- Referendum jest nieważne, ale nie czujemy się pokonani. Wyników nie traktujemy jak porażki, wręcz przeciwnie. Dla nas ważne jest to, że prawie połowa wszystkich pracowników szpitala popiera to, o co walczymy. Nie są to tylko związkowcy - podkreśla Ela Kościuczyk-Litwin, szefowa związku zawodowego pracowników medycznych.
- 355 pracowników, biorących udział w referendum, głosowało na tak, przeciwnych strajkowi było 51 osób - uzupełnia Agnieszka Olchin, przewodnicząca związku pielęgniarek.
W trwającym trzy dni referendum w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku swój głos oddało 406 pracowników. Upoważnionych do udziału w tym głosowaniu było 823 osób. Zgodnie z wyliczeniami, głosujący stanowili 49,33 proc. ogółu zatrudnionych w szpitalu. By referendum można było uznać za ważne, do urny powinno pójść 50 proc. plus jeden pracownik.
Agnieszka Olchin przyznaje, że wraz z wynikami tego głosowania, działania związkowców i walka o podwyżki zostają zawieszone.
O wzrost pensji po 400 złotych miesięcznie wystąpiły trzy związki zawodowe działające w białostockim UDSK. Oprócz pielęgniarek i pracowników medycznych, wyższej płacy domagali się też elektroradiolodzy. To około 400 osób.
Związkowcy podkreślali, że podwyżek nie było w szpitalu od 2009 roku. Zaznaczali też, że te 400 złotych podlega negocjacji, byleby dyrekcja na rozmowy wyraziła chęć. Na początku wakacji w szpitalu pojawił się mediator. Nie wskórał nic. Stąd wzięła się decyzja związków zawodowych o referendum.
Janusz Pomaski, dyrektor UDSK, potwierdza, że referendum strajkowe dla pracodawcy nie jest sytuacją komfortową. Szczególnie w sytuacji, kiedy nie ma pieniędzy na podwyżki.
- Gdybym je miał, to rozmów o strajku wcale by nie było. Szpital do tej pory dobrze funkcjonuje, m.in. dlatego że nie są podejmowane nieracjonalne decyzje przez dyrekcję. Gdybym podwyższył zarobki, kilka lat by minęło i bylibyśmy w podobnej sytuacji jak sąsiedzki szpital wojewódzki, gdzie dyrektor musiała zwolnić 200 pracowników - przewiduje Janusz Pomaski.
Podkreśla, że referendum dało mu sygnał, że większość pracowników rozumie sytuację szpitala. - Jeszcze w czasie mediacji mówiłem, że jeśli na koniec roku będą pieniądze, to wypłacę je pracownikom w formie premii. Podwyżki to są już zobowiązania wieloletnie, na które jako dyrektor nie mogę sobie pozwolić - dodaje szef UDSK.
Rozumie go i popiera prof. Lech Chyczewski, rzecznik prasowy Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, który zarządza Dziecięcym Szpitalem Klinicznym.
- Sytuację szpitala można porównać do okrętu. Dyrektor jest kapitanem, który dba o to, by nie doszło do przechyłu i zatonięcia. To, że nie przyznaje podwyżek, to nie są jego fanaberie, to wynika z bilansu placówki - ocenia prof. Lech Chyczewski.
Podkreśla, że rektor UMB nie chce dopuścić do tego, by oba jego szpitale kliniczne były zadłużone. To dbałość gospodarcza, która jest korzyścią i dla pacjentów, i dla personelu.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?