. Większość tej literatury była na marnym poziomie, a przede wszystkim nijak się miała do realiów polskiej milicji, które miałem okazję poznać, gdy pracowałem krótko jako sędzia. Zbyt wiele błędów ortograficznych musiałem poprawiać w milicyjnych protokołach, abym miał się wciągnąć w akcję milicyjnych powieści. Ale zdarzały się wyjątki. Fenomenem były kryminały Joe Aleksa. Pod tym pseudonimem pisał Maciej Słomczyński, poeta i wspaniały tłumacz Szekspira. Kryminały Aleksa dzieją się w środowisku arystokratycznej Anglii, z którym Słomczyński miał do czynienia w czasie wojny i które przedstawił w bardzo przekonujący sposób. Do tego mają jeszcze jeden walor - są napisane z nieprzepartą logiką.

A co z nowymi polskimi autorami?

- Pojawiło się kilku bardzo dobrych autorów, między innymi Marek Krajewski. Ale moje ulubione kryminalne historie rozgrywają się w Stanach Zjednoczonych,

Sądząc po pana bibliotece - również we Francji.

- Ściślej mówiąc z Paryżu. Przepadam za powieściami Georges Simenona, autora nie przez wszystkich lubianego. Kryminały z komisarzem Maigretem są ciekawe nie tyle ze względu na intrygę. Klimat i obyczajowość Paryża, którą w nich umieścił odmalowane zostały w sposób niesamowicie prawdziwy, co czuć zwłaszcza gdy czyta się je w oryginale. W Paryżu byłem wiele razy i czuję się tam lepiej niż w Warszawie, więc powieści Simenona mają dla mnie szczególną wartość emocjonalna.

Co jeszcze nowego można wymyślić w dziedzinie zbrodni i występku? Czy po tylu latach kryminały nie zaczęły pana nudzić?

- Zwłaszcza w kryminałach amerykańskich pojawia się pewien schematyzm. Wśród książek tłumaczonych na język polski śladami Chandlera i Cobena idzie co najmniej 10 autorów. Są to zwykle powieści na niezłym poziomie, ale ile można wykorzystywać ten sam schemat? Bohaterem jest podstarzały, wypalony, znudzony życiem detektyw po kłopotach rodzinnych. Człowiek ten nigdy nie ma czasu zjeść porządnie, w jego lodówce spleśniało wszystko oprócz whisky i piwa w puszce. Nasz bohater jest zwykle człowiekiem zadłużonym, trochę otępiałym od wieloletniej walki z przestępczością, ale zachowuje jednak hobby świadczące o aspiracjach intelektualnych: w długiej podróży puszcza "Aidę", powtarza cytaty z Szekspira (co świadczy o tym, że jak na Amerykanina jest człowiekiem wysoce wykształconym), ewentualnie może słuchać starego jazzu, a w ostateczności klasycznego bluesa. Czasem o tych aspiracjach detektywa świadczy kilka reprodukcji Chagalle`a w domu. A więc pod grubą skórą łapacza najwstrętniejszych wyrzutków społeczeństwa ukrywa się osoba delikatna i wrażliwa.

Druga, nieznośna fala schematyzmu nadeszła wraz z najnowszą falą powieści kryminalnej. Mnóstwo tu wulgaryzmów i scen łóżkowych, które nie posuwają naprzód intrygi kryminalnej. W ogóle sceny łóżkowe zajmują coraz więcej miejsca w kryminałach. Pewnie jest to obliczone na zwiększenie poczytności, ale na jakość literatury to się nie przekłada.

Może dlatego, że ci pisarze kończą dziś te same szkoły pisania.

- I wielka szkoda! Najlepszą literaturę amerykańską tworzyli ci, którzy sami sporo przeżyli.

W ostatnich latach pojawiła się fala kryminałów rosyjskich.

- Owszem, zacząłem je czytać, ale interesowało mnie głównie to, jak można pisać o rosyjskim systemie policyjno-sądowym 20 lat po upadku komunizmu. Ciekawie to przedstawia Aleksandra Marinina, która jednoznacznie daje do zrozumienia, że są rzeczy przekraczające możliwości rosyjskiego oficera policji. Innymi słowy pozostały stare układy. Fala dobrych kryminałów napłynęła do nas ze Szwecji. To niezwykle ciekawe zjawisko, że w krajach tak nudnych na co dzień, powstają książki o tak wyrafinowanych zbrodniach.

Jako historyka pociąga pana kryminał historyczny?

- Nie bardzo, bo na ogół jest to pójście na łatwiznę. Czytamy trochę książek historycznych o aferach trucicielskich we Francji czy o Włoszech w epoce Borgiów. I mamy już gotową osnowę, do której dorabiamy trochę treści.

Od czego powinni zacząć ci, którzy jeszcze nie rozsmakowali się w powieści kryminalnej?

- Oczywiście od "Długich pożegnań" Chandlera. Jeśli miałbym na bezludną wyspę zabrać tylko jeden kryminał, to byłaby właśnie ta książka. Za najlepszą powieść Cobena uważam "Nie mów nikomu". Polecam naturalnie francuskie powieści Simenona, ale jest też inny francuski autor godny najwyższej uwagi - Jean-Claude Izzo. Ten były dziennikarz śledczy wszystkie swoje powieści umieścił w Marsylii, stanowiącej centrum dla gangsterów z różnych zakątków świata. Oprócz znakomitej intrygi jest w jego książkach dodatkowa wartość. Bohater Izzo w chwilach wolnych od ścigania przestępców niesłychanie smakowicie jada, co opisano w bardzo plastyczny sposób. Dla miłośników kuchni francuskiej, do których się zaliczam to doskonała lektura. Gdy chodzi o realizm intrygi kryminalnej, najwyższe poziomy osiąga Dorothy Uhnak w powieści "Śledztwo". A jeśli ktoś rozpoczyna przygodę z kryminałem, dobrym wstępem będą powieści Joanny Chmielewskiej. Jej ironiczno-dowcipny styl jest dla mnie trochę nieznośny, ale na plażę jest to świetna, napisana z nerwem lektura.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny