Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Krajewski. Kolarz marzy o Tour de France.

Julita Januszkiewicz
marzy o Tour de France
marzy o Tour de France Z archiwum Piotr Krajewskiego
Piotr Krajewski, 24-letni kolarz z Choroszczy, mówi: Jazda na rowerze przynosi mi wiele radości i satysfakcji. Podczas zawodów panuje niepowtarzalny klimat, poznaje się nowych ludzi. Po prostu ten sport działa jak narkotyk.

Już wkrótce czekają go ważne zawody. Na początku kwietnia ma szansę wykazać się na trasach wyścigów w Dzierżoniowie oraz Sobótce. Natomiast w połowie tego miesiąca pojedzie na zawody do Kalisza i Konina. Przed nim też udział w międzynarodowych imprezach. Kalendarz ma zapełniony do października.

- Dlatego na rowerze spędzam codziennie od 3 do 6 godzin. Średnio przejeżdżam wtedy od 70 do 200 kilometrów - mówi Piotr.

A to nic innego jak trzy tysiące kilometrów miesięcznie, które czuje się w rękach i nogach.

To akurat jest najprostsze. Jak mówi, kolarzem jest przez całą dobę i rok. Z wyjątkiem listopada, bo wtedy ma właśnie urlop. Zimą najczęściej trenuje w Hiszpanii, bo tam jest cieplej. - Na południu Europy kolarze są kimś. Kierowcy darzą ich szacunkiem, nawet przepuszczają na czerwonym świetle - śmieje się Piotr.

Najbardziej lubi jeździć szosami oraz trenować w górach. Jelenia Góra, Karpacz to jego ulubione miejsca do wyczynowej jazdy.

Ważny jest też zdrowy tryb życia. O papierosach oraz innych używkach może zapomnieć. Ale przede wszystkim ma ścisły reżim w jedzeniu. Unika więc słodyczy, wysokokalorycznych potraw.

Klub wypłaca mu sportową pensję. Ma też premię, ale tylko za podium. Nie chce powiedzieć, ile zarabia. Na sprzęt też nie narzeka. Co roku dostaje dwa nowe, markowe rowery, cenowo zawsze z najwyższej półki. Za taką sumę można kupić całkiem przyzwoite auto.

Są one wykonane z karbonu, więc lekkie. Ważą one 7, 5 kilogramów.

Piotra Krajewski złapał bakcyla

O jego kolarskiej pasji zdecydował przypadek. Miał wtedy 10 lat. Wcześniej jednak nie ciągnęło go do jazdy rowerem. Przełom nastąpił, kiedy o dwa lata starszy brat Piotrka zapisał się do klubu. Chłopiec podziwiał jego rower oraz strój, i zwyczajnie zazdrościł. Rodzice słyszeć nie chcieli jego próśb, tłumacząc, że chłopiec jest za mały na kolarstwo.

Ale szczęście mu dopisało. Pewnego dnia brat nie pojechał na trening. Przyjechał więc po niego trener, i przy okazji zabrał Piotra. Okazało się, że jego wiek nie jest przeszkodą.

No i tak trafił do KKS “Ognisko Białystok". Jak wspomina, pierwszy trener Maciej Gęsiewski był wymagający. Piotrek nie miał żadnej taryfy ulgowej. Na popularnej wówczas kolarzówce marki Romet codziennie trenował przez nawet dwie godziny dziennie. Najczęściej jeździł trasami w okolicach Choroszczy.

Na pierwsze sportowe zawody, na dystansie czterdziestu kilometrów, Piotrek pojechał do Nidzicy. Był to wyścig “ Nadzieje Olimpijski". Miał wtedy zaledwie 12 lat. I zwyciężył. Do domu wrócił z nowiutkim “góralem". Chłopiec poczuł smak rywalizacji i zwycięstwa. Przekonał wtedy rodziców do swojej nowej pasji.

- Kibicowali mi, a tato woził mnie na wyścigi - opowiada.

Potem były kolejne wyjazdy i zwycięstwa. Piotr coraz bardziej czuł, że ma chęci do kolarstwa. Jednak już po roku miał kryzys. Sport to bowiem przyjemność, ale także liczne wyrzeczenia. Jak opowiada, po lekcjach musiał codziennie trenować przez dwie godziny. A jego ciągnęło do towarzystwa rówieśników. Na szczęście, miał wsparcie w rodzicach i trenerze. Przekonywali go, by nie rezygnował. Wierzyli w niego.

Sukcesy i porażki

On natomiast marzył, by żyć z kolarstwa i rozwijać swoją pasję. Dlatego po skończeniu gimnazjum postanowił uczyć się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie. Tam już było profesjonalnie. Z rowerem praktycznie nie rozstawał się. Trener zauważył, że chłopak ma predyspozycje do kolarstwa torowego, bo Piotr jest wysoki i dobrze zbudowany. Sam jednak nie przepadał za tą dyscypliną sportu. - Jazda na torze, w hali była zbyt monotonna, a ja lubię jak coś się dzieje - przyznaje.

Na swoim koncie miał jednak sukcesy. Dwa srebrne medale na mistrzostwach Polski juniorów oraz zwycięstwa w Pucharach Polski. Pech chciał, że przed ważnymi zawodami, podczas treningu wypadł z toru i złamał obojczyk. Skończyło się to operacją i pożegnaniem z torem, ale nie kolarstwem.

Właśnie wtedy zwrócił na niego uwagę Zbigniew Ludwiniak, z Legii Felt. Potem jeździł w barwach zawodowej grupy kolarskiej Mróz Active Jet.

-Na początku było ciężko, ale dojeżdżałem do mety - mówi.

Rok 2009 był udany. Piotr wygrał ciężki, międzynarodowy wyścig Przyjaźni Polsko-Ukraińskiej im. płk Skopenki. Przejechał wtedy 1500 kilometrów, dziesięciokrotnie jako pierwszy mijał linię mety. W Irlandii był trzeci. Brąz zdobył także na mistrzostwach Polski. A w Szwajcarii wypróbował swoich sił na trasach górskich. Był wtedy w kadrze narodowej zawodników do lat 23. Zaczęły się nim interesować nie tylko polskie kluby. Ale zrezygnował.

- O ubiegłym roku chciałbym jak najszybciej zapomnieć - mówi Piotr.

Chłopak przyznaje, że nieco zachłysnął się dobrymi wynikami. Zbyt wcześnie nabrał pewności siebie, i miał apetyt na jeszcze więcej. Dlatego zwiększył czas treningów. Rowerem jeździł po 10 godzin dziennie.
Jak mówi, błędem była jego wyprawa na wyjątkowo trudny, dziesięcioetapowy wyścig w Urugwaju. Sprinterskie pojedynki w tym kraju są bardzo niebezpieczne. Co prawda, na jednym z etapów był trzeci, ale w te zawody włożył zbyt dużo sił i zdrowia, i to na początku sezonu.

Teraz czuje, że ma formę. Wie, że nie może jej zmarnować.

- Piotr liczy się w polskim kolarstwie szosowym - nie ma wątpliwości Paweł Myszka, szef wyszkolenia Polskiego Związku Kolarskiego. Duże nadzieje wiąże z nim Adam Wojewódka trener Pogoni Mostostal Puławy, w którego barwach jeździ obecnie Piotr. - Inaczej nie wziąłbym go do siebie. Ma duże możliwości, ale przede wszystkim dużo zależy od niego samego. Wierzę w niego - ucina krótko.

To czy będzie w reprezentacji kraju, zależy wyłącznie od Piotra. Ale musi to udowodnić. Trener nie ukrywa, że będzie uważnie obserwować starty kolarza.

Jego marzeniem jest Tour de France, czyli ściganie się z najlepszymi. Ale najpierw zawodnik z Podlasia musi zakwalifikować się do elitarnej dywizji kolarskiej.

- Moim idolem jest Mario Cipollini. To charyzmatyczny zawodnik. Miałem okazję go widzieć. Podczas zawodów poznałem też Petera Sagana, kolarza ze Słowacji - mówi Piotr.

Jak mówi uprawianie sportu nauczyło go uporu, dyscypliny oraz samodzielności. Tym bardziej, że od 15 roku życia żyje na tzw. walizkach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny