Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc domowa

Urszula Dąbrowska
Trzy kobiety, trzy historie o tym, jak wyrwały się z rąk oprawcy - męża. Różni je wiek, temperament, styl ubierania się.
Trzy kobiety, trzy historie o tym, jak wyrwały się z rąk oprawcy - męża. Różni je wiek, temperament, styl ubierania się.
Skoczyłam na bungee. Pomyślałam: Jak to zrobię, niczego się już chyba nie będę bała, nawet, jak zacznie mnie śledzić z krzaków

40-letnia Magda nadal odwraca się, kiedy słyszy, że na ulicy ktoś za nią idzie.

Trzy kobiety, trzy historie o tym, jak wyrwały się z rąk oprawcy - męża. Różni je wiek, temperament, styl ubierania się. Ale mają kilka wspólnych rzeczy: prowadzą otwarty dom, za którego drzwiami działy się wcześniej dramaty (- Teraz chce się powietrza, oddechu, jakby się nadrabiało stracony czas - mówi Anna). Wszystkie drętwieją na jakiś sygnał, dla jednej to dźwięk silnika, dla innej golarka. To zostaje. I płaczą, kiedy opowiadają, ale te łzy nie zatrzymują słów. Wiedzą, że warto mówić do kobiet, którym do tej pory nie starczyło odwagi.

Magda

U Magdy terror trwał 18 lat. Zaraz po ślubie zaczęło się bicie, poniżanie. Problemem było to, że jest innego wyznania. O rozwodzie pomyślała już po roku małżeństwa. Ale rodzina jakoś ją odwiodła. Na zewnątrz wszystko wyglądało normalnie, żadnych widocznych patologii, alkoholu. Po siedmiu latach znowu poszła do adwokata. Okazało się, że wymagana jest separacja i jakoś zabrakło jej determinacji. Zawsze znajdowała usprawiedliwienia: "Wytrwam dla córek, może się zmieni".

- Mam w kuchni ikonę, którą dostałam od babci - mówi. - Skarżyłam się przed nią: Boże, ile lat będę się go jeszcze bać? Ile będę jak robot gotować, sprzątać, nadskakiwać mu i czekać, kiedy zrobi awanturę i zacznie tłuc? Ile jeszcze?

Nie zrobiła tego dla siebie. Dla dzieci. Ona może by to znosiła dalej, ale pewnego popołudnia starsza, wtedy 16-letnia córka, do której też wyciągnął już łapy, zadzwoniła do niej do pracy, że bije młodszą, 12-letnią Zuzię. Wróciła do domu. Ciągnął Zuzię za włosy, pokazał "jaką garść kłaków wyrwał gówniarze", starsza dostała pięścią w twarz, ona "z plaskacza". Wyrzuciła z siebie słowa z taką mocą, że były chyba sprawcze: "Koniec! Nigdy nie podniesiesz już na nas ręki. Nie pozwolę!". Młodsza córka wykrzyczała mu w twarz: "Dobrze, że mama chce się z tobą rozwieść." Nie uwierzył. Ale tym razem uwierzyła w to Magda. Nie było łatwo, w końcu trafiła na panią adwokat, która powiedziała jej o istnieniu Ośrodka Interwencji Kryzysowej na Włókienniczej. Tam terapeuci i inne kobiety pomogły jej wytrwać w decyzji, bo nie było dnia, żeby nie miała wątpliwości. Wszczęła sprawę o znęcanie się.

Magda: - W domu piekło, ale teraz nie popuszczałyśmy. Wystarczyło, że podniósł rękę, krzyknął, od razu wzywałyśmy policję. Przyjeżdżała do nas co dwa dni, codziennie. W końcu i on zaczął czuć się nieswojo. Wyprowadził się z domu. Na początku nienaturalny spokój porażał. Ale potem zaczęli się schodzić znajomi, moi i dzieci. Zaczęłam żyć. Kiedy chcę, sprzątam, kiedy nie chcę, nie muszę, kiedy chcę, wychodzę. Proste przyjemności zakazane dla mnie przez pół życia.

Rozwiodła się dokładnie 31 stycznia 2006 roku. Za znęcanie mąż dostał wyrok w zawieszeniu. Ma zakaz zbliżania się do niej i dzieci. Magda nie interesuje się jego życiem. Ale młodsza córka chciała go zobaczyć. Poszły więc razem na rozprawę o alimenty. Pokazał Zuzi środkowy palec. Magda wróciła do panieńskiego nazwiska, żeby jego nie widniało nawet na jej nagrobku, i skoczyła na bungee, żeby wreszcie przestać się go bać.

Lila

- Bić zaczął kilka miesięcy po ślubie. Byłam w ciąży. Gwałcił mnie, rwał na mnie ubrania, czasami przy dziecku. Potem wracał, klękał, przepraszał. Ja kochałam, przebaczałam. Trwało to 13 lat. Byłam cierpliwa, dopóki nie zaczepiał dzieci. Młodszego syna, Adasia, hołubił. Spał z nim, karmił, zwierzał się. Nad starszym znęcał się. Zimą wygonił z domu bez butów. Bił go za to, że wziął jego kawałek chleba. Chował mu do samochodu torbę i ubrania, żeby nie miał jak wyjść do szkoły. Mówił: "Wszystko zrobię, żebyś wylądował w poprawczaku".

Dwa lata temu męża Lili aresztowano. Za znęcanie dostał osiem miesięcy kary bezwzględnej i rok w zawieszeniu. Potem był drugi wyrok. Kiedy go zamknęli, Lila zostawiła ekskluzywną willę i uciekła z dziećmi na stancję. Doczekała się rozwodu.

Niedawno Adaś, jego ukochany syn, obchodził 10. urodziny. Ojciec nawet nie zadzwonił. Po wyjściu z więzienia krążył jakiś czas pod blokiem. Z zemsty porysował im pożyczony samochód. Zimą nasłał policję, że niby ukradli mu monitor. Adaś to bardzo przeżył, ten komputer przecież kupił mu tata. Czasami jeszcze ostentacyjnie przejedzie swoim drogim samochodem, ale nie kontaktuje się z nimi. Lila nie ma siły walczyć z nim o podział majątku.

- Dopiero zaczynam być podobna do ludzi, wychodzę do nich - mówi. - I dopiero teraz widzę, jak psychicznie skrzywdził dzieci. Starszy nienawidzi ojca. Ma do mnie pretensje, że tak długo dałam sobą pomiatać. Mnie jest obojętny. Jestem szczęśliwa, że już po. Nie wiem, skąd wzięłam wtedy tyle siły. Chyba stąd, że wiedziałam, że jeśli zostanę, to nas pozabija.

Anna

To był ten pierwszy i ostatni. Przed ślubem byli ze sobą cztery lata. Ale kiedy jako 21-latka zaszła w ciążę, zaczęła mieć wątpliwości, czy to ten. Jak urodził się Tomek, usypiała go, bujając w wózku, a mąż, ten jedyny, stał i ją kopał. Kapały jej z oczu łzy, mechanicznie popychała wózek. Do dzisiaj czuje jego but na plecach. Nawet teraz, kiedy słyszy wyzwiska: "Ty grubasko, opasie, ty szmato, ty debilko, ty półmózgu jeden!", którymi częstował ją każdego dnia z ich 16-letniego pożycia, boli.

Anna: - Wmówił mi, że jestem do niczego.Byłam przekonana, że bez niego zginę. Ubezwłasnowolnił mnie. Pięć minut szczęścia, pięć lat upokorzeń. Żyłam dla tych minut. Cztery lata temu urodziłam mu córkę.

Im było gorzej w domu, tym ona na zewnątrz, przed ludźmi, była bardziej uśmiechnięta. Kiedy rzucił ją o podłogę (złamała rękę, siniaka miała na pół twarzy) rozpowiedziała, że ją napadli. Nawet rodzicom.

- Teraz krzyczałabym, że cham mnie pobił - mówi. - Okropny jest ten wstyd, ten pręgierz opinii. Przecież to taki kulturalny mężczyzna, niepijący. Ale teraz mam to w nosie. To moje życie, biorę za nie odpowiedzialność i żałuję, że taki jego kawał dałam sobie zmarnować. Wiele kobiet nie robi ruchu, bo boi się, co ludzie powiedzą.

Co mówią, usłyszała na rozprawie, kiedy po jego stronie nie było żadnego świadka, a za nią stała armia jej przyjaciół, nawet tych, którzy przez niego się od niej odsunęli. Zeznawali to, o czym ona myślała, że nikt nie wie, że bił, że ciągle szarpał syna.

To chyba nastoletni syn ją uratował. Mąż go poniżał. Wmawiał mu, że jest tłumokiem. Miał zwyczaj bić go po głowie, kopać bez powodu. Któregoś wieczoru mąż wrócił do domu i zaczął awanturę. Syn stanął w obronie matki. Dostał, podobnie jak dwa tygodnie wcześniej. Poszła na policję. Słuchała zeznań syna.

Anna: - Słuchałam i myślałam, gdzie byłam, kiedy mojemu dziecku przez lata działa się taka krzywda? Czy tego nie widziałam, czy nie chciałam widzieć? Nie mówił mi, bo widział, że kocham ojca, chronił mnie.

To był moment najtrudniejszy, ale i taki, który ją wyzwolił. Poszła do OIK. Zapytali: "Po co?". - Żebyście mi pomogli wytrwać w decyzji, którą już tyle razy podejmowałam - odpowiedziała. Tak trudno było napisać pozew o rozwód, przypomnieć wszystko, co złe. Ale kiedy go rok temu go złożyła, poczuła wielką ulgę i dumę. Pierwszy, najtrudniejszy krok zrobiła. Błagał ją na kolanach, by wycofała. Posłuchała syna, który powiedział: "Mamo, całe życie obserwuję, jak on ci obiecuje, że się zmieni. Oszczędź tego Kasi".

Były kryzysy. Wtedy poszła na terapię grupową. Anna: - Wcześniej nie myślałam, że problemy innych kobiet mnie przytłoczą, ale zobaczyłam, ile zrobiły, jaką mają siłę. Nie wiedziałam, że też jestem tak silna.

W lipcu dostała rozwód. Jeszcze w trakcie założyła sprawę o znęcanie. Mąż uciekł do Anglii. Dostał rok w zawieszeniu na cztery. Czeka ją jeszcze bój o mieszkanie. Ostatnio w wolny dzień leżała sobie do późna z dziećmi w łóżku. Jedli w pościeli śniadanie, oglądali telewizję, przewalali się, gilgotali i syn powiedział jej: "Mamo, jest tak fajnie". Aż ją zadławiło ze wzruszenia. I nie wyklucza, że jeszcze kiedyś będzie chciała żyć z mężczyzną. Tylko już nigdy swoim i dzieci kosztem. Zaczyna wracać do muzyki, jaką kiedyś lubiła, do swojej pasji - rysowania, na co wcześniej nie miała czasu ani mężowskiego pozwolenia. Znajomi mówią jej, że znowu staje się taka, jak wcześniej, przed małżeństwem: otwarta, wesoła. Ona wie, że to dobrze, bo była wtedy szczęśliwa. Czuje, że wraca do siebie po długim wygnaniu.

PS: Imiona kobiet i dzieci zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny