Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rysiek z Klanu: Białystok da się lubić

Anna Kopeć
, aktor krakowskiego Teatru Starego, znany jako Ryszard Lubicz z serialu "Klan”, występuje w białostockim Teatrze Dramatycznym w spektaklu "Polowanie na łosia”. Na zdjęciu z żoną, Mają Barełkowską przed ratuszem.
, aktor krakowskiego Teatru Starego, znany jako Ryszard Lubicz z serialu "Klan”, występuje w białostockim Teatrze Dramatycznym w spektaklu "Polowanie na łosia”. Na zdjęciu z żoną, Mają Barełkowską przed ratuszem. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Wszędzie tu blisko: do teatru, na rynek, do parku, do kościoła - mówi Rysiek z Klanu, czyli Piotr Cyrwus. -To niezwykłe. Ale tak naprawdę miasto tworzą ludzie. W Białymstoku spotkałem do tej pory samych miłych ludzi.

Kurier Poranny: To pierwsza Pana wizyta w Białymstoku?

Piotr Cyrwus, czyli Rysiek z Klanu: Bywałem tu ze spektaklami, kiedyś oglądałem też premierę w Białostockim Teatrze Lalek. Ale za każdym razem był to chwilowy pobyt, szybka wizyta. Teraz przy okazji roli w spektaklu "Polowanie na łosia" będę bywał tu częściej - mam nadzieję.

No i jakie wrażenie? Co się Panu u nas podoba?

- Białystok jest niezwykle urokliwym miastem, zwłaszcza w kolorach jesieni. Z tego, co zdążyłem zobaczyć, podoba mi katedra i fantastyczny rynek z klimatycznymi knajpkami. Mam zwyczaj rano biegać, jestem zachwycony parkiem, szczególnie tym małym stawem z rzeźbą praczek. No i piękne studentki idące przez park na uczelnię (śmiech).

A jak prezentuje się Białystok z perspektywy dużych miast, takich jak Warszawa, czy Kraków?

- Białystok ma w sobie niepowtarzalny klimat. Tu wszędzie jest blisko: do teatru, na rynek, do parku, kościoła. To naprawdę niezwykłe. Ale tak naprawdę miasto tworzą ludzie, a tu na razie spotkałem same sympatyczne osoby.
Dopiero teraz odkrywam wschód. To pierwsza moja styczność z tymi rejonami. Trzy lata temu zrobiliśmy z żoną wyprawę koleją transsyberyjską aż do Szanghaju. Jestem zachwycony tymi terenami.

Białystok może być atrakcyjny dla znanych artystów?

- Myślę, że jest atrakcyjny, i to coraz bardziej. Udowadnia to polityka dyrektora teatru, Piotra Dąbrowskiego, który sprowadza tu aktorów ze stolicy i miesza z tutejszymi. To coś nowego i dla zespołu, i dla publiczności. Ale najważniejsze, aby powstawały tu dobre, wartościowe przedstawienia, a ten teatr ma wielkie szanse i przede wszystkim potencjał. Nie ogranicza się tylko do fars i banałów, ale pokazuje coś nietypowego.

Stąd można nawet dojeżdżać do Warszawy do pracy. Podróż pociągiem to zaledwie dwie i pół godziny, a z czasem będzie pewnie jeszcze szybciej.

Czym nasz teatr może przyciągnąć aktorów z Krakowa czy z Warszawy?

- Przede wszystkim organizacją, świetnym repertuarem i co zaskakujące, można tu spotkać kolegów, których nie widziało się czasem wiele lat. Jak Olaf Lubaszenko, czy Lech Mackiewicz. Jest tu także fantastyczny zespół. Jestem pod wrażeniem Agnieszki Możejko i Rafała Olszewskiego. Dawno nie słyszałem młodych ludzi, którzy tak prowadzą ze sobą dialog. To ważne, że jest z kim grać, nie ma tu pustki, można podyskutować i wymienić doświadczenia. W naszym zawodzie to niesłychanie ważne.

O takich miastach jak Białystok, mówi się jednak prowincja.

- Kiedyś prowincjonalność była mierzona odległością od Warszawy (śmiech), teraz jest zupełnie inaczej. Białystok jest prowincją, ale tylko i wyłącznie lokalizacyjną. Jako krakus mogę śmiało powiedzieć, że Warszawa też ma swoje prowincjonalne zakątki, których i Białystok by się wstydził. I proszę mi wierzyć, że ludzie z prowincji są czasem bardziej światowi niż ludzie z centrum.
Śledzę, jak Białystok promuje się w telewizji. Jestem pod wrażeniem. Zadziwia mnie też, jak tutejsza młodzież zdobywa ekspansywnie stolicę. To, co niesamowicie zaskoczyło mnie w teatrze, to młodzi ludzie, którzy przychodzą na zajęcia.

Jednak młodzi artyści wyjeżdżają stąd w poszukiwaniu lepszych perspektyw.

- Bo tak niestety trzeba robić. Wymaga tego aktorstwo. W centrum po prostu jest praca, tam wszystko szybko się zmienia. A zmienność jest przecież wpisana w nasz zawód. Warszawa jest atrakcyjna przez pryzmat możliwości zawodowych, ale nie życia. W Białymstoku jest cudownie spokojnie, ludzie są niezwykle otwarci. Myślę, że ci, którzy stąd wyjechali w poszukiwaniu pracy, kiedyś tu wrócą.
Bo przecież można tu naprawdę robić duże, ambitne projekty. Potwierdzają to także moi koledzy.

Rozmawiałem z Olafem Lubaszenką - miał bardzo podobne odczucia. Lech Mackiewicz reżyseruje ważny spektakl. To wszystko o czymś świadczy.

A jak było z Pańską rolą w "Polowaniu na łosia" w białostockim teatrze?

- Wszystko się zaczęło się od filmu "Czeski błąd", który bardzo mnie poruszył. Interesują mnie tematy pokoleniowe związane z polityką, która zadaje ważne pytania. Właśnie o tym chciałbym mówić w teatrze. Pomyślałem, że takich tekstów w polskim teatrze trochę brakuje.
Wkrótce zadzwonił do mnie Piotr Dąbrowski z propozycją zagrania Pasta. Byłem olśniony tekstem Michała Walczaka, czytałem go do drugiej nad ranem. To jedna z ważniejszych moich ról - koszmar minionych lat.

Jest w nas, Polakach coś takiego, że mamy na sobie kalki po naszych rodzicach, znajomych. Próbujemy po swojemu rozwiązać problemy z tymi kalkami. Na co dzień może nie jest aż tak traumatycznie jak w "Polowaniu", ale na pewno gdzieś tam borykamy się z naszą przeszłością. Walczak bardzo ładnie określił to jak bardzo jesteśmy wrażliwi na przeszłość. Może dlatego, że teraźniejszość zawsze broniła nas przed rozstrzygnięciem przeszłości. Nie mogliśmy poradzić sobie a to z romantyzmem, a to z wojnami, czy z innymi tragicznymi wydarzeniami z najnowszej historii.

Od tego czasu wiele się w nas zmieniło. Oczywiście nie ma takiego kraju, gdzie wszyscy żyliby szczęśliwie. Myślę, że bardzo dużo zmieniliśmy w naszej świadomości, ale wciąż niewystarczająco dużo. Żal mi też tego, że nie wszyscy są zadowoleni z przemian, które się dokonały. Jednak do niektórych one po prostu nie trafiły.

Postać Jarosława Pasta może być dużym zaskoczeniem dla widzów, którzy kojarzą Pana z Ryśkiem z "Klanu".

- To ogromna satysfakcja, kiedy publiczność nie szufladkuje i na scenie widzi Pasta, a nie Ryśka Lubicza. Zawsze chciałem, żeby moje postaci były autentyczne i sugestywne i z Ryśkiem chyba mi się udało. Chciałem pokazać go jako cichego, może czasem nieradzącego sobie człowieka. Ta postać bardzo do mnie przylgnęła, ale też w pewnym momencie sprawę nakręcił internet, który jak wiemy, czasem bywa bardzo niesprawiedliwy.

Trudno jednak Panu uciec od poczciwego Rysia?

- Zastanawiałem się nad tym. To jest taka nasza aktorska hipokryzja - fajnie jest stworzyć wiarygodną, rozpoznawalną postać, a później człowiek narzeka, że jest rozpoznawalna. To też specyfika tego gatunku. Sam siebie krytycznie oceniam. Gdybym taką rolę stworzył w każdym innym kraju, to byłoby cudownie i byłbym z siebie bardzo zadowolony. U nas zawsze jest to pejoratywnie postrzegane.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny