Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Są dzieci, które nie słyszą. Uczą się, bawią, tańczą. Tak jak wszyscy.

Magdalena Angelika Szymańska
Aneta Micewicz wśród swoich wychowanków ma dzieci zdrowe i niesłyszące. Pokazuje im, jak fascynujący jest otaczający je świat, jak dudni pociąg, jak dzwoni dzwonek do drzwi czy trąbi klakson samochodu. - Dzieci niesłyszące są bardzo zdolne - mówi. - Interesuje je wszystko. To nasze skarby.
Aneta Micewicz wśród swoich wychowanków ma dzieci zdrowe i niesłyszące. Pokazuje im, jak fascynujący jest otaczający je świat, jak dudni pociąg, jak dzwoni dzwonek do drzwi czy trąbi klakson samochodu. - Dzieci niesłyszące są bardzo zdolne - mówi. - Interesuje je wszystko. To nasze skarby. Fot. Wojciech Oksztol
Moja mama po tym, jak mnie urodziła, straciła słuch na jedno ucho. Kiedy na świat przyszła moja siostra, mama ogłuchła na drugie ucho.

Ciocia również nie słyszy. A ja za dwa tygodnie dowiem się, czy też będę musiała żyć tak, jak one. Jednak dla mnie głuchota to nie koniec świata. Gdybym miała wybierać spośród wszystkich kalectw, to wolałabym być głucha - mówi Aneta Micewicz.

Ma 30 lat, od dwóch dziurawą błonę bębenkową, wszystko przez niedoleczone zapalenie ucha. Właśnie szykuje się na operację. Jest szansa, że już wkrótce będzie w pełni słyszeć.

- Pamiętam, jak w ósmej klasie podstawówki poszłam odwiedzić w pracy moją siostrę i za nogi złapał mnie chłopczyk z zespołem Downa - wspomina. - Strasznie się go wystraszyłam. Krzyczałam, żeby mnie puścił. Jednak po wszystkim zaczęłam się zastanawiać, jak to jest pracować z takimi wyjątkowymi osobami. I w końcu właśnie wśród nich się odnalazłam. Od kilku lat uczę dzieci słyszące i niesłyszące w przedszkolu.

To pomaga jej w prowadzeniu zajęć, bo wśród swoich wychowanków ma nie tylko dzieci zdrowe, ale również i niesłyszące. Pokazuje im jak fascynujący jest otaczający je świat, jak dudni pociąg, jak dzwoni dzwonek do drzwi czy trąbi klakson samochodu.

- Dzieci głuche są naprawdę wspaniałe i bardzo mądre, a do tego doskonale dogadują się ze słyszącymi rówieśnikami - mówi Aneta. - Wystarczy, że spojrzą na dwa, trzy obrazki, a doskonale wiedzą, o czym jest bajka. Nie trzeba im ciągle migać. Wystarczy jeden gest, jedno ich spojrzenie, a orientują się w sytuacji i zadaniu. Mogą siedzieć do mnie tyłem, co jakiś czas się odwrócą i doskonale wiedzą, o co chodzi. Jednak najbardziej zadziwiające jest to, że dzieci głuche reagują na swoje imię. Wszystko dzięki resztkom słuchowym, które dzięki terapii pozwalają osobom całkowicie głuchym reagować na znane im dźwięki, na przykład imiona - podkreśla nauczycielka.

- Niedawno zadałam wszystkim zadanie - relacjonuje Aneta Micewicz. - Brzmiało tak: są trzy jednakowe parasolki. Bierzemy jedną kredkę i malujemy je tak, żeby każda parasolka była inna. Polecenie było słowne, bez tłumaczenia na język migowy. Spośród wszystkich dzieciaczków tylko jeden Pawełek, który jest całkowicie niesłyszący, zrobił zadanie poprawnie.

Aneta ma też ucznia, który pomimo swojej wady chodzi na zajęcia taneczne i zawsze jest stawiany jako wzór.

- Nie wiem do końca, jak on to robi, ale tańczył świetnie i ma doskonałe wyczucie rytmu - zastanawia się nauczycielka.

Opowiada, że łatwiej w życiu jest dzieciom, których rodzice również nie słyszą. Lżej im zaakceptować głuchotę i przyzwyczaić się do tego, kim są. Szybciej zapamiętują, rozumują, uczą się języka migowego.

Gorzej dzieje się w rodzinach mieszanych - gdzie dziecko nie słyszy, a rodzice tak.

Chłopczyk czy dziewczynka nie rozumieją, co się dzieje. Również rodzice nie potrafią pogodzić się z wyjątkowością ich dziecka. W różny sposób starają się wynagrodzić mu tę wadę. A trzeba spojrzeć na to przez inny pryzmat.

Inne dzieci z tym żyją

Pięcioletnia Oliwka słuch straciła w wieku trzech lat.

- Zachorowała na zapalenie ucha środkowego - wspomina pani Alicja, mama dziewczynki. - Prawie miesiąc spędziłyśmy w szpitalu. Dzień i noc ja albo mąż siedzieliśmy przy Oliwce. Na szczęście choroba zaczęła się cofać. Gdy myśleliśmy, że najgorsze już za nami, Oliwka zaczęła się dziwnie zachowywać. Przestała reagować na swoje imię, na to, co się do niej mówiło, nie zasypiała przy swojej ulubionej kołysance.

Lekarz postawił diagnozę: dziewczynka nieodwracalnie straciła słuch.

- To był dla nas cios w serce - wspomina pani Alicja. - Nikt nie potrafił nam wytłumaczyć, jak to, dlaczego tak się stało. Powiedzieli nam tylko jedno: inne dzieci też z tym żyją.

- Przez kilka miesięcy ciężko było nam się przyzwyczaić do tego, że nasza córeczka nie słyszy - mówi Andrzej, tata dziewczynki. - Wciąż mamy nadzieję, że to wszystko się cofnie, że wada zniknie w takim tempie, w jakim się pojawiła.

Każdy rodzic cieszy się, gdy jego dziecko wraca do domu. Oni bali się, jak to będzie.

- To tak, jakby ktoś zabrał nam nasze dziecko, a podrzucił inne, które na nowo trzeba przyzwyczajać - wspominają.

I nadeszła nadzieja

A Oliwka po powrocie bardzo często płakała, rzucała zabawkami.

- Nie wiedzieliśmy, jak ją uspokoić. Wcześniej wystarczyło przytulić, poszeptać do uszka, a teraz?

- Najgorsza była ta bezsilność - mówi pan Andrzej. - Widziałem, jak żona płacze po kryjomu, jak się stara, jak szuka pomocy na wszelkie możliwe sposoby. Zatrudniliśmy terapeutę, który pracował z Oliwką. Powiesiliśmy pełno kolorowych obrazków w domu. Razem z nią nauczyliśmy się języka migowego.

- Dowiedzieliśmy się od lekarzy o implancie ślimakowym - mówi Alicja. - Taki implant pomógł wielu osobom niesłyszącym i w dużej mierze pozwala odzyskać słuch, a przynajmniej jego część. Od razu zdecydowaliśmy się na zabieg. Operację mamy wyznaczoną na czerwiec. Mamy nadzieję, że już wkrótce nasza córeczka znowu będzie mogła usłyszeć swoją ukochaną kołysankę.

- Pierwsze objawy tego, że coś jest nie tak, zauważyłam, gdy Kasia miała dwa i pół roku - relacjonuje pani Barbara, mama sześciolatki. - Kasia bardzo mało mówiła, reagowała tylko na głośne dźwięki, na przykład odkurzacza. Poszłam z nią do lekarki rodzinnej, ale ta powiedziała, że to pewnie wina tego, że Kasią opiekuje się babcia.

Pani Barbara postanowiła oddać więc dziecko do żłobka. Jednak i tu Kasia nie rozwijała się tak, jak inne dzieci.

- Badanie w szpitalu zaczęło się o czwartej rano i trwało siedemdziesiąt minut - wspomina matka. - To były najdłuższe chwile w moim życiu. Potem jeszcze kilka godzin czekania na wynik - koszmar. W końcu pojawił się lekarz. Powiedział, że moja córka w ogóle nie słyszy. Załamałam się.

Zaczął się maraton po specjalistach. W Białymstoku nie znaleźli pomocy, więc pojechali do kliniki w Warszawie. Tam dowiedzieli się, że jest szansa na częściowe odzyskanie słuchu - aparat ślimakowy.

Dziś Kasia ma sześć latek. Od trzech nosi implant słuchowy w lewym uszku. Jednak, jak mówi mama dziewczynki, pomimo operacji Kasia nadal nie słyszy.

- Jeździliśmy gdzie tylko było można, aparat był wielokrotnie wysyłany do naprawy, ale to na nic-- przyznaje pani Barbara. - Teraz czekamy na wizytę u kolejnego specjalisty, mam nadzieję, że on pomoże mojej córce.

Kasia płacze kiedy słyszy odkurzacz, gdy przejeżdża radiowóz na sygnale albo gdy słyszy wiercenie młota pneumatycznego.

- Moja córeczka uwielbia jeździć na rowerze. Często wyjeżdżamy do lasu. Wtedy Kasia pyta: Mamo, a dlaczego ja nie mogę usłyszeć, jak śpiewają ptaszki? Nie potrafię jej odpowiedzieć. To strasznie boli.

Rodzice Kasi i Oliwii odmówili podania nazwisk. Bali się, co powiedzą sąsiedzi, jak się dowiedzą, że ich dzieci nie słyszą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny