Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samobójstwo? To niemożliwe!

Agnieszka Domanowska [email protected]
- Jeżeli okaże się, że było to zabójstwo, na pewno tego tak nie zostawimy - zapewnia Geniusz. - Będziemy na własną rękę szukać świadków tego zdarzenia. Nie darujemy tej śmierci. To nie do pomyślenia, żeby w centrum miasta ktoś zabił młodego człowieka. Takiego człowieka... - mówi  Michał Geniusz, właściciel sklepu i lecznicy dla zwierząt, gdzie pracował Łukasz.
- Jeżeli okaże się, że było to zabójstwo, na pewno tego tak nie zostawimy - zapewnia Geniusz. - Będziemy na własną rękę szukać świadków tego zdarzenia. Nie darujemy tej śmierci. To nie do pomyślenia, żeby w centrum miasta ktoś zabił młodego człowieka. Takiego człowieka... - mówi Michał Geniusz, właściciel sklepu i lecznicy dla zwierząt, gdzie pracował Łukasz. Bogusław F. Skok
Mamo, stoję na przystanku i czekam na autobus. Jestem na Lipowej. Niedługo będę w domu - to były ostatnie słowa, jakie powiedział do matki przez telefon Łukasz O. Była środa, godzina 22. Kilka minut przed północą przechodzień znalazł Łukasza w kałuży krwi. Już nie żył.

Łukasz, młody pełen życia i nadziei chłopak, jak co dzień wracał z pracy. Wstąpił do apteki, aby wykupić lekarstwa nieuleczalnie chorej matce.
- Zadzwoniłam do niego na komórkę. Rozmawiał ze mną normalnie, jak gdyby nigdy nic. Czekałam na niego. Nie wracał. Dzwoniłam jeszcze kilka razy, ale komórka już nie odpowiadała - płakała wczoraj Dorota, matka Łukasza.

Czekamy na wyniki sekcji

Mężczyzna, który znalazł Łukasza, natychmiast wezwał policję i pogotowie. Niestety, było już za późno. Chłopiec juz nie żył. Leżał przed klatką schodową wieżowca na rogu ulic Krakowskiej i Kalinowskiego.
- Stwierdziliśmy zgon. Chłopak miał złamaną podstawę czaszki - mówi Halina Radziszewska, lekarz pogotowia ratunkowego.
- Po północy przyszli do mnie policjanci, powiedzieli, że moje dziecko nie żyje. Pytali, czy mógł popełnić samobójstwo. Mówili coś o rusztowaniach, z których mógł skoczyć - opowiada matka Łukasza. - To było złote dziecko, nigdy by mi tego nie zrobił.
Byliśmy wczoraj w miejscu, gdzie znaleziono martwego chłopaka. Na chodniku są jeszcze ślady jego krwi. Niestety, ani mieszkańcy, ani pracownicy okolicznych sklepów nic nie wiedzieli o zdarzeniu. Blok jest remontowany i stoją tam rusztowania. Czy Łukasz popełnił samobójstwo? Czy ktoś go zepchnął z rusztowań? Czy został śmiertelnie pobity?
- Czekamy na wyniki sekcji zwłok. Rozpoczęliśmy śledztwo, sprawdzimy każdy możliwy trop, przesłuchamy świadków - zapewnia nadkomisarz Andrzej Baranowski z Zespołu Prasowego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Białymstoku.

Bał się ojczyma

Matka Łukasza kilkanaście lat temu po raz drugi wyszła za mąż za Serba. We trójkę wyjechali do Jugosławii. Niebawem urodziła się Martyna, siostra Łukasza, która dziś ma 11 lat.
- Łukasz wspominał pobyt w Jugosławii. Mówił, że to było piekło - opowiada Lilianna Serokin, znajoma chłopaka. - Ojczym bił i katował matkę i dzieci. Nie mogli tego znieść. Uciekli stamtąd bez dokumentów i papierów. Wrócili do Polski.
Jak twierdzą znajomi chłopaka, wielokrotnie podkreślał, że bał się ojczyma, który chciał odebrać córkę matce. Nieoficjalnie mówi się, że widziano go w przedszkolu, do którego chodziła Martyna. Znajomi chłopaka nie wykluczają, że to właśnie ojczym mógł przyczynić się do jego śmierci.
- Na pewno nie popełnił samobójstwa. Miał plany, chciał studiować. Wiedział, że matka jest ciężko chora i ktoś będzie musiał zająć się Martyną. W takiej chwili nie mógł tego zrobić - mówi Liliana Serokin.

Traktowałem go jak syna

Ostatni wieczór Łukasza

Łukasz O. pracował w sklepie zoologicznym przy ulicy Zwycięstwa. W środę o godzinie 20 zamknął sklep, pożegnał się ze swoim szefem. Wspomniał mu o swoich planach i studiach. Zaszedł jeszcze do lecznicy dla zwierząt, która mieści się tuż obok. Udał się na ulicę Lipową. Wstąpił do apteki i kupił mamie lekarstwa. Około godziny 22 stał na przystanku autobusowym na Lipowej. Odebrał telefon od zniecierpliwionej mamy. Zapewnił, że niebawem będzie w domu. Kilka minut przed północą ciało chłopaka przy ulicy Krakowskiej znajduje przypadkowy mężczyzna. Po północy lekarz pogotowia stwierdza zgon.

Łukasz O. przez ostanie cztery lata pracował w sklepie zoologicznym przy ulicy Zwycięstwa w Białymstoku. Był znany w środowisku lekarzy weterynarii i miłośników zwierząt. Wszyscy twierdzą, że był wspaniałym, energicznym chłopakiem z trochę niewyparzonym językiem. Jak twierdzi jego pracodawca, był najlepszym pracownikiem, jakiego miał. - Traktowałem go jak syna. Ten sklep to było jego królestwo. Nie musiałem się o nic martwić, nic załatwiać. Przez ostatnie lata sprawił, że ten sklep stał się jednym z najlepszych w mieście - mówi Michał Geniusz, właściciel sklepu i lecznicy dla zwierząt. - Nie mogę uwierzyć, że jego już nie ma. Siedzę na jego miejscu, łzy mi płynął z oczu i czekam... Czekam, kiedy przyjdzie, kiedy zadzwoni...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny