Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siedem dni, które wstrząsnęły ludźmi z Barszczańskiej

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Nie odpuścimy - mówi rodzina Pawła Klima. Chory na schizofrenię 34-latek zmarł w szpitalu dwa dni po interwencji policji w jego mieszkaniu. I choć wstępne wyniki sekcji zwłok nie podają przyczyny śmierci, przy ul. Barszczańskiej chyba wszyscy myślą: zawiniła policja. Czy tak było w rzeczywistości - wyjaśni prokuratura w Olsztynie. To krajobraz po wydarzeniach, które oglądała cała Polska.

Każda śmierć jest przedwczesna. Każda śmierć jest zaskakująca - takimi słowami pożegnał w środę Pawła Klima ksiądz odprawiający mszę żałobną. Nabożeństwo i cała ceremonia przebiegły spokojnie, w zadumie, z szacunkiem dla zmarłego. Choć tak naprawdę w sercach i głowach mieszkańców ul. Barszczańskiej jest jeszcze wiele złości, gniewu, pytań. Czy tak się musiało stać? Co będzie dalej? No i przede wszystkim: kto zawinił śmierci Pawła?

- Chyba dopiero teraz do mnie tak naprawdę dotarło, co się stało. Teraz dopiero uwierzyłem, że Paweł naprawdę nie żyje - mówił dzień wcześniej, przed domem pogrzebowym Przemysław Klim, brat zmarłego.

- Musimy to wyjaśnić. Nie zostawimy tego tak. Winni za śmierć naszego brata muszą odpowiedzieć za swoje czyny - dodawała siostra Pawła i Przemysława - Ewa.

Jak bardzo trzeba skopać...

Paweł Klim mieszkał przy ulicy Barszczańskiej. Jak mówią jedni, to specyficzne osiedle. Inni nazywają je trudnym. Jeszcze inni nie przebierają w słowach: slamsy, patologia - to najłagodniejsze z określeń.

- No tak, nikt tu nie jest idealny - przyznają mieszkańcy. - Ale pokażcie mi osiedle, na którym wszystko jest ok! Większość z nas pracuje, dbamy o dzieci, o nasze domy. Nie pozwolimy, by jak getto traktowali nas inni mieszkańcy Białegostoku! Nie pozwolimy źle się traktować policji. Policjanci naprawdę się na nas uwzięli! - denerwuje się młody mężczyzna.

To właśnie policji najwięcej mają do zarzucenia mieszkańcy ul. Barszczańskiej.

Zwłaszcza teraz, po tragedii, jaka wydarzyła się tydzień temu na tym osiedlu.

W czwartek 7 kwietnia na Barszczańską przyjechało pogotowie. Wezwała je konkubina Pawła Klima. Nie było tajemnicą, że 34-latek choruje na schizofrenię. Pogotowie do jego domu przyjeżdżało w miarę regularnie. - Gdy Paweł uznawał, że lepiej się czuje, przestawał brać leki - przyznaje Przemysław. Zajmuje z rodziną mieszkanie w tym samym bloku, w którym mieszkał też jego brat.

Niestety, to przynosiło skutki w postaci pogorszenia się jego stanu zdrowia. - Widzieliśmy, że kiedy z Pawłem zaczyna być gorzej. Był nerwowy, niespokojny. Potrafił w środku nocy przyjść i poprosić o papierosa. Pił wtedy kawę za kawą. Alkoholu nie - zastrzega. - Można sprawdzić w kościele, że co roku, co dwa odnawiał przysięgę, że nie będzie pić.

Bywało, że Paweł nawet sam wzywał pogotowie. Jednak tym razem zrobiła to jego konkubina. - Raz apatyczny, raz pobudzony - mówiła. Ratownicy uznali, że Paweł jest pod wpływem alkoholu (nie potwierdziły tego późniejsze badania). Wezwali policję. Ta przyjechała, gdy 34-latek był na balkonie. To tam rozegrał się dramat.

- Usłyszałam straszny hałas. Od razu pomyślałam: To u Pawła! - opowiada Małgorzata Korolczuk, bratowa 34-latka.

Od razu pobiegła do mieszkania Pawła. - Była tam już chmara policjantów. Nie wpuścili mnie. Choć krzyczałam, prosiłam, błagałam. Przecież ja wiem, jak z nim rozmawiać, znam na niego sposoby! U niego działało tylko jedno - spokój - jednak Małgorzata Korolczuk przez wiele dni od tego wydarzenia sama nie mogła się uspokoić. Zaraz pod drzwi zbiegli się inni sąsiedzi. Widzieli, jak sanitariusze wbiegają na górę z tlenem, ze sprzętem do reanimacji.

- W końcu policjanci otworzyli drzwi - kontynuuje opowieść. - Pytałam: co mu jest?! Usłyszałam tylko: czynności życiowe wróciły.

Pani Małgorzata wyjmuje komórkę. Pokazuje zdjęcie. Nieprzytomny mężczyzna z opuchniętą głową leży na noszach: - Zobaczcie, jak Paweł wyglądał, gdy go wynosili!

Znajomi Pawła też opowiadają o tym wydarzeniu. To było późne popołudnie, wiele osób było więc na podwórku. Z dołu obserwowali, co dzieje się na balkonie w mieszkaniu Pawła.

- Zaje... naszego kolegę! - do dziś nie mają wątpliwości, że zawinili policjanci.

- Ta s..a oparła się o barierki i kopała Pawła w głowę - opowiadają o policjantce.

- Podnosili go za szyję. Udusili!

Ktoś nagrał filmik, wrzucił go do sieci. Widać na nim siedzącego na balkonie Pawła, interweniujących policjantów.

A Paweł w tym czasie walczył o życie w szpitalu... - Nadal tak miał spuchniętą głowę, że cały czas obłożona była lodem - mówi Małgorzata Korolczuk. - Lekarze mówili, że stan neurologiczny Pawła jest fatalny. Że nie ma szans, by w pełni powrócił do zdrowia.

Paweł zmarł w sobotę.

„Je... policja zabiła Pawła” - od razu pojawiły się napisy na okolicznych blokach. Pod balkonem Pawła i z drogiej strony bloku, przy wejściu na klatkę schodową, zapłonęły znicze. Mieszkańcy byli wściekli. Wyszli na ulice. Czas pierwszej żałoby chcieli spędzić razem. Poza tym - zależało im, żeby wszyscy zobaczyli, co się u nich dzieje.

- Jak bardzo trzeba skopać człowieka, żeby go zabić? - zastanawiali się

- Przecież to był dobry, spokojny człowiek, muchy by nie skrzywdził - opowiadał o mężczyźnie znajomy.

Mieszkańcy nie przebierali w słowach. Opowiadając o policji, używali najgorszych epitetów. Ale nie tylko funkcjonariuszy obwiniali o śmierć Pawła. - To ta s..a! - mówili o konkubinie Pawła. Z ich opowieści wynika, że kobieta wykorzystywała Pawła finansowo i manipulowała nim. - Podobno człowiek chory na schizofrenię jest łatwowierny - mówi Małgorzata Korolczuk.

A sąsiedzi opowiadają swoją wersje wydarzeń: - Następnego dnia Paweł miał dostać rentę. Ta k... zabrała mu resztkę pieniędzy, kartę do bankomatu i zamknęła na balkonie. Wezwała pogotowie, bo chciała się go pozbyć na czas, gdy będzie wydawała jego kasę. Często tak robiła.

W tą wersję wierzy również rodzina. - Po śmierci Pawła poszłam do tej kobiety po jego rzeczy. A ona mi mówi, że jego ostatnią wolą było, żeby karta do bankomatu została u niej - opowiada Ewa Klim, siostra Pawła.

Mieszkańcy Barszczańskiej odgrażają się, że nie darują konkubinie. Dlatego jeszcze w sobotę pod eskortą policji wraz z dziećmi opuściła mieszkanie. Gdzie pojechała - nie wiadomo. Podobno w bezpieczne miejsce. - Ta k... nie ma już tu powrotu. Własnoręcznie ją zaje... - nadal odgrażają się mieszkańcy.

To trzeba wyjaśnić

W sobotę przy Barszczańskiej interweniowała policja. Kilka osób odwieziono na izbę wytrzeźwień. - Spotykamy się jutro - rozchodząc się umawiali się sąsiedzi.

W niedzielę spotkało się około 200 osób. Spod bloku Pawła wyruszyli pod komisariat. - Policja! Mordercy! Wróg numer jeden - krzyczeli po drodze. Pod komisariatem manifestującym już całkiem puściły nerwy. - Zabiliście, ku..., naszego kolegę! - krzyczał jeden z mężczyzn. - Teraz nałożyliście kaski! Tacy odważni jesteście? Niech któryś go zdejmie i przyjdzie tu na solówę!

- Niech ktoś nam wyjaśni, co się stało! Dlaczego Paweł nie żyje? Dlaczego go zabiliście?! - pytał inny. W stronę policji poleciały najpierw jajka i ziemniaki, później kamienie i butelki. Zatrzymano ponad 20 osób.

W poniedziałek rodzina apelowała już o spokój. - Nie potrzeba już więcej tragedii - mówiła Ewa Klim.

Tego dnia odbyła się sekcja zwłok. Nie dała odpowiedzi, dlaczego Paweł zmarł. Biegli stwierdzili, że potrzebne są dodatkowe badania toksykologiczne i histopatologiczne. Ujawniono tylko złamanie mostka i żeber, które według biegłych nastąpiły w wyniku reanimacji. W jamie czaszki nie było złamań ani krwiaków. Również na szyi Pawła nie było śladów świadczących, że był on duszony.

Śledztwo w sprawie interwencji policji przy ul. Barszczańskiej i ewentualnego przekroczenia uprawnień przez białostockich funkcjonariuszy będzie prowadzić Prokuratura Okręgowa w Olsztynie. Tak zdecydował w środę prokurator regionalny w Białymstoku. - Nie chcemy narazić się w przyszłości na ewentualne zarzuty stronniczości ze względu na to, że nasi prokuratorzy współpracują z białostockim garnizonem policji - tłumaczy jego rzecznik, prokurator Janusz Kordulski. O przejęcie lub przekazanie akt innej jednostce wystąpił szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe, która dotąd prowadziła postępowanie. Insp. Daniel Kołnierowicz, szef podlaskiej policji zapowiedział, że nie będzie migał się o odpowiedzialności za interwencję swoich podwładnych.

- Tę sprawę trzeba wyjaśnić. Chcemy wiedzieć, dlaczego Paweł nie żyje - mówią znajomi i rodzina 34-latka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny