Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przejedliśmy koło ratunkowe dla polskiej gospodarki

Wojciech Nowicki
Czekają nas dwa bardzo trudne lata - - mówi Jeremi Mordasewicz z konfederacj pracodawców Lewiatan.

Strefa Biznesu: Nie budowa autostrad, ale rozwój nowoczesnych technologii jest szansą naszego województwa na wyjście z cywilizacyjnego zaścianka - to Pańskie słowa. Wielu podlaskich przedsiębiorców, którzy czekają na porzadną drogę do stolicy, że o lotnisku nie wspomnę, zareagowało sarkastycznie na Pana wystąpienie (rozmowa miała miejsce podczas konferencji poświęconej wykorzystaniu unijnych funduszy na innowacyjne rozwiązania dla firm)...

Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu PKPP Lewiatan: W zeszłym tygodniu byłem w Rzeszowie i Lublinie. I uważam, że dojazd do Białegostoku z Warszawy nie jest wcale gorszy niż do tamtych miast. Przynajmniej jak na krajowe standardy. Nie kwestionuję też potrzeby budowy dróg. Dziś jednak przepływ ludzi i towarów zastępuje przepływ informacji. Spora część gospodarki przenosi się do cyberprzestrzeni. Bo ile czasu poświęcamy na dojazdy? Jeśli ktoś stąd narzeka na transport, niech przyjedzie do stolicy. Ja mieszkam i pracuję w Warszawie. Dotarcie samochodem z domu do pracy zajmuje mi od godziny do półtorej. Każego dnia. Oczywiście potrzebna jest rozbudowa metra - powinna je mieć każda aglomeracja, ale coraz więcej spraw powinniśmy załatwiać przez sieć. Bez potrzeby wychodzenia z domu i stania w korkach. Dlatego podkreślam znaczenie informatyki w biznesie. Tym bardziej, że inne kraje już dawno poszły tą drogą. W takiej Finlandii - gdzie mnóstwo małych miejscowości rozrzuconych jest po trudno dostępnym terenie - komórka znacznie skróciła geograficzne dystanse. Infostrady, poza tym, nie są tak kosztowne jak autostrady.

Przyjechał Pan jednak ostrzec przedsiębiorców przed trudnym okresem, jaki ich czeka. Szczyt kryzysu dotrze, Pana zdaniem, do Polski pod koniec przyszłego roku. Co zdarzy się w tym okresie?

Czekają nas dwa bardzo trudne lata. Dlaczego? Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim nikomu jeszcze nie udało się wyeliminować cykli koniunkturalnych w gospodarce. Taki cykl trwa około ośmiu lat. Obecny rozpoczął się w 2001 roku, szczyt osiągnęlismy w 2007 roku, w ubiegłym roku zaczął się zjazd w dół. Więc tak czy inaczej byłoby ciężko, bo wzrost produktu krajowego brutto obniżyłby się np. z 6,7 proc. do 3 proc. Ale na ten naturalny spadek wskaźników nałożył się jeszcze kryzys światowy. A pamiętajmy, że takiej recesji - bo w Europie nie mówi się już o spowolnieniu, ale własnie o recesji - nie było od II wojny światowej. Liczylismy nawet, w myśl przysłowia "nasza chata z kraja", że kryzys może nas ominie. Bo Polska gospodarka nie jest tak silnie powiązana z globalnym systemem ekonomicznym, jak gospodarki bardziej rozwinięte.

Mocno się pod tym względem przeliczyliśmy?

Faktycznie to tsunami, które przyszło ze Stanów Zjednoczonych i z ogromną siłą uderzyło w wybrzeże Europy Zachodniej, do nas dotarło mocno osłabione. Trudno nawet mówić, że przed wzburzeniem fal Bałtyku powstrzymały je cieśniny duńskie, bo w republiki bałtyckie recesja walnęła, że hej! Ale Polska także nie produkuje wyłącznie na potrzeby lokalnego rynku. Montowane u nas samochody trafiają przecież do Europy Zachodniej. A jeśli sprzedaż samochodów spadła tam w ciągu miesiąca o jedną czwartą, jeśli bankrutują takie firmy, jak General Motors, to nasze zakłady motoryzacyjne mają powody do niepokoju. Inny przykład: meble. W ciągu kilku lat wyrośliśmy na potęgę meblarską na światową skalę. Ale od czego zaczyna się cięcie budżetów domowych w kryzysie? Od zakupu produktów luksusowych, tych, na które bierzemy pożyczki i kredyty. Czyli jachtów, samochodów i mebli.

Niemcy ostatnio kupują samochody na potęgę...

Bo niemiecki rząd stać na wprowadzenie premii za złomowanie starych aut i napędzanie w ten sposób popytu. Tylko Niemcy są dużym krajem o silnej gospodarce. Jeżeli rząd niemiecki zechce pożyczyć 10 miliardów euro, dostanie je bez problemu. Z Polską jest gorzej. Gdyby nasz minister finasów chciał sprzedawać obligacje na dużą skalę, rynek dostałby czytelny sygnał, że nasza gospodarka ma kłopoty i gwałtownie potrzebuje gotówki.

Niestety nie udało się w czasie dobrej koniunktury zgromadzić takich rezerw, by wspomóc gospodarkę w obecnej schyłkowej jej fazie. Bo politycy są nieodpowiedzialni. Chcą widzieć wyniki natychmiast, a przynajmniej dopóki tkwią przy władzy. W związku z tym nie przygotowaliśmy sobie koła ratunkowego, więc gospodarka "siądzie" na pewno. Ryzyko niewypłacalności naszego państwa szacuje się na 28 proc. W przypadku Niemiec jest to 9 proc., ale bankructwo Ukrainy uznaje się prawie za pewnik - w jej przypadku ryzyko niewyplacalności wynosi 98 proc.

Ekonomiści ręczą za solidne fundamenty naszej ekonomii. Chyba nie jest aż tak źle...

Nie jesteśmy tak uzależnieni od eksportu, jak Czesi czy Węgrzy, spadek popytu na zachodnich rynkach będzie miał dla nas mniejsze znaczenie. Mamy niższy deficyt budżetowy niż Węgrzy, którzy zapożyczyli się na potęgę i muszą teraz prosić międzynarodowe insytucje finansowe o pomoc. Nie braliśmy tyle kredytów, co mieszkańcy republik bałtyckich - Polacy zaczęli się mocno zadłużać dopiero w ubiegłym roku. Teraz kurek z kredytami zostanie przykręcony. I dobrze, bo łatwe pieniądze wielu przewróciły w głowach. Średnie budowane w ubiegłym roku mieszkanie miało ponad 104 metry kwadratowe! Takiego metrażu nie funduje sobie społeczeństwo wciąż na dorobku. Skąd wzięły się "trudne kredyty"? Problemy ze spłatą rat mają dziś trzydziesto-czterdziestoletni mężczyźni, mieszkańcy województw mazowieckiego i śląskiego. To grupa młodych ludzi bez życiowych doświadczeń, którzy, zaciągając kredyty, nie wyobrażali sobie utraty pracy. Nie byli świadomi istnienia cyklów w gospodarce. Zdawało im się, że dochody będą wiecznie rosły. Kryzys sprowadził ich i im podobnych na ziemię.

Płacimy zatem za kredytowe rozpasanie Amerykanów?

Niestety, sami też nie jesteśmy bez winy. W ciągu ostatnich dwóch-trzech lat płace rosły u nas dużo szybciej niż wydajność pracy. Doszło do przegrzania gospodarki, a teraz nastąpi powrót do normy. Ale największym błędem byłoby obecnie załamanie rąk i nie robienie niczego.

Co wobec tego, możemy zrobić, by szybciej wyjść na prostą?

Musimy oprzeć się grupom interesów - górnikom, energetykom. Słyszeliśmy hasła "Nie będziemy płacić za wasz kryzys". Jakby to przedsiębiorcy winni byli załamania się popytu na polskie meble, w związku z czym np. fabryka Forte musi zwalniać ludzi. Dlaczego w takiej sytuacji nie zbuntuje się Podlasie? Przecież - podobnie zresztą jak wszystkie regiony - płaci haracz np. górnikom, którzy dostają dopłaty rzędu pięciu miliardów złotych rocznie. I kupują za to bułki, samochody i mieszkania na Śląsku.

Nasi rolnicy mają wylewać mleko przed Kancelarią Sejmu?

Zaprotestujcie przeciwko dopłatom do górnictwa. Minister gospodarki chce dać kolejne 850 mln złotych na otwieranie nowych pokładów w kopalniach. Górnicy mogą więc spokojnie przejadać wszystkie pieniądze wypracowane pod ziemią, bo pieniądze na inwestycje i tak dostaną od państwa. Czyli biedni mieszkańcy Podlasia będą sponsorować bogaty Śląsk czy - w przypadku stoczni - Pomorze.

Rolnicy też dostają dopłaty...

To prawda, ale tak być nie powinno. Ekonomia musi opierać się na racjonalnym wykorzystaniu zasobów, a nasz potencjał gospodarczy i ludnościowy pozostaje mocno rozproszony. W krajach europejskich co najmniej 40 proc. ludności skupia się w kilku dużych aglomeracjach. U nas - 20 procent. Bank Światowy twierdzi, że jeśli rynek pracy ma być zdrowy, i pracownicy, i pracodawcy muszą skupiać się w dużych miastach.

Co stanie się ze wsią?

Nasze rolnictwo jest czterokrotnie mniej efektywne niż przemysł, na dodatek rozdrobnione. Chyba każdy jest tego świadom. Więc wieś będzie się wyludniać. Coraz więcej osób przejdzie do sektora produkcji i usług, a także ucieknie ze wsi i małych miasteczek do dużych miast. Czekają nas zatem wielkie migracje. Ktoś, kto będzie próbował powstrzymać ten proces na siłę, doprowadzi tylko do gwałtownego wzostu bezrobocia.

A perperpektywy dla ludzi mieszkających na wsi? Młodzieży wiejskiej z regionów zdominowanych przez rolnictwo trzeba uświadomić, że jeżeli chce żyć lepiej, musi odejść od rolnictwa. A także - niestety - liczyć się z koniecznością opuszczenia regionu.

Dziękuję za rozmowę.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny