Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Połączyła nas jeszcze jedna ogromna tragedia

Alicja Zielińska
Białostoczanie przed pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego
Białostoczanie przed pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego Fot. Wojciech Oksztol
Mieliśmy oddać hołd swoim bliskim pomordowanym przez NKWD 70 lat temu, a przyszło nam się modlić za dodatkowe ofiary katastrofy samolotu - mówi Janusz Borzuchowski. Wrócił z żoną Haliną z Katynia.

Janusz Borzuchowski przywiózł grudkę ziemi, gdzie został rozstrzelany jego ojciec Tadeusz i bolesne wspomnienia z tragicznie zakończonych uroczystości w Lesie Katyńskim.

Pociąg specjalny z Warszawy do Katynia wyruszył w piątek po południu. Jechało w nim około 400 osób z całego kraju na obchody 70. rocznicy zbrodni NKWD na polskich oficerach. W sobotę rano dotarł do Smoleńska, potem autokarami uczestnicy zostali dowiezieni do Lasu Katyńskiego. O godzinie 11.30 miały się rozpocząć uroczystości.

- Przyjechaliśmy wcześniej - opowiada Halina Borzuchowska. - Znaleźliśmy tablicę z nazwiskiem teścia. Mąż zapalał znicz. Naraz słyszymy rozmowę: "O, mój Boże, to niemożliwe. Czy to potwierdzone?" I po chwili zaczęły do nas docierać te straszne wiadomości. Bardzo szczątkowe. Najpierw, że nastąpiła awaria samolotu. I trzeba czekać. Tylko tyle, co kto dowiedział się z telefonów z kraju.
Nikt nie dopuszczał myśli, że coś takiego się zdarzy.

A potem już było wiadomo. Podano oficjalny komunikat o katastrofie samolotu rządowego, że wszyscy zginęli.

Inna uroczystość

- Od tego momentu wszystko już było inne. To już nie była taka uroczystość, jaka miała być - mówi ze smutkiem Halina Borzuchowska.

Ludzie zaczęli płakać. Zrobiło się zamieszanie. Nie wiadomo było co robić, jak się zachować. I wtedy ksiądz proboszcz parafii w Smoleńsku rozpoczął koronkę do Miłosierdzia Bożego. Ludzie wyciągnęli różańce. Wyciszyli się. I tylko łzy same płynęły z oczu. A serce ściskało się z bólu.
- To było niesamowite wrażenie - dodaje Halina Borzuchowska.

- Pierwsze rzędy krzeseł puste, z leżącymi chorągiewkami biało-czerwonymi. Obok wieńce, wiązanki kwiatów. I my z tą porażającą wiadomością. Te przeżycia zostaną mi w pamięci do końca życia.
Janusz Borzuchowski opowiada, że po ogłoszeniu tej informacji nastąpiło ogólne zbratanie wszystkich zebranych na tej uroczystości. - Całkowicie nieznajomi ludzie zaczęli zbierać się w grupki, rozmawiali, usiłowali się pocieszać. Poczucie tej tragedii na nowo nas zjednoczyło - podkreśla.

Miał być obiad z prezydentem

Halina Jakubczyk nie wróciła do Białegostoku. Została w Warszawie, u syna. - Nie mogłam w takim momencie być sama, musiałam z kimś dzielić te straszne przeżycia - powiedziała nam wczoraj przez telefon.

I opowiadała ze smutkiem, jak zupełnie inaczej miały wyglądać sobotnie uroczystości. Wszystko przecież zostało tak doskonale zorganizowane. Rosjanie spisali się znakomicie. Wszystko przygotowali bardzo dobrze.

- Po uroczystościach w Lesie Katyńskim mieliśmy zjeść obiad z panem prezydentem i jego małżonką. Potem było zaplanowane spotkanie z Polonią rosyjską i zwiedzanie Smoleńska - wylicza Halina Jakubczyk.

A była tylko krótka msza i szybki powrót do pociągu.

- Znowu 20 godzin jazdy. Ale jakże inna była ta podróż - wspomina Halina Jakubczyk. - Smutek, przygnębienie, a jedyny temat rozmowy, to dlaczego tak się stało. 70. rocznica mordu katyńskiego i taka wielka tragedia. To jest porażające, że na ziemi zlanej krwią polskich oficerów giną znowu najwspanialsi ludzie w kraju.

Pielgrzymka katyńska

- To jest szok, z którego wciąż nie mogę się otrząsnąć - mówi Halina Jakubczyk. - Dla nas to podwójna trauma. Poczuliśmy się ukarani jeszcze raz tym wielkim cierpieniem. Szykowaliśmy się do tej uroczystości. Dla nas to była pielgrzymka katyńska. Każdy jechał ze wspomnieniami, z intencjami, z modlitwą za bliskich. A musieliśmy stać się świadkami jeszcze jednej takiej tragedii.

Przypadki losu

W takim momentach mówi się zwykle o przypadku, zrządzeniu losu. - I teraz też tak było - dodaje Halina Jakubczyk. - Jedna z ostatnich wdów katyńskich, starsza już pani miała lecieć samolotem rządowym. Ale w ostatniej chwili rodzina zdecydowała, że pojedzie jednak pociągiem. Przyjechała z synem. I żyje.

- A my wspominaliśmy osoby nam bliskie, które zginęły. Pan Andrzej Przewoźnik, który tyle dobrego zrobił dla sprawy katyńskiej, nasz ksiądz kapelan, ludzie związani z Rodziną Katyńską, Janusz Zakrzeński, aktor, z którym razem uczyłam się w szkole - wymienia Halina Jakubczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny