MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rynek jest salonem miasta. A knajpy przy rynku mogłyby się nazywać U Tadzia.

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Tak Rynek Kościuszki wyglądał w 1960 roku
Tak Rynek Kościuszki wyglądał w 1960 roku Fot. Archiwum
Stare pocztówki - z lubością przypominam przedwojenne widoki Białegostoku. A powojenne? Dla większości białostoczan te z początków PRL to też zamierzchła przeszłość. Tak jak ta pocztówka z 1960 roku, przedstawiająca Rynek Kościuszki.

Widokówkę wydał ówczesny monopolista, firma Ruch. Przyniósł mi ją Janusz Władyczański. Autorem zdjęcia był F. Karasiewicz, jedna sztuka kosztowała 1,20 plus VAT z tamtych lat, czyli dopłata 20 groszy na Stołeczny Fundusz Odbudowy Stolicy. Duże wpływy na SFOS przynosiła sprzedaż butelek wódki, ale hasła: Pijąc, odbudowujesz stolicę nie propagowano.

Było ciepłe przedpołudnie, Ratusz prezentował się jak spod igły, był nowiutki, bez głupich napisów na ścianach i krzykliwych reklam. Drzewo przesadzono, bo Sowieci zrobili z naszego rynku gołą patelnię. Nie ma na zdjęciu fontanny (wędrowniczka), jest natomiast skromna kompozycja kwietnikowa. A jaki spokój!

Samochody osobowe po prawej stronie jezdni bynajmniej nie czekają na wolny przejazd. Po prostu tu parkują (za darmo). Przez lupę widać, że w środku nie ma kierowców. Jedzie natomiast autobus marki San z numerem 8. Nie było mnie wtedy w Białymstoku, nie wiem, jak przebiegała trasa ósemki. Pamiętam natomiast dobrze ścisk w tych blaszanych pudełkach i radość, gdy podjeżdżał na przystanek bus nowej generacji, czyli Jelcz, zwany dobrotliwie ogórkiem.

W swych zbiorach mam bilet miesięczny Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Białymstoku. Z ramką i w okładkach plastikowych, zabezpieczony metalową plombą na druciku. Takiego nie szło podrobić. Na pierwszej stronie zdjęcie właściciela zamocowane metalowymi spinaczami i podpis dyrektora. Na odwrocie adres i miejsce pracy. Okazuje się, że w tamten czas autobusami numer 5 i 12 można było dojechać do pracy w Białostockich Zakładach Przemysłu Sklejek na Dojlidach Fabrycznych.

A propos Dojlid, to pisząc o pałacu Hasbachów (tam Podlaski Bisness Club) jakoś nikt nie ma śmiałości przypomnieć, że ich fabryka dykty w 1933 r. z hukiem splajtowała. Emocjonowano się procesem sądowym, szczerze życzono byłym właścicielom wielu lat pobytu w celi więziennej.

Wróćmy na Rynek Tadeusza Kościuszki sprzed pół wieku. Czy był to salon miasta? A czy węzeł komunikacyjny, centrum handlowe, miejsce spacerów i spotkań towarzyskich? Pewnie był wszystkim po trochu, ale w siermiężnym wydaniu epoki wczesnego Gomułki. Krytycy (obecnie w zdecydowanej przewadze) powiedzą, że to serce Białegostoku biło mało rytmicznie i niezbyt głośno, pachniało prowincją. Sentymentalni apologeci będą się upierać, że całość wyglądała schludnie i cieszyła. Obiektywnie trzeba też dodać, że przed wojną Rynek przypominał wielki bazar, ładniej prezentowało się "województwo" (Pałac Branickich), godniej pobliska fara, romantycy woleli spacery po Plantach, a silną konkurencją dla kramów okołoratuszowych były hale na Siennym Rynku, tudzież na Starym, czyli na Bojarach.

Proponuję zawieszenie sporów, rynek białostocki jest po prostu nasz, jedyny i niepowtarzalny. Mam nadzieję, że mimo wszelkich obecnie trwających wysiłków reformatorów też zachowa oryginalny charakter. Przyzwyczaimy się do niego, znajdziemy tu miłe zakątki, niekoniecznie z piwem i ryczącymi głośnikami. Bo liczą się nastroje, to, co gra w duszy, a nie to, co brzęczy w uszach. Przed wojną tak pisano o tajemnicach białostockich nocy w rejonie Rynku: "Wyobraźcie sobie: na ciemnym aksamicie nieba migocą złociste światełka, z otwartych okien Akwarium płynie melodyjno-finezyjne tango, w Gastronomii warczą saksofony, a na ulicy pełno wesołych dziewczynek, pełno urżniętych w deskę jegomościów". I fajnie jest, jak mawiał Wiech.

PS To, co się kocha, z reguły zyskuje miłą, pieszczotliwą nazwę. Białostocki rynek takiej chyba nigdy nie miał. Może ktoś ma pomysł?

Rynki są w każdym mieście, place i ulice Tadeusza Kościuszki także. A może ten nasz salon miejski wypromować jako mutację imienia Tadeusz: Tadzik, Tadeuszek etc. I tylko proszę nie traktować tej propozycji jako przejaw wazeliniarstwa, bo tak się złożyło, że Naczelnik i prezydent Białegostoku to samo noszą imię. A jak ładnie brzmiałaby nazwa kafejki przy rynku - U Tadzia. Jak ktoś ten pomysł kupi, to odstąpię prawa autorskie za puchar dobrego wina. Może być czerwone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny