Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rynek Kościuszki i jego atrakcje. Trwa nagonka na miejskich handlarzy, grajków i performerów

Mirosław Miniszewski
Rynek został wyremontowany. Miasto się odmienia. Mnisi buddyjscy przechadzali się po naszych ulicach przez kilkanaście dni, łagodząc z wielką mocą antyrasistowską histerię ostatnich miesięcy. Ich pełne pokoju błogosławieństwo naprawdę odmieniło, miejmy nadzieję: na dłużej, atmosferę miasta.
Rynek został wyremontowany. Miasto się odmienia. Mnisi buddyjscy przechadzali się po naszych ulicach przez kilkanaście dni, łagodząc z wielką mocą antyrasistowską histerię ostatnich miesięcy. Ich pełne pokoju błogosławieństwo naprawdę odmieniło, miejmy nadzieję: na dłużej, atmosferę miasta. Fot. Mariusz Czajkowski
Urząd miejski powinien się już wycofać z rynku do swych gabinetów i zostawić miasto ludziom. Powinien też przestać kolejny już raz ośmieszać siebie żenującymi wypowiedziami swoich kancelistów i najzwyczajniej wpuścić bukinistów z powrotem na główne ulice i rynek. Książka nikomu jeszcze nie zaszkodziła.

Spacerując wieczorem po ulicach centrum, niemal nie wierzę, że jestem w tym samym mieście, co rok temu. Mamy rynek i ten rynek żyje. Stał się miejscem spotkań i spacerów. Wieczorami ożywają ogródki i wbrew obawom bardziej konserwatywnych mieszkańców nie dzieje się w nich nic obrażającego dobre obyczaje.

Na razie białostoczanie przyzwyczajają się do nowej, danej im przestrzeni i powoli centrum naszego miasta zaczyna przypominać namiastkę tego, co stanowi o istocie miejskości innych grodów w Europie. Jest to pierwszy sezon nowego kształtu urbanistycznego. Eksplozja miejskiej aktywności miała miejsce podczas kongresu esperantystów, kiedy po rynku przechadzali się cudzoziemcy i, przede wszystkim, grupa niezwykle sympatycznych, buddyjskich mnichów z Ladakhu.

Wydaje się, że to ten chwilowy, wielobarwny, międzynarodowy tłum wlał w serca mieszkańców naszego miasta odrobinę odwagi i weszli w miejską przestrzeń chętniej niż zwykle. Nawet dzieci na deskach, rolkach i rowerach oraz grupy hiphopowych streetdancerów miały odwagę zająć przestrzeń, która dotąd straszyła śmiertelną pustką.

Nic dziwnego, skoro cały czas niepokoi postawiony tam znak ostrzegający użytkowników wszelakich kółek o odpowiedzialności karnej za wjazd na "plac miejski", jak władze naszego miasta każą nam nazywać coś, co jest po prostu rynkiem.

To, czego mieliśmy szanse być świadkami, było wywołane ludzką spontanicznością, a nie odgórnym nakazem władz, którym jakoś trudno zaufać w materii inspirowania mieszczan do użytkowania wydzielonych im terenów. To naturalność i wolność jest istotą każdego rynku, zarówno w znaczeniu architektonicznym, jak i ekonomicznym.

Lęk przed książką

Naturalna i spontaniczna aktywność białostoczan to kluczowa kwestia dla sprawy ożywienia centrum, czego cały czas zdają się nie pojmować władze Białegostoku. Ich metoda polega na odgórnym zarządzaniu i wyznaczaniu obszarów, w których, ich zdaniem, mieszkańcy miasta powinni uczestniczyć. Jest to istotne o tyle, o ile sprawa rynku pokazuje, niczym lakmusowy papierek, podejście do innowacyjności oraz wybór modelu modernizacji przestrzeni miejskiej. Są tego różne, niepokojące symptomy.
Niedawno na portalu poranny.pl Tomasz Mikulicz opisał sytuację białostockich bukinistów (artykuł z 4.08.09 pt. "Kryją się w bramach, chowają w zaułkach i... sprzedają książki. To białostoccy bukiniści. Czy nie ma dla nich już miejsca?"), którzy kiedyś mieli możliwość handlowania książkami na ulicach miasta, a dzisiaj zostali po prostu przegnani i muszą się zadowolić zaułkami i bramami, gdzie rozstawiają swoje stragany z literaturą.

- Miasto dąży do uporządkowania ścisłego centrum, a nie tworzenia jakichś sztucznych bytów. Zresztą mieszkańcy wielokrotnie skarżyli się, że Białystok jest pełen różnych kiosków, a mówiąc brzydko, bud - mówi w powyższym tekście Urszula Sienkiewicz, rzeczniczka prezydenta miasta. Piotr Firsowicz, szef departamentu urbanistyki, powiedział także Tomaszowi Mikuliczowi, że ulice miasta czy przestrzeń parku nie są odpowiednim miejscem na handlowanie książkami i że przeszkadzać one będą pragnącym wypoczynku białostoczanom, którzy idą do miasta w poszukiwaniu lodów i zabawek. Urzędnik podsumował wypowiedź, mówiąc: "Poza tym gdybyśmy pozwolili tam na handel książkami, ktoś mógłby spytać, dlaczego nie na przykład częściami zamiennymi".

Postkomunistyczny spadek

Przysłuchując się tego typu wystąpieniom, doświadczam poczucia bezradności wobec ludzkiej ignorancji. Rzecz jasna jest to spadek po kilkudziesięciu latach centralnie planowanej gospodarki. Tacy ludzie po prostu inaczej nie umieją funkcjonować. Tylko partyjny ukaz jest, w ich mniemaniu, narzędziem sprawowania władzy. Czy nie ma też w tym, typowego dla umysłowości ukształtowanej w warunkach komunizmu, lęku przed intelektualistami, książkami, wiedzą i swobodnym przepływem informacji? Przez kilkadziesiąt lat gnębiono ten naród siermiężną namiastką kultury. Likwidowano analfabetyzm, ale tylko po to, aby poddani partii mogli czytać propagandę i ocenzurowane namiastki publicystyki.

Tutaj, na wschodzie Polski, najsłabiej zmodernizowanym, gdzie z trudem wprowadzano nowoczesność, książki wyjątkowo późno trafiły pod strzechy. Nie ma w tym twierdzeniu pogardy, takie były smutne fakty. Nim zdążyły się one zadomowić, przyszły zmiany przełomu politycznego. Zrazu literatura zalała cały kraj. Bukiniści wylegli na ulice i sprzedawali, gdzie popadnie. Spragnieni książek ludzie kupowali bez umiaru. Osobliwe lata wczesnych lat 90. sprawiły, że obok nich rozkładali swoje stragany, skonstruowane z łóżek polowych, sprzedawcy ręcznie dzierganych skarpet i starych części od odkurzaczy.

Była to jedna z bardziej barwnych epok naszego kraju, ale się już dawno skończyła. Część bukinistów pozakładała księgarnie. Inni przetrwali ze stolikami na ulicach, tworząc prawdziwą kulturę tego zawodu i stając się integralnym elementem życia miejskiego. Są oni rodzajem lotnych antykwariuszy. Wielu z nich to niebywale oczytani pasjonaci, którzy znaleźli zajęcie dające im nie tylko chleb, ale przede wszystkim satysfakcję.

Wiem o tym, bo we wczesnych latach 90. sam przez ponad dwa lata byłem bukinistą i wśród mi podobnych handlowałem stolik w stolik literaturą na ulicach miast Polski. Był to jeden z bardziej ciekawych i rozwojowych etapów mojego życia.

Retoryka dla idiotów

Decyzja, aby nie zezwolić sprzedawcom książek na handel w przestrzeni miejskiej, jest, proszę mi wybaczyć dosadne sformułowanie, zwykłym barbarzyństwem. Argument pana Firsowicza, że w ślad za ulicznymi księgarzami wrócą sprzedawcy starych części, nie przekonałby nawet idioty - jest to czysta retoryka, a raczej erystyka.

To, co zaprezentował, jest znanym od starożytności chwytem retorycznym - to niewłaściwe zastosowanie analogii przez porównanie dwóch niemających ze sobą związku zjawisk. Z tego, że istnieją handlarze starymi odkurzaczami i do miasta wychodzą w poszukiwaniu lodów rodzice z dziećmi, nie wynika żadną miarą, że książki są towarem niepotrzebnym.

Oczywiście tutaj należałoby się zastanowić, jakie towary są pożądane na rynku lub w parku, ale akurat książki są modelowym przykładem czegoś, co jest jak najbardziej właściwe w takich miejscach. Oglądanie wyeksponowanych woluminów, kupowanie ich i potem oddawanie się ich lekturze na ławkach wydaje się czymś tak oczywistym i naturalnym, że aż żenującym jest tłumaczenie tego w tak dosadny sposób.

Ludzie nie są idiotami i wbrew powszechnemu mniemaniu większość z nas dobrze wie, co jest właściwe, a co jest nie na miejscu.

Spontaniczność generuje innowacyjność

To jest tylko jeden z przykładów obrazujących stan świadomości zarządzających tym miastem ludzi. Wydają się nie rozumieć, że wolność polega na spontaniczności i że to ludzie sami swymi zachowaniami regulują popyt na kulturę, rozrywkę i konsumpcję. W tym celu należy im po prostu zaufać. Kilka upalnych wieczorów na naszym rynku wykazało niezbicie, że mieszkańcy mają chęć współtworzenia aury Białegostoku, że potrafią się bawić, korzystać z wolności i że potrafią być spontaniczni, jeśli tylko się im w tym nie przeszkadza.
Tutaj chodzi o coś więcej, niż tylko książki i wieczorno-nocną kulturalną aktywność. Rzecz w tym, jaki model modernizacji przyjmiemy. Do tej pory jesteśmy dobrzy w tak zwanej "modernizacji imitacyjnej". Zakompleksieni i wpatrzeni w innych, jak rozwiązują podobne problemy, powielamy błędy np. Warszawy.

Tam od lat panuje histeryczna nagonka na miejskich handlarzy, grajków i performerów, co owocuje groteskowymi scenami pościgu straży miejskiej za staruszkami, które na stołecznych murkach sprzedają pocztówki i sznurowadła. A są też dobre przykłady, jak chociażby Londyn, gdzie służby porządkowe pilnują, aby nikt nie dusił rynkowej, ulicznej spontaniczności, co skutkuje tym, że miasto to jest centrum światowej różnorodności i innowacyjności w zakresie miejskiej turystyki.

Rynek został wyremontowany. Miasto się odmienia. Mnisi buddyjscy przechadzali się po naszych ulicach przez kilkanaście dni, łagodząc z wielką mocą antyrasistowską histerię ostatnich miesięcy. Ich pełne pokoju błogosławieństwo naprawdę odmieniło, miejmy nadzieję: na dłużej, atmosferę Białegostoku. Większość białostoczan chce po prostu, aby pozwolono im być sobą. Do tego nie potrzeba paternalistycznych gestów magistratu.

W rzeczy samej, urząd miejski powinien się już wycofać z rynku do swych gabinetów i zostawić miasto ludziom. Powinien też przestać kolejny już raz ośmieszać siebie żenującymi wypowiedziami swoich kancelistów i najzwyczajniej wpuścić bukinistów z powrotem na główne ulice i rynek. Książka nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a księgarń w naszym mieście i tak jest jak na lekarstwo. Odbędzie się to tylko z pożytkiem dla ogółu. Będzie też testem tego, jaki model modernizacji zostanie przyjęty na najbliższe lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny