Przed 10 laty - wspomina Antoni Markiewicz - czekałem na przystanku w Królowym Moście na autobus do Białegostoku. Obok siedział mężczyzna, miał przeszło 70 lat. Podczas okupacji niemieckiej jako młody chłopak mieszkał z matką w jednej ze wsi w okolicach Gródka.
Pracował w lesie przy nacinaniu kory sosen dla pozyskania żywicy. Jednocześnie musiał chodzić na nocne dyżury wyznaczone przez sołtysa do pilnowania torów kolejowych.
Pewnego pogodnego ranka wrócił z dyżuru i poszedł do pracy w lesie. Szybko wyrobił normę nacinania drzew. W domu ze zmęczenia padł na łóżko.
W tym czasie przyjechali żandarmi, weszli do izby, zobaczyli śpiącego w ubraniu i butach młodego chłopca. Pomyśleli, że to partyzant. Jego matce ze strachu trzęsły się ręce, szukała dokumentów syna.
Nie zważając na to, jeden z hitlerowców wyprowadził go przed dom. Wyjął pistolet, nacisnął na spust, ale nabój nie wystrzelił.
W tym momencie matka dała żandarmowi dokumenty syna. Ten powiedział, że nigdy mu się nie zdarzył niewypał i drugi raz nie będzie już strzelał.
Chłopak cudem przeżył egzekucję.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?