Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Szliserman. Kołchoźnik, saper, kierowca.

Alicja Zielińska
Po wojnie Rysiek pracował w różnych zawodach, aż zatrudnił się na stałe w Pogotowiu Ratunkowym, był kierowcą karetki a następnie sanitariuszem
Po wojnie Rysiek pracował w różnych zawodach, aż zatrudnił się na stałe w Pogotowiu Ratunkowym, był kierowcą karetki a następnie sanitariuszem
Poznał życie kołchoźnika, walczył z Niemcami, był saperem. Przeżył 80 lat, a jego tułacze losy wojenne podczas okupacji sowieckiej i potem niemieckiej, a i szlak bojowy, jaki przebył, mogłyby stać się tematem na gruby tom biograficzny.

Tak mówi o Ryszardzie Szlisermanie jego bratanek Waldemar Szliserman.

Pan Waldemar Szliserman już kilka razy dostarczał nam ciekawych opowieści o swojej rodzinie. Ta również zasługuje na opublikowanie. - Rysiek był najmłodszym bratem mego ojca, ale z racji niewielkiej różnicy wieku, jaka nas dzieliła, uważałem go bardziej za swego kolegę, niż wujka - opisuje. - Jego rodzice wcześnie zmarli, więc mieszkał z nami. Uczył się u mego ojca zawodu szewskiego i przed 1939 rokiem uzyskał tytuł samodzielnego czeladnika. Z chwilą wybuchu wojny skończył 18 lat i poczuł się dorosłym, był jednak zbyt młody, aby uczestniczyć w kampanii wrześniowej.

Gdy do Polski weszli Sowieci, a Białystok został przyłączony do Zachodniej Białorusi, Rysiek często chodził do kina, gdzie wyświetlano filmy sowieckie zachwalające dobrobyt w Związku Radzieckim. Propaganda była tak ogromna i wymowna, że uległ tej fascynacji i uwierzył w raj, w jakim żyją Rosjanie. To stało się jego późniejszym nieszczęściem.

Rosja okazała się piekłem

Zbliżało się Boże Narodzenie i Rysiek ku zdumieniu całej rodziny oświadczył, że jedzie do Rosji, bo tam przed nim stoi otworem kariera zawodowa i naukowa. Moja mama znała już ten dobrobyt, była bowiem w czasie rewolucji październikowej w Rosji. Na szczęście udało się jej uciec w 1920 r. do Polski. Moi rodzice więc odradzali bardzo Ryśkowi ten wyjazd. Żadne jednak argumenty nie trafiały mu do przekonania. Rysio był twardy w swojej decyzji do tego stopnia, że w dzień wigilii zgłosił się do biura wysyłkowego. Kiedy żegnał się z nami wszyscy płakali. Oto Rysio z fajnego chłopaka zmienił się w kołchoźnika. Głowa ogolona na zero, czapka uszanka, waciak, drelichowe spodnie, ceratowe buty.

Minęło kilka miesięcy, Rysiek śle rozpaczliwe listy, że był głupi i nie posłuchał starszego brata. Bardzo ciężko pracuje gdzieś w kołchozie, na dalekim wschodzie przy ogromnych mrozach. Jedzenie niemal głodowe, a o żadnej obiecanej nauce nie ma mowy.

Tata mój w odpowiedzi napisał zakamuflowany list, tak żeby wiedział, co ma robić w tej sytuacji: "Jesteś stolarzem (on nigdy nim nie był) i robisz całe stoły. Źle zarabiasz i nie jesteś zadowolony z tego. Teraz rób same nogi, to lepiej na tym wyjdziesz". Rysio, jak nam potem opowiadał, kombinował o co tu chodzi i w końcu zrozumiał. Zrobił nogi - po prostu uciekł stamtąd. Po kilku tygodniach zjawił się w naszym domu. Strasznie wyglądał. Obrośnięty, brudny, obdarty. Po gruntownej kąpieli i ostrzeżeniu (fryzjer przyszedł do nas, bo strach było go wypuszczać na ulicę) i spaleniu zawszonego ubrania zamieszkał znowu z nami.

Wrócił i znowu musiał uciekać

Chciał iść do pracy, ale okazało się to nie takie proste. Nasi polscy, żydowscy i białoruscy znajomi, którzy po wkroczeniu Sowietów wstąpili do milicji, dowiedzieli się o jego powrocie. Zażądali od Ryśka dokumentów i potwierdzenia, czy jego powrót jest legalny i nastąpił za wiedzą NKWD. Oczywiście Rysiek takich dokumentów nie miał. Groziła mu za to deportacja do Rosji, i jeszcze obóz karny. Nie pomogły żaden argumenty, że jest rodowitym białostoczaninem, przecież znają go osobiście i naszą całą rodzinę. Jedyną odpowiedzią było: bumagi niet, nielzia (papierów nie ma, nie wolno). Dali kilka dni na powrót do Rosji.

W tej sytuacji Rysio postanowił uciekać przed Sowietami pod okupację niemiecką do Warszawy. Przekradał się nielegalnie przez zamarznięty Bug. Udało się, dotarł do Warszawy, poznał szewca i zatrzymał się u niego na Pradze. Któregoś dnia w czasie ulicznej łapanki został pojmany i jako kawaler wywieziony na roboty do Niemiec.

Pracował tam w fabryce zbrojeniowej we Frankfurcie. Po roku dostał od szefa kilka dni urlopu, rzadko się to zdarzało, ale on miał szczęście, i przyjechał do Białegostoku. W czasie urlopu poznał dziewczynę, Polę, która spodobała mu się. I wtedy wpadł na pomysł, żeby się ożenić, bo to uchroni go przed robotami w Niemczech, gdyż żonatych Niemcy nie wywozili.

Mój ojciec i reszta rodziny uprzedzali Ryśka, że nic o niej nie wie. Ale on postawił na swoim, nie chciał pracować dla Rzeszy. Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy na weselu pojawili się niemieccy żołnierze. Jak się potem okazało, ci Niemcy byli częstymi gośćmi naszej młodej ciotki. Rysio tłumaczył sobie ten incydent jako przypadkowe zajście, bo najważniejsza jest i tak miłość, która łączy ludzi.

Żona i gestapo

Po pewnym czasie młodzi małżonkowie wynajęli mieszkanie przy ul. Mickiewicza, na rogu Parkowej. Stał tam wtedy murowany piętrowy budyneczek, a na górę gdzie oni się wprowadzili, wiodły drewniane schody. Któregoś razu Rysio wrócił z pracy wcześniej niż zwykle i ku wielkiemu swemu zdziwieniu zastał żonę w łóżku w objęciach gestapowca. Zaniemówił w pierwszej chwili, a potem ostro nakrzyczał na żonę, jak mogła mu to zrobić. Niemiec zerwał się z łóżka i zaczął go bić po twarzy, a następnie wyrzucił na schody i silnym kopniakiem zepchnął z pierwszego piętra. A potem zaprowadził na gestapo. Tam Niemcy ponownie go pobili i osadzili w areszcie w piwnicy. Na szczęście nie mając poważnych argumentów do dłuższego przetrzymywania, po kilku dniach go zwolnili. Oczywiście do żony Rysiek już nie wrócił.

Przygody wojenne

Po wojnie, kiedy Białystok został wyzwolony, pod koniec lipca 1944 r. zaczęto organizować nową drugą armię Wojska Polskiego. Powstawała 9 Dywizja Piechoty, nazwana po latach Drezdeńską. Na naszej ulicy Piasta mieścił się wojskowy sztab jednego z oddziałów. W niedługim czasie Rysio otrzymał powołanie do wojska. W pierwszych miesiącach służby został przydzielony do saperów i zakwaterowano go do magazynów mieszczących się wówczas przy Modlińskiej (budynek ten istnieje do dziś).

Po przeszkoleniu i złożeniu przysięgi poszedł z tą armią na podbój Berlina. I chociaż do samego Berlina nie doszedł, to przebył cały szlak bojowy z Dywizją Piechoty, brał udział w ciężkich bojach pod Dreznem. Był dwukrotnie odznaczony krzyżem walecznych i krzyżem na polu chwały. Po zakończeniu działań wojennych jednostka, w której służył, została skierowana na Kielecczyznę do rozminowywania pól. W kronice dywizji napisano, że starszy sierżant Ryszard Szliserman rozminował ponad 6 tys. min, różnego typu.

I tu do niego wreszcie uśmiechnął się los. Będąc na Kielecczyźnie poznał Celinę, wspaniałą kobietę z którą później się związał. Zaś pierwsza żona Ryśka niezwłocznie po wyzwoleniu Białegostoku wyjechała na Ziemie Odzyskane prawdopodobnie do Wrocławia, w obawie, że może być osądzona za to, że zadawała się z Niemcami. Po rozwodzie z Ryśkiem, ślad po niej zaginął, przynajmniej dla naszej rodziny.

Natomiast Rysiek szczęśliwie ożenił się z Celiną. Po zwolnieniu z wojska jako osadnik wojskowy otrzymał domek w Międzyzdrojach i mieszkał tam z żoną do śmierci.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny